Można powiedzieć, że najnowszą płytę wciąż mało znanej grupy dowodzonej przez Steve'a Jansena zostawiłem sobie na deser kończącego się z wolna roku. Od jej premiery minęło już sporo czasu - żadna to gorąca nowość, żaden parzący w dłonie diament - ponieważ wydawnictwo Exit North zatytułowane "Anyway, Still" ukazało się na wiosnę tego roku, tuż przed rozpoczęciem mojego ulubionego turnieju na kortach w Monte Carlo. Nie jest to oczywiście album, który znajdziecie w podsumowaniach płytowych - zdziwiłbym się bardzo - które jak grzyby po grudniowym deszczu zaczęły ukazywać się kilkanaście dni temu. W tych ostatnich, z roku na rok, można dostrzec nie tylko prywatne idiosynkrazje rozmaitej maści krytyków (przeważają albumy energetyczne i dynamiczne, można by nawet podać przybliżony BPM tych wydawnictw), ale również coraz większy rozrzut dziennikarskich sympatii, co ma także swoje dobre strony. W zestawieniach popularnych portali czujne oko dostrzeże również pewne podobieństwa, gdyż na czołowych miejscach znalazły się takie tytuły jak: "False Lankun" - Lankun, "I Inside The Old Year Dying" - PJ Harvey, "The Records" - Boygenius, "Rat Saw God" - Wednesday, "Heavy Heavy" - Young Fathers, czy "Desire, I Want To Turn Into You" - Caroline Polachek.
Wydaje się, że nie po to zaglądamy na podobne do tego blogi, żeby przeczytać recenzję płyty Caroline Polachek - "Desire, ...". Raczej poszukujemy wydawnictw, które z jakichś powodów umknęły prasie głównego nurtu oraz dziennikarskiej gawiedzi, jakże często skupionej na powielaniu sprawdzonych już - przez innych kolegów z branży - wzorów, czy promowaniu, niejako przy okazji, własnej wcale nie takiej skromnej osoby.
Mam wrażenie, że czytelnikom tego bloga nie muszę przedstawiać postaci Steve'a Jansena (dawny perkusista grupy Japan) lub towarzyszącego mu od lat szwedzkiego pieśniarza Thomasa Feinera. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to artyści osobni, którzy nie mieszczą się w żadnej ciasnej gatunkowej szufladzie, bowiem dla własnych potrzeb stworzyli sobie stylistyczną niszę, w której doskonale się czują. Tak czy inaczej, ich dokonania bardzo rzadko bywają recenzowane, albo przybliżane w mniej lub bardziej wnikliwych opisach. Panowie po raz pierwszy zetknęli się ze sobą przy okazji powstania płyty "Slope" (2007), gdzie w znakomitej kompozycji autorstwa Steve'a Jansena - to ona w dzisiejszym wydaniu bloga rozbrzmiała jako pierwsza - pojawił się głos Feinera. Rok później światło dzienne ujrzała świetna i wciąż bardzo ceniona wśród kolekcjonerów płyta Thomasa Feinera - "The Opiates Revisited", którą wyprodukował brat Jansena - David Sylvian. Całkiem niedawno można było nabyć ekskluzywne, rocznicowe i winylowe wydanie tego materiału. Choć puryści dźwiękowi mocno narzekali na jakość tłoczenia, zarówno pierwszej, jak i drugiej edycji. Sam Thomas Feiner ponoć był załamany egzemplarzem, który otrzymał od wytwórni. Po krytyce szwedzkiego wokalisty album został wytłoczony ponownie, ale według zgodnej opinii wielu audiofilów, drugie wydanie również dalekie jest od doskonałości.
Przyznam, że Thomas Feiner to jeden z moich ulubionych wokalistów, który jakoś wypełnia mi lukę powstałą po tym, jak David Sylvian wycofał się z działalności artystycznej. Przy okazji szwedzkiego pieśniarza zawsze nieco utyskuję, że tak rzadko pojawia się, czy to na solowych albumach, czy jako gość zaproszony do studia nagraniowego. Jego charakterystyczny głęboki głos można także odnaleźć na płytach Steve'a Jansena. Ten ostatni w 2017 roku powołał do życia grupę Exit North, w której składzie oprócz Feinera, znajdziemy Ulfa Janssona (fortepian, instrumenty klawiszowe) oraz Charlesa Storma (multiinstrumentalista, producent). Rok później ukazał się ich debiutancki album zatytułowany "Book Of Romance And Dust'".
Drugie w dyskografii dzieło Exit North - "Anyway, Still" nie przynosi większych zmian stylistycznych. W wielu kompozycjach słychać wyraźnie znak jakości ich twórcy - Steve'a Jansena, który wraz z Thomasem Feinerem był również odpowiedzialny za warstwę tekstową. Chyba nikt tak umiejętnie, z wdziękiem oraz klasą, nie potrafi kreować i wypełniać przestrzeni, tworzyć subtelnych muzycznych światów, jak David Sylvian i Steve Jansen. Ich muzyki nie tylko się słucha, takie kompozycje widzi się i czuje. Szkoda tylko, że tak niewielu artystów próbowało i stara się, podążać wytyczonym przez nich szlakiem. Wydaje się, że to wciąż jest spory obszar do odkrywania i wypełniania treścią.
Na albumie "Anyway, Still" dominuje mroczny, spokojny nastrój, typowy dla poczynań wyżej wymienionego duetu. Chociaż płyta rozpoczyna się dość dynamicznie, jak na możliwości tego składu, od "I Only Believe In Untold Stories", który może przypominać dokonania Toma Waitsa. Podobnie brzmi "Bled Out", żywy lub nawet w pewnym sensie "przebojowy" w tym układzie, wyróżniający się fragment na balladowym tle znakomitej większości nagrań. W poszczególnych odsłonach tradycyjnie znajdziemy sporo ciszy, plastycznie przekształcanej, modyfikowanej na różne sposoby, poprzetykanej cichymi westchnieniami trąbki - Nicolas Rydh, Janne Bjerger - lub oddechami wiolonczeli. O dodatkowe barwy i promienie światła postarała się Orkiestra Symfoniczna z Bratysławy, która tyle dobrego zrobiła w aranżacjach albumu "The Opiates Revisited" (tutaj wykorzystano orkiestrę z Polski). Zwraca na siebie uwagę charakterystyczna dla twórczości Jansena dbałość o szczegóły, skupienie się na pojedynczym detalu, gdyż każdy element ma znaczenie w tak rozumianej aranżacji.
Moim ulubiony utworem od pierwszego przesłuchania został "In The Game", znakomity, trafiony i jasny punkt na mapie tego mrocznego wydawnictwa. Szkoda, że takich udanych fragmentów nie ma nieco więcej. Nie jest to oczywiście album na miarę płyty roku, ale z pewnością godny uwagi.
(nota 7.5/10)
Wspaniałe nagranie!! Dlatego w "dodatkach..." raz jeszcze pojawi się Thomas Feiner, ze słabo znanego singla, u boku artysty wystąpili Giorgio Li Calzi (flugelhorn) oraz Roberto Cechetto (gitara).
Nie byłoby Thomas Feinera, gdyby nie David Sylvian, warto wracać również do starych zapomnianych płyt, tutaj u boku Hectora Zazou na świetnym albumie "Sahara Blue".
Skoro duety i kolaboracje, to David Sylvian w towarzystwie Ryuichi Sakamoto, z mało znanej epki "World Citizen".
David Sylvian, Steve Jansen, Arve Henriksen, Burnt Friedman, czyli grupa Nine Horses oraz kultowy, doskonały album "Snow Borne Sorrow".
Steve Jansen, David Sylvian oraz kontrabasista Keith Lowe, w utworze demo ze specjalnej sesji nagraniowej Nine Horses.
Steve Jansen, David Sylvian, urocza Nina Kinert oraz fragment specjalnej wersji utworu, który w oryginale znalazł się na wspomnianym już dzisiaj albumie "Slope".
Na koniec zostawię Was w dobrych rękach, sam na sam z Davidem Sylvianem. Oto jeden z ostatnich wywiadów, jakich udzielił ten wyjątkowy artysta.