sobota, 16 grudnia 2023

EXIT NORTH - "ANYWAY, STILL" (Self-Released) "Poeci zmierzchu"

 

     Można powiedzieć, że najnowszą płytę wciąż mało znanej grupy dowodzonej przez Steve'a Jansena zostawiłem sobie na deser kończącego się z wolna roku. Od jej premiery minęło już sporo czasu - żadna to gorąca nowość, żaden parzący w dłonie diament - ponieważ wydawnictwo Exit North zatytułowane "Anyway, Still" ukazało się na wiosnę tego roku, tuż przed rozpoczęciem mojego ulubionego turnieju na kortach w Monte Carlo. Nie jest to oczywiście album, który znajdziecie w podsumowaniach płytowych - zdziwiłbym się bardzo - które jak grzyby po grudniowym deszczu zaczęły ukazywać się kilkanaście dni temu. W tych ostatnich, z roku na rok, można dostrzec nie tylko prywatne idiosynkrazje rozmaitej maści krytyków (przeważają albumy energetyczne i dynamiczne, można by nawet podać przybliżony BPM tych wydawnictw), ale również coraz większy rozrzut dziennikarskich sympatii, co ma także swoje dobre strony. W zestawieniach popularnych portali czujne oko dostrzeże również pewne podobieństwa, gdyż na czołowych miejscach znalazły się takie tytuły jak: "False Lankun" - Lankun, "I Inside The Old Year Dying" - PJ Harvey, "The Records" - Boygenius, "Rat Saw God" - Wednesday, "Heavy Heavy" - Young Fathers, czy "Desire, I Want To Turn Into You" - Caroline Polachek.



Wydaje się, że nie po to zaglądamy na podobne do tego blogi, żeby przeczytać recenzję płyty Caroline Polachek - "Desire, ...". Raczej poszukujemy wydawnictw, które z jakichś powodów umknęły prasie głównego nurtu oraz dziennikarskiej gawiedzi, jakże często skupionej na powielaniu sprawdzonych już - przez innych kolegów z branży - wzorów, czy promowaniu, niejako przy okazji, własnej wcale nie takiej skromnej osoby.

Mam wrażenie, że czytelnikom tego bloga nie muszę przedstawiać postaci Steve'a Jansena (dawny perkusista grupy Japan) lub towarzyszącego mu od lat szwedzkiego pieśniarza Thomasa Feinera. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to artyści osobni, którzy nie mieszczą się w żadnej ciasnej gatunkowej szufladzie, bowiem dla własnych potrzeb stworzyli sobie stylistyczną niszę, w której doskonale się czują. Tak czy inaczej, ich dokonania bardzo rzadko bywają recenzowane, albo przybliżane w mniej lub bardziej wnikliwych opisach. Panowie po raz pierwszy zetknęli się ze sobą przy okazji powstania płyty "Slope" (2007), gdzie w znakomitej kompozycji autorstwa Steve'a Jansena - to ona w dzisiejszym wydaniu bloga rozbrzmiała jako pierwsza - pojawił się głos Feinera. Rok później światło dzienne ujrzała świetna i wciąż bardzo ceniona wśród kolekcjonerów płyta Thomasa Feinera - "The Opiates Revisited", którą wyprodukował brat Jansena - David Sylvian. Całkiem niedawno można było nabyć ekskluzywne, rocznicowe i winylowe wydanie tego materiału. Choć puryści dźwiękowi mocno narzekali na jakość tłoczenia, zarówno pierwszej, jak i drugiej edycji. Sam Thomas Feiner ponoć był załamany egzemplarzem, który otrzymał od wytwórni. Po krytyce szwedzkiego wokalisty album został wytłoczony ponownie, ale według zgodnej opinii wielu audiofilów, drugie wydanie również dalekie jest od doskonałości.



Przyznam, że Thomas Feiner to jeden z moich ulubionych wokalistów, który jakoś wypełnia mi lukę powstałą po tym, jak David Sylvian wycofał się z działalności artystycznej. Przy okazji szwedzkiego pieśniarza zawsze nieco utyskuję, że tak rzadko pojawia się, czy to na solowych albumach, czy jako gość zaproszony do studia nagraniowego. Jego charakterystyczny głęboki głos można także odnaleźć na płytach Steve'a Jansena. Ten ostatni w 2017 roku powołał do życia grupę Exit North, w której składzie oprócz Feinera, znajdziemy Ulfa Janssona (fortepian, instrumenty klawiszowe) oraz Charlesa Storma (multiinstrumentalista, producent). Rok później ukazał się ich debiutancki album zatytułowany "Book Of Romance And Dust'".

Drugie w dyskografii dzieło Exit North - "Anyway, Still" nie przynosi większych zmian stylistycznych. W wielu kompozycjach słychać wyraźnie znak jakości ich twórcy - Steve'a Jansena, który wraz z  Thomasem Feinerem był również odpowiedzialny za warstwę tekstową. Chyba nikt tak umiejętnie, z wdziękiem oraz klasą, nie potrafi kreować i wypełniać przestrzeni, tworzyć subtelnych muzycznych światów, jak David Sylvian i Steve Jansen. Ich muzyki nie tylko się słucha, takie kompozycje widzi się i czuje. Szkoda tylko, że tak niewielu artystów próbowało i stara się, podążać wytyczonym przez nich szlakiem. Wydaje się, że to wciąż jest spory obszar do odkrywania i wypełniania treścią.



Na albumie "Anyway, Still" dominuje mroczny, spokojny nastrój, typowy dla poczynań wyżej wymienionego duetu. Chociaż płyta rozpoczyna się dość dynamicznie, jak na możliwości tego składu, od "I Only Believe In Untold Stories", który może przypominać dokonania Toma Waitsa. Podobnie brzmi "Bled Out", żywy lub nawet w pewnym sensie "przebojowy" w tym układzie, wyróżniający się fragment na balladowym tle znakomitej większości nagrań. W poszczególnych odsłonach tradycyjnie znajdziemy sporo ciszy, plastycznie przekształcanej, modyfikowanej na różne sposoby, poprzetykanej cichymi westchnieniami trąbki - Nicolas Rydh, Janne Bjerger - lub oddechami wiolonczeli. O dodatkowe barwy i promienie światła postarała się Orkiestra Symfoniczna z Bratysławy, która tyle dobrego zrobiła w aranżacjach albumu "The Opiates Revisited" (tutaj wykorzystano orkiestrę z Polski). Zwraca na siebie uwagę charakterystyczna dla twórczości Jansena dbałość o szczegóły, skupienie się na pojedynczym detalu, gdyż każdy element ma znaczenie w tak rozumianej aranżacji.   

Moim ulubiony utworem od pierwszego przesłuchania został "In The Game", znakomity, trafiony i jasny punkt na mapie tego mrocznego wydawnictwa. Szkoda, że takich udanych fragmentów nie ma nieco więcej. Nie jest to oczywiście album na miarę płyty roku, ale z pewnością godny uwagi.

(nota 7.5/10)

 



Wspaniałe nagranie!! Dlatego w "dodatkach..." raz jeszcze pojawi się Thomas Feiner, ze słabo znanego singla, u boku artysty wystąpili Giorgio Li Calzi (flugelhorn) oraz Roberto Cechetto (gitara).



 Nie byłoby Thomas Feinera, gdyby nie David Sylvian, warto wracać również do starych zapomnianych płyt, tutaj u boku Hectora Zazou na świetnym albumie "Sahara Blue".



Skoro duety i kolaboracje, to David Sylvian w towarzystwie Ryuichi Sakamoto, z mało znanej epki "World Citizen".



David Sylvian, Steve Jansen, Arve Henriksen, Burnt Friedman, czyli grupa Nine Horses oraz kultowy, doskonały album "Snow Borne Sorrow".



Steve Jansen, David Sylvian oraz kontrabasista Keith Lowe, w utworze demo ze specjalnej sesji nagraniowej Nine Horses.



Steve Jansen, David Sylvian, urocza Nina Kinert oraz fragment specjalnej wersji utworu, który w oryginale znalazł się na wspomnianym już dzisiaj albumie "Slope".



Na koniec zostawię Was w dobrych rękach, sam na sam z Davidem Sylvianem. Oto jeden z ostatnich wywiadów, jakich udzielił ten wyjątkowy artysta.




sobota, 9 grudnia 2023

FORTUNATO DURUTTI MARINETTI - "EIGHT WAVES IN SEARCH OF AN OCEAN" (Soft Abuse Rec.) "Włosi w Kanadzie"

 

     Ktoś, kto regularnie i w miarę uważnie śledzi również nagłówki moich wpisów na blogu, może pomyśleć, że w ostatnich tygodniach szczególnie skupiłem się na włoskiej scenie alternatywnej. W ubiegły zasypany śniegiem piątek zaprezentowałem zespół włoskiego artysty - Oslo Tapes - który upodobał sobie norweskie krajobrazy, a dziś, dla odmiany, kolejny przedstawiciel ziemi włoskiej, który znalazł dla siebie bezpieczną przystań w kanadyjskiej aglomeracji, jaką jest Toronto. Zanim do tego doszło, Daniel Colussi, bo to o nim mowa, sporo podróżował, także po Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, trzymając dłonie na kierownicy swojego starego wysłużonego volvo, w wersji kombi. Przy okazji, w trakcie postojów, grał na gitarze i śpiewał w dwóch mało znanych grupach Shilos i Pinc Linclons.



Podczas tych niespiesznych wojaży od miasta do miasta, Daniel Colussi poznawał lokalny folklor oraz muzyków, uczestniczył w warsztatach artystycznych, również dotyczących poezji, jak chociażby tych prowadzonych przez Roberta Dewhursta. Nasz dzisiejszy bohater jest żywo zainteresowany literaturą, dlatego tytuł jednej z kompozycji - "Lightning On A Sunny Day" zaczerpnął z prozy Ishmaela Reeda, powieść - "Mumbo Jambo" (lewicowy pisarz, książka z 1972 roku, wydana także w naszym kraju, w 2007 roku założył The Ishmael Reed Quintet). Nic więc dziwnego, że Daniel Colussi swoje bieżące dokonania muzyczne określa terminem "poetic-jazz-rock". Co do dwóch pierwszych członów tej etykiety trudno mieć zastrzeżenia, jednak określenie "rock" niezbyt trafnie ujmuje styl urodzonego w Turynie gitarzysty i wokalisty. Moim zdaniem jego dokonania zdecydowanie bliżej sytuują się alternatywnego popu, co podkreśla specyficzne miękkie brzmienie. 

W tym kontekście, muszę przyznać, że kiedy słuchałem udanej kompozycji "Lightning On A Sunny Day" (mój "przebój tygodnia"), przez chwilę miałem wątpliwości, czy wykorzystany w tym nagraniu saksofon, jest rzeczywiście żywym instrumentem, a nie dajmy na to, jego zamiennikiem wygenerowanym przez syntezator. Na płycie zagrał na nim John Nicholson i Alex Hamlin, wykładowca na Uniwersytecie Long Island, który prowadzi również własny drobny skład Alex Hamlin's Hog Trio. Oprócz niego w studiu nagraniowym pojawiło się kilku gości: Jessica Delisle (wokal), Anh.T Phung - flet, czy Brandon Gibson -De Groote, który zagrał na skrzypcach oraz odpowiedzialny był za aranżacje. Producentem płyty "Eight Waves In Search Of An Ocean" został Sandro Perri, znany ze współpracy z wytwórnią Constallation Records, grupą Great Lake Swimmers, czy ostatnio z formacją Destroyer.

Do twórczości tego ostatniego zespołu włoskiemu artyście zdecydowanie najbliżej, również za sprawą melodyki, która może przypominać piosenki zespołu dowodzonego przez Dana Bejara. Trop tej formacji był już obecny podczas tworzenia debiutanckiego materiału, wydanego początkowo tylko na kasecie i zatytułowanego "Desire" (2020), gdzie na gitarze zagrał Nick Bragg, gitarzysta grupy Destroyer. Kolejne, nie tylko moje, porównania nastroju kompozycji Fortunato Duruti Marinetti, to Andrew Bird i jego przeboje, chociaż twórca albumu "Hands Of Glory", chętnie skręca w stronę  indie-folku. Starsi kolekcjonerzy płyt wokalizę Daniela Colussi mogą skojarzyć z niespiesznymi pieśniami Lou Reeda. Okładka płyty "Eight Waves In Search Of An Ocean"  w zamierzeniach  autora, miała być wyrazem hołdu dla albumu Jean -Cloude'a Vanniera "L'enfant Assassin Desmouches" (1972).

(nota 7.5/10)



 

W Barcelonie działa i tworzy duet Paul Roca i RJ. Sinclair, który przybrał nazwę Lost Tapes, i jakiś czas temu opublikował epkę zatytułowaną "Crossing Towns".



Felix Buff, ukrywający się pod szyldem Rudiger, również działa w Hiszpanii, miasteczko Bera (Nawarra). Zajrzymy na jego niedawno wydany album zatytułowany "The Dancing King".



See Jazz to projekt muzyczny powołany do życia przez Aarona Pfannebeckera, który kilka dni temu opublikował debiutanckie wydawnictwo zatytułowane "Is This Anything".



W Omaha, stan Nebraska, działa formacja, który przybrała niezbyt wyszukaną nazwę Ex Lover. Ich ostatni niedawno wydany album nosi tytuł "Devotion".




Kolejna śpiewająca pani to Nina Nastasia, która wraz z gitarzystą Jeffem MacLeodem, tworzą duet Jolie Laide. Kilka dni temu ukazała się ich płyta zatytułowana po prostu "Jolie Laide".



 Z miasta Rochester, stan Nowy Jork, pochodzi wokalista i gitarzysta Charlie Reitz, w połowie listopada ukazała się jego epka "Happiness/Loneliness". Oto mój ulubiony fragment.



Przed nami psychodeliczna odsłona stanu Texas, bowiem z miasta Houston pochodzi grupa Leon III, która niedawno opublikowała trzecią w dyskografii studyjną płytę "Fairweather Friend".



Powrócimy na prezentowaną już jakiś czas temu w sekcji "Dodatki..." płytę amerykańskiego perkusisty Mike Reeda zatytułowaną "The Separatist Party".




Saksofonista z Nowego Yorku - Jeremy Udden i fragment z jego niedawno wydanej płyty "Wishing Flower", na basie Jorge Roeder, na perkusji Ziv Ravitz, a na gitarze zagrał nasz dobry znajomy Ben Monder.







 

sobota, 2 grudnia 2023

OSLO TAPES - "STARING AT THE SUN BEFORE GOIN' BLIND (Grazil Records) "Włosi w Norwegii"

 

       Norwegia to od dawna cel wielu nie tylko wakacyjnych podróży. Zwykle kojarzy się z przepięknymi fiordami, lodowcami, czy wodospadami; znajduje się tam największy wodospad w Europie, szósty pod tym względem na świecie - Vinnufossen. Zachwycać mogą jedyne w swoim rodzaju widoki przyrody, zapierające dech w piersi krajobrazy, bo i strzeliste pasma górskie, przypominające scenerie filmowe (chociażby grań Romsdalseggen), i malownicze wioski, miejscowość Flam, zabytkowa linia kolejowa, cudowna panorama Reine i Kjerkfjorden, wreszcie kraina zorzy polarnej. Nic więc dziwnego, że pod wrażeniem ojczyzny Jona Fosse'a (Nagroda Nobla w dziedzinie literatury 2023) był również Marco Campitelli (włoski gitarzysta i wokalista), który po powrocie z Norwegii (2010) postanowił założyć zespół o nazwie Oslo Tapes.



Pochodzący z miasta Lanciano (południowe wybrzeże Adriatyku) muzyk wcześniej działał na rynku muzycznym pod szyldem The Marigold. Przy okazji wydania płyty "Erotomania" (2007) nawiązał współpracę z producentem Amaury Cambozatem (członek grupy FAUST, czy Ulan Bator), która to relacja trwa do dziś, bowiem ten ostatni z wymienionych jest współtwórcą i aranżerem kompozycji zawartych na wydanym wczoraj albumie "Staring At The Sun Before Goin' Blind". Czwarte w dorobku wydawnictwo grupy o zmiennym składzie, jest zarazem tym najlepszym. Przy okazji notek personalnych warto odnotować dwóch gości, którzy pojawili się w studiu nagraniowym "Let Go Ego Sound Studio" - wiolonczelista Siker  Mana oraz Dahma Majuri Cipolla (perkusista zespołu Mono), zagrał w utworze "Ethereal Song" i "Middleground". 

Charakterystycznym ogniwem muzyki Oslo Tapes są sekwencje powtarzających się dźwięków - gitar, basu lub syntezatorów - wokół  których później rozbudowuje się poszczególne warstwy kompozycji. Pewnie stąd w opisach dokonań włoskiej formacji często pojawia się określenie "krautrock". Może być ono nieco mylne, ponieważ grupa Oslo Tapes umiejętnie lawiruje na pograniczu kilku stylistyk - post/art/prog/indie/noise, celowo nie zastyga na dłużej w żadnym nurcie. Z art-rockowej estetyki Marco Campitelli najchętniej czerpie przestrzeń, norweskie pejzaże odmalowane przez partie gitar i syntezatorów oraz typową w tym wydaniu wokalizę. Ta, na całe szczęście, uległa poprawie, w stosunku do tego, co zaprezentowano na poprzednim albumie "OR" (2021), gdzie warstwy wokalne pozostawiały wiele do życzenia. Mówiąc krótko, prezentowały się dość mizernie, potraktowane przez elektroniczne przetworzenia. 

Znakomite otwarcie - "Gravity" - motywem gitarowym może przypominać dawne nagrania The Cure (z okresu pyty "Wish"). To nawiązanie do twórczości Roberta Smitha można dostrzec w kilku fragmentach, chociażby w zamykającym całość, tytułowym "Staring At The Sun Before Goin' Blind", gdzie słychać także podobieństwa do grupy Swans, w tym hipnotycznym cierpliwie powtarzanym temacie. Mocne gitarowe riffy charakterystyczne dla poczynań włoskiej formacji, budują napięcie i wraz z sekcją rytmiczną skutecznie odmierzają rytm - "Ethereal Song", "Reject Yr Regret". Marco Campitelli lubi odrobinę przybrudzić faktury swoich kompozycji, przy okazji nieco je również przełamać, i jak sam chętnie przyznaje: "w chaosie spróbować poszukać śladów harmonii". Z tej próby wychodzi obronną ręką, o czym możecie się przekonać, słuchając najnowszej propozycji Oslo Tapes.

(nota 7.5/10)


 


Sekcję "Dodatków..." rozpoczniemy od wizyty w Finlandii, skąd pochodzi zespół IWATSW (I Was A Teenage Satan Worshipper), który przypomniał o sobie po kilku latach milczenia, i parę dni temu opublikował album "Blood North". Oto mój ulubiony utwór.



W ubiegłym tygodniu ukazała się płyta londyńskiej grupy Meadow Meadow zatytułowana "You Are So Alive".



Przed Wami zgrabny damsko-męski duecik, Uschenko/Van Dessel, czyli formacja Ghostwomen oraz fragment zapowiadanej niedawno płyty "Hindsight Is 50/50", która ukazała się w ubiegłym tygodniu. Album stylistycznie  nawiązuje do tego, co działo się na początku lat dziewięćdziesiątych, który to okres był najlepszym czasem dla tego typu gitarowego grania.



Christopher Pravdica to członek zespołu Xiu Xiu oraz Swans. Projekt o nazwie We Owe to jego solowe wcielenie. Wczoraj opublikował całkiem udany album zatytułowany "Major Inconvenience".



Przeniesiemy się do Irlandii, skąd pochodzi John Francis Flynn, który kilka dni temu wydał debiutancką płytę "Look Over The Wall, See The Sky".



Pozostaniemy w podobnym nastroju zaglądając na płytę "7171 (Expended Edition)", duetu z miasta Los Angeles, czyli Monde UFO.



Zespół z Filadelfii - Full Of Hell And Nothing, działający na pograniczu stylistyk shoegaze/metal, wczoraj opublikował nowe wydawnictwo zatytułowane "When No Birds Sang".



Tom Fleming - wokalista grupy Wild Beasts - postanowił spróbować swoich sił poza zespołem. Pod szyldem One True Pairing zgrabnym singlem "Frozen food Centre" zapowiada premierę debiutanckiej płyty.



Kwintet z Londynu przybrał nazwę Leather.Head i w dniu wczorajszym opublikował nowy album zatytułowany "Welded". Oto najlepszy fragment z tego wydawnictwa. 



Mało kto w naszym kraju kojarzy postać Piero Piccioni - to znakomity kompozytor muzyki filmowej, w dorobku ponad trzysta ścieżek dźwiękowych (sic!) do rozmaitych filmów. W ubiegłym tygodniu ukazała się wspomnieniowa płyta "Grand Central Jazz", do której naprawdę warto zajrzeć. Posłuchajcie sami!!



Zastanawiam się, czy nie wprowadzić nowej rubryki - "najczęściej słuchane w tym tygodniu" - bowiem niekiedy dopadają nas kompozycje dawne, niby znane, i nie zawsze czerpiemy niezwykłą pożywkę z "nowości". Tym razem było podobnie, zupełnie przypadkiem powróciłem do... arcydzieła Wayne'a Shortera - "Infant Eyes", pochodzącego ze wspaniałej płyty "Speak No Evil", wydanej w czerwcu 1966 roku przez oficynę Blue Note Records. Oprócz wybitnego saksofonisty, na trąbce zagrał Freddie Hubbard, Herbie Hancock zasiadł za klawiaturą fortepianu, Ron Carter (bas) i Elivn Jones (perkusja). Sami przyznacie, że we współczesnej muzyce improwizowanej bardzo brakuje takich perełek.