czwartek, 25 sierpnia 2016

Plantman - "To the Lighthouse" Arlen (dyskretny urok dziecięcej prostoty)



Przeglądając nowości płytowe mój czujny wzrok od razu przyciągnęła barwna okładka, na której to uwieczniono stromy klif oraz tytułową latarnię morską. Nazwa Plantman potwierdziła jedynie moje wcześniejsze przypuszczenia. Okładki płyt tego zespołu są bardzo charakterystyczne i przypominają dziecięce rysunki. Bardzo podobał mi się ich poprzedni album - "Whispering trees" - wydany w 2013 roku (z równie malowniczą okładką). "To the Lighthouse" to trzecia płyta długogrająca w dorobku zespołu. Formację tworzą: Adam Radmall  (bas), Bryan Styles (perkusja), Matt Randall (wokalista, gitarzysta, klawiszowiec). Muzyka zespołu Plantman jest prosta jak dziecięce rysunki, ale też bardzo urokliwa niczym okładki ich płyt. W tej prostocie jest jednak mnóstwo barw i odcieni. Kompozycje zrobione są z dużym wyczuciem oraz ze smakiem. Z pozoru może się wydawać, że wystarczy wziąć do ręki gitarę i brzdąknąć coś w dur i w moll. Nic bardziej mylnego. Autentyczność, delikatność, wyrafinowanie, urok, to kolejne cechy, które z pewnością można przypisać zespołowi Plantman. Przywołując ewentualne skojarzenia dotyczące muzyki tej formacji, można podsunąć kilku bardziej znanych przedstawicieli alternatywnego grania, takich jak: Belle and Sebastian, Camera Obscura, Kings of Convenience, czy niedoceniony polski skład Twilite (płyta "Quiet Giant"). Z pewnością obok wyjątkowo zgrabnych aranżacji i zapadających w pamięć linii melodycznych wart podkreślenia jest również charakterystyczny głos wokalisty Matta Randalla. Przyjemna dla ucha barwa bez trudu przyciąga uwagę słuchacza. 
Najnowsza, wydana niedawno płyta "To the Lighthouse" nie przynosi żadnych większych zmian. Większość krytyków, dziennikarzy oraz portali muzycznych podtrzymując świecką tradycję nawet jej nie zauważyła, kapryśny jak 40 -letnia dziewica rynek muzyczny również nie zareagował na jej pojawienie się, a na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych odnotowano drobne spadki. Być może na poprzednim albumie "Whispering trees" użyto nieco więcej instrumentów i stąd na poziomie aranżacji płyta posiadała nieco bogatsze brzmienie. Gatunkowo wciąż jest to indie-folkowe granie. Kompozycje zamieszczone na płycie trwają 3, 4 minuty i tworzą spójną całość. Moje ulubione utwory to: "A quieter place", "Morning after", "Frost fayre", i chyba najładniejszy "Slow design". Na albumie dominuje nostalgiczny nastrój. Znalazły się tu i zgrabne ballady i zamykający całość instrumentalny utwór "Awake", ale także nieco bardziej dynamiczne piosenki, które w moim odczuciu mają potencjał przebojów.
 Szkoda tylko, że rozgłośnie radiowe tak rzadko sięgają po podobne albumy. Słuchacz chciałby od czasu do czasu posłuchać po prostu ładnych, subtelnie i ze smakiem zaaranżowanych piosenek, których linie melodyczne łatwo zapamiętać, i które będzie nucił przez kilka następnych dni. Jedno wciąż nie ulega wątpliwości - co znakomicie potwierdza najnowsza płyta "To the Lighthouse" - że zespół Plantman naprawdę jest godny uwagi. (Nota 7/10).












czwartek, 18 sierpnia 2016

EXPLODED VIEW - "Exploded view" Sacred bones records (Annika Henderson po drugiej stronie lustra)

                                                                                             fot.internet
                                             

Nie jest to pierwsza płyta w dorobku Anniki Henderson. Wokalistka wcześniej pojawiła się na epkach, singlach i różnych kolaboracjach. Jej debiut fonograficzny - "Anika" - przypadł na rok 2010 i był efektem współpracy z Geoffem Barrowem (Portishead). Już wtedy i przy okazji wydania tego krążka w prasie muzycznej pojawiły się porównania Anniki do Nico z The Velvet Underground & Nico. Niektórzy niezbyt przychylni recenzenci zarzucali jej, że jest posiadaczką zbyt chłodnego, matowego, beznamiętnego głosu. Trzeba przyznać, że brawa głosu Henderson jest specyficzna, nieco mglista, a skala niezbyt szeroka, ale ma to swój niepowtarzalny urok. Uważam - na przekór niektórym krytykom muzycznym - że głos Anniki to spory atut. I to właśnie on, oprócz niektórych elementów na poziomie aranżacji, przede wszystkim zapada w pamięć. Jeśli zaś chodzi o moje prywatne skojarzenia, to w kilku momentach płyty "Exploded view" Annika Henderson przypominała mi barwą głosu Laetitie Sadier (Stereolab). Henderson nie eksperymentuje używając swojego głosu. Śpiewając czy deklamując zwykle używa prostych środków. Jej hipnotyczny długimi fragmentami ton porusza się praktycznie w jednym tylko i niezbyt szerokim paśmie. Może dzięki temu wokalistka bez trudu owija słuchacza w przyjemny lepki kokon.
Nie byłoby albumu "Exploded view", gdyby Annika nie zaprosiła do współpracy trzech producentów i muzyków - Martina Thulina (perkusja), Hugo Quezadę (bas, syntezator), Hectora Melgarejo (gitara, syntezator). Warto w tym miejscu podkreślić, że utwory na płytę powstały jako zapis improwizacyjnych sesji członków zespołu.

Płytę otwiera kompozycja "Lost Illusion", oparta na powtarzalnej strukturze brzmieniowej, w skład której wchodzi perkusja, zapętlone brzmienie syntezatora oraz gitary. Po krótkim wstępie pojawia się charakterystyczny głos Anniki, który niczym reflektor rozświetla mroczne pomieszczenie. Jeśli chodzi o klimat płyty, to nad całością unosi gęsty psychodeliczny obłok. Mamy tutaj dyskretne aczkolwiek wyraźne nawiązania do krautrocka (poziom rytmiczny) oraz do psychodelii, szczególnie do reprezentantów tego gatunków, którzy nagrywali albumy pod koniec lat 60-tych. Piosenką, która nieco odbiega nastrojem od reszty kompozycji, jest utwór "Disco Glove". W tym utworze dominuje i wszystko porządkuje krautrockowy rytm, na którym osadzono ciężkie "mechaniczne dźwięki", przywołujące skojarzenia z industrialnym brzmieniem (tony i odgłosy przetworzone przez nakładki oraz rozmaite filtry i elektroniczne efekty). Moja ulubiona kompozycja ukrywa się pod indeksem 6 i zatytułowana jest "Stand Your Ground". Melancholijny nastrój, repetytywne struktury i wyraźne, jak dla mnie, podobieństwo do dawnych utworów wspaniałego Stereolab. Do pełni szczęścia brakuje tylko chóru, drugiego kobiecego głosu (obecnego w Stereolab), powtarzającego wybrane frazy. Retro-pop na usługach psychodelii. Tytuł piosenki "Orlando", która to promowała album, został zaczerpnięty z powieści Virginii Woolf - "Orlando". W refren utworu został wpleciony cytat z tej książki.

Tworzenie muzyki ma dla Anniki Henderson funkcję terapeutyczną, jest sposobem na pogodzenie się z samym sobą oraz próbą znalezienia sensu i własnej drogi. Annika krytykuje materialistyczne podejście do życia (w przerwie od muzyki zajmowała się dziennikarstwem politycznym). Wokalistka podkreśla swoiste uwikłanie człowieka w sztuczny świat konsumpcji, w którym dominuje nieustanna pogoń za coraz to nowszymi produktami i potrzebami podsuwanymi przez specjalistów od marketingu. Ten niekiedy szaleńczy bieg sprawia - zdaniem Henderson - że tak naprawdę odwracamy się od samych siebie. "Masz dom? Masz samochód? Masz chłopaka? Planujesz ślub?... Nienawidzę tego" - powiedziała Annika w jednym z wywiadów. - "Nie mam domu. W rzeczywistości nie mam niczego (...). Mam jeszcze rower" - dodała z rozbrajającą szczerością.

Pomimo tego, że rozwiązania techniczne albumu "Exploded View" są nowoczesne, słychać na płycie echa dawnych muzycznych epok, głównie ślady myślenia o dźwięku i kompozycji, które doszło do głosu w latach 60-tych ubiegłego wieku i rozkwitało na przełomie lat 60-70.Po przesłuchaniu krążka oprócz psychodelicznego nastroju i kilku naprawdę znakomitych utworów, w pamięci pozostaje głos Anniki Henderson. Jednym zdaniem ...coś całkiem smacznego dla "tańczących inaczej". (nota 7.5/10)



 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

TAXIWARS - "TaxiWars" (zamiast recenzji) Universal music



Kiedy byliście ostatnio w  Gandawie? Dlaczego pytam - bo to właśnie stamtąd pochodzi zespół TaxiWars. W skład zespołu wchodzą: Tom Barman (wokalista, znany przede wszystkim z formacji dEUS), Robin Verheyen(saksofon), Nicolas Thys(bas) oraz Antoine Pierre(perkusja). Inspiracją dla takiej właśnie nazwy był ponoć utwór "Taxi war dance" z repertuaru Counta Basiego. Na koncie belgijskiej formacji znajduje się tylko jedna debiutancka płyta. Przy okazji tego zespołu tu i ówdzie pojawiły się porównania czy skojarzenia z nieodżałowanym i znakomitym Morphine. Trudno zaprzeczyć, że są jakieś podobieństwa, ale są również spore różnice pomiędzy tymi dwiema formacjami. Podstawowa jest taka, że Morphine był zespołem mimo wszystko z pogranicza alternatywnego rocka,(klasyczny podział zwrotka-refren). Natomiast korzenie TaxiWars usadowione są jednak w szeroko pojętym jazzie. Belgijscy twórcy oczywiście bardzo często wychodzą poza ramy tego gatunku, szukając odpowiednich środków wyrazów - mamy tu bowiem i punkową dynamikę, hiphopowy rytm, i recytację mrocznej poezji.

  Bazą dla utworów TaxiWars jest zwykle jednostajny rytm podawany przez kontrabas i perkusję. Dopiero na tak zarysowanym tle mogą pojawić się dwaj pozostali członkowie zespołu oraz ich instrumenty. Teksty wyśpiewywane czy też wypowiadane przez Toma Barmana okraszane są przez barwne solówki saksofonu. Barman często ogranicza się do melorecytacji lub bardzo energetycznego wypowiadania poszczególnych fraz tekstu, akcentując tym samym ważne dla przekazu treści. Dzięki temu utwory zyskują na dynamice. Niekiedy muzyka TaxiWars rzeczywiście przypomina jazdę taksówką przez zatłoczone miasto. Jesteśmy mocno spóźnieni, lotnisko jest daleko, a szofer gna na łeb, na szyję, na złamanie karku, łamie przepisy i ograniczenia, slalomem omija kolejne samochody, robi wszystko, żebyśmy zdążyli na czas. Debiutancki album zawiera dwanaście równych oraz interesujących kompozycji. W "Recent winds" kolejne frazy odmierzane leniwymi pociągnięciami strun kontrabasu, subtelnymi oddechami saksofonu, wprowadzają słuchacza w melancholijny nastrój. Jednak większość materiału muzycznego znajdująca się na debiutanckim krążku ma bardziej dynamiczny charakter. Piosenka "It went boom" przypomina mi klimat utworu "A real indication" Angela Badalamentiego i Thought Gang. Zespół bardzo dobrze wypada podczas grania na żywo. Mogli przekonać się o tym wszyscy ci, którzy wybrali się na koncert TaxiWars w trakcie trwania tegorocznego Off Festivalu.