Któż z Was, drodzy stali czytelnicy oraz Wy, napływowi goście, którzy sporadycznie tutaj zaglądacie w ramach niejasnych poszukiwań, kojarzy nazwisko Einara Straya? Otóż to! Pewnie norweski artysta nieco bardziej rozpoznawalny jest w swojej ojczyźnie. Choć, bez przesady. Raczej bywa kojarzony w wąskich kręgach fanów muzyki alternatywnej albo pośród tych, którzy po prostu każdego dnia mijają się z nim na chodniku, czy przejściu dla pieszych, kiedy to krążą po przedmieściach Oslo niczym swobodne elektrony. Myślę, że warto zapamiętać to imię i nazwisko. Einar Stray przygodę z mniej lub bardziej uporządkowanymi dźwiękami rozpoczął pod koniec 2006 roku, kiedy na stronie MYSPACE zamieścił kilka własnych piosenek, nagranych w przytulnym wnętrzu sypialni. Jakiś czas później skompletował pierwszy skład i pod szyldem Einar Stray Orchestra ruszył w długą trasę koncertową. Debiutancki album zatytułowany "Chiaroscuro" norweska załoga opublikowała w 2011 roku. Trzy lata później światło dzienne ujrzało kolejne wydawnictwo -"Politricks", dostrzeżone również przez brytyjskich krytyków. Ci ostatni utyskiwali odrobinę na nadmiar wrażeń - od przybytku głowa nieraz boli - których tam i tu dostarczyło im dzieło skandynawskich muzyków, stylistycznie rozpięte pomiędzy alt-popem, rockiem, folkiem, postrockiem, wykorzystujące elementy muzyki klasycznej oraz ludowej. Tak to czasem bywa, szczególnie, kiedy autor kompozycji cierpi na rodzaj twórczego ADHD.
Einar Stray przewinął się przez wiele personalnych składów, i twórczych kolaboracji, próbował również rozwijać solową karierę, jako DJ Dogenikt, z którym to projektem koncertował w klubach rozsianych niemal po całym świecie. W chwilach przerwy od egzotycznych wojaży prowadził audycje radiowe, przy okazji dzielił się własnym głosem podczas nagrywania kolejnych dubbingów. Kiedy nieco zwolnił i odrobinę odetchnął, niejako na gruzach formacji Einar Stray Orchestra postanowił założyć nową grupę Mildfire. Tak się złożyło, że w dniu wczorajszym ukazała się debiutancka płyta tego zespołu zatytułowana "Kids In Traffic".
Wybornie brzmi ta kompozycja, prawda? I mogę Was zapewnić, że z każdym kolejnym przesłuchaniem przykleja się mocniej i zapad w pamięć bardziej. Niektóre piosenki tak już mają. Zresztą, mam nadzieję, że wkrótce sami się o tym przekonacie. I tak oto, zupełnie niepostrzeżenie wybrzmiał jeden z moich ulubionych utworów ostatniego tygodnia, żeby nie powiedzieć, godzin. Choć tych dobrych, i bardzo udanych piosenek, w dzisiejszej odsłonie bloga pojawi się całkiem sporo.
Einar Stray nie byłby sobą, gdyby nagle porzucił dawne przyzwyczajenia i przestał w charakterystyczny dla siebie sposób łączyć i swobodnie przeplatać elementy z pogranicza różnych, niekiedy bardzo odległych, estetyk. Trzeba jednak przyznać, że to, co uwierało przed laty niektórych brytyjskich dziennikarzy, czyli ten radosny, momentami pewnie zbyt swobodny, stylistyczny koktajl, tym razem scalono w dość sztywne ramy, dzięki czemu album "Kids In Traffic" jest najbardziej spójnym materiałem w całym dorobku skandynawskiego artysty.
Wczoraj opublikowany album bardzo udanie otwiera kompozycja "Climbing". To znakomite nagranie może i powinno przypominać dawne, a zarazem te najlepsze, momenty grupy Efterklang. Podobna odrobinę nostalgiczna melodyka, która przewija się także w dalszych częściach płyty. W podobny sposób wykorzystano instrumenty kojarzone z przestrzenią muzyki klasycznej - fortepian, skrzypce, wiolonczela ( Ofelia Ossum, również grupa Team Me), i podobna dyskretna obecność miękkiej elektroniki oraz powtarzanie krótkich fraz tekstu, autorem którego był Einar Stray. W dalszej części tego wydawnictwo pozostaniemy w tym samym intrygującym nurcie.
"Persona Non Grata" skojarzył mi się z twórczością Lonely Deer. Warto wspomnieć, że tak naprawdę cały ten materiał składa się z połączenia trzech epek; dwie z nich wydano jesienią ubiegłego roku, a ostatnia pokazała się miesiąc temu. "Shirin" oraz "Drinking Salt Water" to znów wycieczka w kierunku rejonów, po których przed laty tak sprawnie poruszał się Efterklang, czy w jakimś sensie także Radiohead. "How To Be An Astronaut" stanowi swobodne połączenie trzech odsłon. Przez melancholijne otwarcie zgrabnie przeprowadzają nas tony fortepianu, skrzypiec i wiolonczeli. Drugi fragment emanuje rockową energią, którą podkreślają akcenty instrumentów dętych. To właśnie tutaj w pełni ujawnił się talent kompozytorski Einara Straya, który tym razem odnalazł w sobie nieco więcej spokoju oraz konsekwencji. Na tym bardzo udanym zestawie nagrań, jakim jest "Kids In Traffic", znajdziemy także drobne mielizny. Nie przekonał mnie niezbyt udany "Never Change" (dołączony także jako dodatkowy bonus), czy nieco mdły "Oak Floor". Co nie zmienia faktu, że to bardzo dobra płyta, którą gorącą Wam polecam.
(nota 8/10)
Jak zwykle sporo dziś intrygujących nowości, singli, zapowiedzi, oraz fragmentów niedawno wydanych płyt. Zaczniemy jednak od przeszłości, choć nagranie to, w tej oczyszczonej wersji ukazało się kilka dni temu. Pewnie nieco lepiej zorientowani w temacie shoegaze'u, jak przez mgłę kojarzą grupę Ozean, która funkcjonowała na początku złotych lat dziewięćdziesiątych, z Lisą Monet Baer jako wokalistką. Właśnie przypomnieli o sobie dawnym nieco zapomnianym materiałem, który z tego, co widzę na ich stronie bandcamp, szybko się sprzedał. I bardzo dobrze!
Kolejne nagranie również pochodzi z przeszłości. Szwedzka grupa The Blind Terry, czyli wokalistka Kristina Bergstrom oraz koledzy, zarejestrowali te piosenki w latach 2007-2009, i kilka dni temu opublikowali raz jeszcze.