W dzisiejszej odsłonie bloga, tworzonej w pośpiechu, kilka wycieczek, przynajmniej metaforycznych - chociaż, jeśli ktoś ma czas i ochotę, może odwiedzić Neapol, Wiedeń i Brukselę, gdzie był nagrywany materiał, który przyjął tytuł - "A City Of Gandharvas". Autorem tego albumu jest międzynarodowy skład LAC OBSERVATION, który przy okazji reprezentuje wyżej wspomniane miasta oraz regiony, a także specjalni zaproszeni do studia goście. Tytułowe "Miasto Gandharwów" odnosi się bezpośrednio do tekstów buddyjskich, które przedstawiają to miasto, jako obraz mitycznego piękna, krainy szczęścia, usytuowanej gdzieś nad morzem lub na pustyni i zamieszkałej przez Gandharwów (niebiańskie istoty, żywią się zapachem drzew i kwiatów, do tego świetni muzycy). Ciekawą cechą tego miasta jest fakt, że kiedy zbliżasz się do jego bram, miasto raptownie oddala się, a w konsekwencji znika, staje się kolejnym złudnym mirażem.
Z całą pewnością nie jest to płyta dla zwolenników sterylnego czystego dźwięku. "A City Of Gandharvas" nagrywany był na magnetofonie kasetowym i szpulowym, wykorzystano 4 -ścieżki i swobodę rejestracji. Na kolejnych etapach produkcji dołączyły do tego nagrania terenowe oraz te dokonane w domowych warunkach, co oczywiście przełożyło się na jakość dźwięku. Z drugiej strony dzięki temu uzyskano pogłębiony psychodeliczny nastrój, który jest punktem wspólnym wszystkich tych kilkunastu kompozycji. Oprócz psychodelii znajdziemy tutaj całe mnóstwo stylistyk - rock, pop, noise-pop, dream-pop, folk, indie-folk, eksperyment, ale również ambient i elektronikę. Czyli, jakby nie patrzeć, mamy tu do czynienia z nieskrępowaną podróżą pomiędzy gatunkami i formami.
Celowe zabrudzenia dźwięku nie są w muzyce czymś nowym, szczególnie w niezależnej niszy bywają chętnie wykorzystywane, i zazwyczaj stanowią dodatkowy atut. Już w otwierającym płytę utworze "Flown Past The Floating Fields" napotkamy sporo charakterystycznych dla tego materiału szumów i układów odniesienia. Oprócz tego dają o sobie znać dźwięki instrumentów akustycznych, gitar, organów i nagrań terenowych. Stanowi to całkiem niezłe wprowadzenie czy wstęp do pierwszego etapu podróży wiodącej do mitycznego miasta i wymarzonej krainy. W dalszej części płyty jest podobnie. Warto podkreślić, że kluczowy dla tego wydawnictwa pierwiastek różnorodności został zachowany.
Raz atmosfera kolejnych odsłon będzie się zagęszczać, w ramach wykorzystania eksperymentalnej rockowo-folkowej hybrydy. To znów przestrzeń dźwiękowa nieco się rozrzedzi, przywołując skojarzenia ze snem, onirycznym nastrojem, subtelnym pograniczem pomiędzy tym, co realne, a tym, co mgliste i jedynie wyobrażone.
Na poziomie produkcji tego albumu warto odnotować celowe wykorzystanie analogowej techniki rejestracji. Do tego dołącza całkiem bogate instrumentarium - gitary, mniej lub bardziej przesterowane, perkusja, bas, saksofon, flet, banjo, efekty taśmy, itd. Ta wspomniana już dziś przeze mnie różnorodność manifestuje się także w stylistyce i dość płynnych przejściach - od psychodelicznego folku do akustycznego grania, poprzez ambientowe odsłony. Ta najdłuższa, o której trzeba wspomnieć, liczy sobie aż dwadzieścia minut. W moim prywatnym odczuciu stanowi jednak "pusty przebieg" lub niezbyt dobrze wykorzystany fragment, albo po prostu niepotrzebny dodatek, który musi obniżyć ocenę całości tego wydawnictwa.
"Nasza gwiazda północy zgasła, wyruszamy na poszukiwanie przez unoszące się pola, gdzie cienie oddychają jak wiatr, a świt pachnie żelazem i snem". W kolejnych mniej lub bardziej udanych fragmentach tej płyty znajdziemy więcej poetyckich prób uchwycenia kluczowych etapów podróży, tej długiej malowniczej drogi, z bogactwem świata fauny i flory, który jest niczym więcej, jak tylko odbiciem ludzkiej świadomości. Na koniec dodam, że grupa Lac Observation to nie debiutanci, choć do tej pory jeszcze nie gościli na łamach tego bloga. Warto skorzystać z okazji i nieco bliżej przyjrzeć się ich twórczości.
(nota 7-7.5/10)
W minionych dniach nie miałem zbyt wiele czasu na odsłuchiwanie płyt. Obowiązki, pochłonął mnie turniej ATP Masters 1000 w Paryżu, ale przede wszystkim wciągająca lektura i serial - kolejna odsłona przygód Jacksona Lamba, który powstał na motywach świetnej powieści. Całkiem nieźle dzisiejszy główny temat powinna dopełnić wczoraj wydana płyta "Puritan Themes" amerykańskiego artysty, który gościł już na łamach bloga i ukrył się pod nazwą HOLY SONS.
Cóż, że ze Szwecji - dość silna reprezentacja. Mój ulubiony skandynawski bard niespodziewanie dla mnie wczoraj opublikował nowy album zatytułowany "Ex Voto/The Silent Love". Niestety nie jest to płyta na miarę świetnych poprzedniczek, które zrecenzowałem na tym blogu. Większość piosenek opartych została tylko na tonach gitary i śpiewie. Dla oddanych fanów twórczości CHRISTIANA KJELLVANDERA.
Kolejny szwedzki akcent zapowiadałem kilka tygodni temu. ANNA VON HAUSWOLFF wczoraj opublikowała całkiem udany album zatytułowany "Iconoclasts". Choć noty w stylu 9/10, są w moim odczuciu mocno przesadzone. Artystka przez ostatnie lata nie publikowała wydawnictw płytowych. Była zajęta komponowaniem muzyki do filmów i przedstawień teatralnych, co dość dobrze słychać na wydanym wczoraj albumie.
Francja i Eric Dele Porte, który dowodzi zespołem PERIO. Niedawno ukazała się jego nowa i całkiem przyjemna płyta zatytułowana "The Sharp Bones Of My Sleep".
KĄCIK IMPROWIZOWANY - miasto Melbourne, a w nim grupa TEMPORARY BLESSING i fragment z albumu "Sumbisori". Premiera całego wydawnictwa 5 grudnia.















