Do albumu grupy THE APARTMENTS przyciągnęła mnie sugestywna i zapadająca w pamięć okładka. Kiedy ujrzałem fragment zatoki, mokry trotuar wąskiej promenady rozświetlony wieczornym światłem latarni, błyskawicznie przeniosłem się do tego miejsca. Z pewnością nie jest to Caso Del Lago w Mexico City, jak sugerują to notki prasowe, (zdjęcia stamtąd są w środku i na końcu książeczki, którą znajdziemy z płytą CD). Raczej obstawiałbym, z dużym marginesem błędu, że może to być okolica portu w Birsbane, gdzie urodził się i mieszka, lider oraz wokalista PETER MILTON WALSH. Kiedy tak spoglądałem sobie na tę fotografię, przy okazji odsłuchując wybornego promocyjnego singla, pomyślałem, że było by miło, gdyby nastrój tego zdjęcia odpowiadał klimatowi całego albumu. Po przesłuchaniu całości "THAT'S WHAT THE MUSIC IS FOR", mogę stwierdzić, że moje nieśmiałe życzenie zostało spełnione.
W 1 minucie i 17 sekundzie tej przepięknej pieśni następuje pierwsze i nie ostatnie odsłonięcie się oblicza głównego bohatera tego albumu, przy okazji twórcy kompozycji oraz tekstów. To jeden z kilku drobnych momentów kulminacyjnych tego wydawnictwa. Tak łatwo je przegapić, kiedy nie jest się odpowiednio nastrojonym, żeby obcować z tym albumem. Jego autor w prosty sposób wyraża swoje troski i wątpliwości, często wykorzystuje niedopowiedzenia, co pogłębia kameralną więź. Prosta jest również oprawa muzyczna. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że miejscami nawet nieco "archaiczna". Dlatego trzeba przestawić myślenie, i nie oczekiwać od tego zestawu ośmiu kompozycji aranżacyjnych fajerwerków. To jest zwykły, lakoniczny przekaz, który powinien przemówić do nas nastrojem. Jeśli tego nie robi, trzeba spróbować zmierzyć się z nim przy innej okazji.
Zygmunt Bauman napisał przed laty, że: "Starość jest niewygodna, ponieważ nie jest atrakcyjna, nie produkuje i nie konsumuje na taką skalę jak dyktują to reguły rynku". We współczesnej kulturze starość wydaje się być po prostu i coraz bardziej zbędna. Zmęczone i pomarszczone twarze, naznaczone przez upływający czas i trudy życia, nie trafiają na chlapiące barwami mniejsze lub większe ekrany albo zostają z nich usunięte, gdyż przypominają o nieuchronności zdarzeń, kresie każdej ludzkiej drogi.
Ta dotycząca bezpośrednio Petera Miltona Walsha rozpoczęła się kilka dekad temu - nie znalazłem wzmianki o dokładnej dacie jego urodzin. Wiadomo, że zespół THE APARTMENTS powstał w 1978 roku, można wiec łatwo obliczyć, ile mniej więcej ma obecnie lat australijski artysta. Nazwa grupy wzięła się od znanego filmu "Garsoniera" w reżyserii Billy'ego Wildera.
"Im więcej lat, tym bardziej odczuwa się wagę rzeczy naprawdę ważnych. Pojawia się poczucie bezradność, braku czasu by je naprawić, podczas gdy w młodości zawsze się myśli, że lepszy czas dopiero nadejdzie " - napisał nieodżałowany Javier Marias w artykule "Trudność tracenia młodości".
O tym również jest album "THAT'S WHAT THE MUSIC IS FOR" - o upływie zdarzeń, o czasie minionym. O sile pamięci oraz MUZYKI, która jest w stanie przenieść nas do dawnych lat, zabrać na wycieczkę do ulubionych miejsc, cofnąć nas do tamtych nocy, tamtych dni. "Śpiewam piosenkę, żeby zobaczyć to, co minęło" - taki wers znajdziemy w tekstach nowych nagrań australijskiego barda. Ten mocno doświadczony życiowo i przez życie człowiek, w kolejnych kompozycjach najnowszego albumu odsłania fragmenty swojego oblicza. W nasycony emocjami sposób zdradza nam prywatne lęki oraz tęsknoty. W tych lakonicznych zdaniach mówi wiele. Z pewnością może nam opowiedzieć o ludzkiej egzystencji dużo więcej, niż przesycony skrajnymi emocjami i pretensją do świata rapujący nastolatek. Przekroczywszy wiek sześćdziesięciu kilku lat Peter Milton Walsh już wie, że w "kasynie życia" częściej się przygrywa, niż zgarnia całą pulę. A mówi to ktoś, kto właściwie jest jedynym stałym członkiem grupy THE APARTMENTS, przez której skład przewinęło się kilkanaście osób, a zespół parę razy zawieszał działalności, i to tak, że nie było wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek powróci. Może dlatego australijska formacja przez niemal pół wieku obecności na scenie zdołała opublikować tylko osiem płyt.
Wymowa tych ośmiu najnowszych urokliwych kompozycji jest słodko-gorzka, zaprawiona od czasu do czasu nutą goryczki. Nie ma tu smętnego narzekania, wytykania popełnionych błędów, opłakiwania straconego czasu, z którego obecnie potrafiłoby się dużo lepiej skorzystać. To jest zdecydowanie jasna strona melancholii, leniwy strumień pięknej nostalgii, przy okazji spory ładunek emocjonalny, ale również dystans do samego siebie. Jak chociażby w wersie, który zabrzmiał na wstępie naszego dzisiejszego spotkania -"Śmierć byłaby najlepszym posunięciem w mojej karierze".
"Uderza mnie, że to być może jedna z różnic między młodością, a starością: gdy jesteśmy młodzi, wymyślamy dla siebie różne przyszłości, gdy jesteśmy starzy - wymyślamy różne przeszłości dla innych" - napisał Julian Barnes we wspaniałym "Poczuciu kresu".
Stąd w kolejnych odsłonach najnowszej propozycji THE APARTMENTS tyle wspomnień. Tak wiele oglądania się wstecz, na to, co było, co minęło, pomimo próśb czy zaklęć, i co już nigdy nie wróci. A tak niewiele kreślenia śmiałych wizji tego, co mogłoby się stać, co dopiero nadjedzie.
Za subtelną produkcję tej jesiennej płyty odpowiada Tim Kevin (dodatkowo zagrał na kilku instrumentach). W dwóch kompozycjach usłyszymy dźwięki trąbki Jeffa Crawleya. Jak już wspomniałem, nie ma tu żadnych fajerwerków - dobrze brzmiąca gitara, bas, perkusja, syntezator, od czasu do czasu instrumenty dęte, zanurzone w chamber-popowej oprawie. Wszystko jest na swoim miejscu i nie zamierza go opuścić. Na tym końcowym etapie kariery trudno spodziewać się rewolucji ze strony australijskiego wokalisty i jego zespołu. Zresztą w żadnym okresie działalności grupy THE APARTMENTS nie wychodzili przed szereg, nie wytyczali nowych szlaków, nie próbowali pójść pod prąd. Raczej od lat z uporem maniaka grają swoje. W tym urzekającym długimi fragmentami dźwiękowym otoczeniu świetnie odnalazł się dojrzały głos Petera Miltona Walsha. Nadal słychać w nim sporo emocji, próby nawiązania intymnego kontaktu ze słuchaczem, jakby kolejnymi wersami jego właściciel chciał zachęcić: "Zbliż się, podjedź. Opowiem ci historię".
Te zebrane na płycie "THAT'S WHAT THE MUSIC IS FOR" mienią się barwami jesieni. W końcu powstały w jesieni życia ich autora. Mogą przypaść do gustu tym, którzy polubili twórczość Tindersticks, Marka Hollisa, Red House Painters, czy Marka Eitzela.
"Historia to nie kłamstwa zwycięzców (..). To raczej wspomnienia ocalałych, którzy w większości ani nie odnieśli zwycięstwa, ani nie doznali klęski" - Julian Barnes - "Poczucie kresu"
(nota 8/10)
Pozostaniemy w Australii. Z miasta Sydney pochodzi grupa, właściwie duet BERYL, którzy przed tygodniem opublikowali płytę "Body Break". Prześliczne nagranie!
Po raz kolejny Australia, miasto Melbourne, a w nim grupa ACOPIA , fragment z ich najnowszej płyty "Blush Response".
Raz jeszcze Melbourne, tym razem zapowiedź płyty "Beanpole" - GEORGI KNIGHT, która ukaże się 31 października.
W ostatnich miesiącach sporo osób z Meksyku, Argentyny i Brazylii przegląda strony tego bloga. Dlatego dziś, także w ramach pozdrowień dla tamtego rejonu świata, coś z Brazylii. Zespół THE US, z wokalistką Daysi Pacheco.
Miasto Brest w północno-zachodniej Francji, kompletnie nieznana grupa MOTIFS oraz fragment ich ostatniej epki "If This House Bigger".
Brytyjczycy obraziliby się, gdyby pośród "Dodatków..." nie znalazła się żadna propozycja z ich stron. Miasto Newcastle reprezentuje grupa Healing Trends,. Oto fragment z ich najnowszej płyty "Exsanguinated Roommate".
Do Beirutu zaglądamy rzadko, jest okazja, żeby nieco poprawić statystyki. W ubiegłym tygodniu pojawił się nowy album grupy SNAKESKIN - zatytułowany "Blindsided".
MISS TYGODNIA - należy do grupy LIFE WITHOUT BUILDINGS, funkcjonowali bardzo krótko, ledwie rozpoczęli działalność już ją zakończyli, pewnie również dzięki temu zyskali w wąskich kręgach status kultowego zespołu. Kilka dni temu pojawił się ich oczyszczony singiel.
KĄCIK IMPROWIZOWANY - bardzo dobrze brzmi zapowiadana przeze mnie kilka tygodni temu, a wczoraj wydana, płyta artystki z Vermont - Hannah Frances - zatytułowana - "Nested In Tangles".


Acopia, przyjemny dream pop, w sam raz jako tło do czytania
OdpowiedzUsuń