Album belgijskiej grupy TaxiWars ukazał się na początku września, jednak musiał poczekać cierpliwie na swoją kolej. Im dłużej z nim obcuję, tym bardziej jestem przekonany o tym, że w tym przypadku niepotrzebna była owa zwłoka. Trzy lata przyszło nam czekać na trzeci w dyskografii krążek zatytułowany: "Artificial Horizon". Jak powszechnie wiadomo - wspominałem o tym na łamach tego bloga przy okazji ich poprzedniego wydawnictwa - TaxiWars to grupa prowadzona przez lidera i wokalistę Toma Barmana. Barman to muzyk i reżyser - student tego kierunku, który nie doczekał się dyplomu. Zdążył zadebiutować, być może na przekór swoim profesorom, całkiem udanym i dobrze przyjętym filmem: "Any Way The Wind Blows", do którego, muszę przyznać, kilkakrotnie wracałem, głównie za sprawą sugestywnego połączenia obrazu i dźwięku. O tym, że belgijski artysta ma ucho do muzyki, można było się przekonać słuchać jego składanek jazzowych: "That's Blue" (Blue Note 2006) oraz "Living on Impulse" (Impulse 2012). Przede wszystkim Tom Barman kojarzy się jednak większości jako lider formacji dEUS, z którą to nagrał osiem albumów, sprzedał 1.5 miliona płyt, ostatnia: "Following Sea" datowana jest na rok 2012.
Pomyli się ktoś, kto stwierdzi, że Barman przez ostatnie siedem lat próżnował. Belgijski artysta udziela się głównie wokalnie (i literacko) w grupie TaxiWars, obok Robina Verheyena (saksofon), Nicolasa Thys (kontrabas) i Antoine'a Pierre (perkusja). Pomyli się również ktoś, kto powie, że pozostali muzycy to zbieranina przypadkowych ludzi. Szczególnie po przeprowadzce do Nowego Jorku niektórzy z nich mają na koncie współpracę z takimi artystami jak: Ravi Coltrane, Marc Copland, Joey Baron, Gary Peacock, Lee Koonitz.
TaxiWars na ostatnim albumie udowadniają, że sztukę łączenia gatunków, przesuwanie estetycznych granic, mają opanowane w bardzo dobrym stopniu - ich muzyka to ani jazz, ani rock, ani pop, tylko coś gustownego pomiędzy. Jak zwykle w przypadku tej grupy zwraca na siebie uwagę tętniąca ożywczym pulsem sekcja rytmiczna, która jest motorem napędzającym wielu z tych najnowszych kompozycji. Dodatkowe wzmocnienie rytmu zespół osiąga poprzez punktowe granie saksofonu. Solówki Robina Verheyena są ograniczone do niezbędnego minimum i stanowią ciekawe dopełnienie, a nie pokaz wirtuozerii - są krótkie, zwarte, treściwe, jak i większość utworów belgijskiej grupy, a wszystko zgodnie z wytycznymi i zaleceniami maestro Barmana.
Album "Artificial Horizon" otwiera "Drop Shot", i jest to, trzeba przyznać, znakomite otwarcie oraz mój ulubiony utwór z tej płyty, nie tylko dlatego, że kiedy ujrzałem ów tytuł, w pierwszej chwili skojarzył mi się on ze zagraniem stosowanym w tenisie... W odróżnieniu od poprzedniego wydawnictwa belgijskiego kwartetu tym razem znacznie częściej odzywają się klawisze (fortepian), co z pewnością wzbogaciło brzmienie grupy. Słychać również, że artyści większą uwagę przyłożyli do poszczególnych aranżacji oraz produkcji. Pojawia się więc i kobiecy chórek, jak w "Sharp Practice", i pogłosy, rozmaite efekty, czy samplowane dodatki. Większość kompozycji oparta została na energetycznym rytmie, który niejako dodatkowo bywa stymulowany przez narrację Toma Barmana. Do minusów tego wydawnictwa - bo i są takowe - zaliczyłbym trzy wolniejsze utwory, na które najwidoczniej zabrakło pomysłów. "Irritated Love", "They'll Tell You You're Changed" i "On Day Three" - przez swój balladowy i nieco mdły charakter obniżając nieco wartość tego wydawnictwa.
Najnowszy album TaxiWars zwiastuje również zmianę wytwórni - do tej pory była to Universal Music, tym razem postawiono na Sdban Records. To belgijska oficyna skupiona wokół młodej sceny jazzowej i funkowej; powstała w 2014 roku, a jej pierwszą wydaną płytą była kompilacja: "Funky Chicken: Belgian Grooves The 70's".
(nota 7-7.5/10)
Dla wnikliwych czytelników specjalny dodatek, czyli fragment filmu (i muzyka) w reżyserii Toma Barmana - "Any Way The Wind Blows" (polskie tłumaczenie tytułu, jakżeby inaczej: "Z piątku na sobotę").