piątek, 13 września 2019

DEVANDRA BANHART - "MA" (Nonesuch Rec.) "Na kanapie Jima Morrisona"

   O bohaterze dzisiejszego wpisu napisano wiele, także na naszym krajowym podwórku. Ciężko więc zamieścić chociażby i krótką wzmiankę, w której nie powtarzałoby się znanych faktów lub innymi słowy nie mówiło o tym samym. Można dla uproszczenia stworzyć mapę skojarzeń lub odniesień, mniej lub bardziej kojarzących się z amerykańskim artystą, która bez większej korekty i głębszego zastanowienia wyglądałaby następująco: Wenezuela, Ameryka, hinduski guru Prem Rawat, błogosławieństwo, imię Devendra (Indra) oznaczająca hinduskiego boga deszczu, nauka w San Francisco Art Institue, knajpy i granie, puby i solowe występy, Paryż, vagabunda, freak, pożyczona sekretarka do rejestracji pomysłów, San Francisco i Los Angeles, Michael Gira (Swans) przesłuchujący ponad 50 "demówek", płyta: "OH ME OH MY", freak folk, New Weird America, Caetano Veloso, Arthur Russell, Nowy York, nagroda Grammy za okładkę do albumu "What Will We Be", aparycja (niegdyś): "coś pomiędzy Frankiem Zappą, a... Rasputinem", Nathalie Portman, reklama Ray Ban, vibrato, kolekcjoner mistycznych artefaktów: marynarka Micka Jaggera, kanapa Jima Morrisona itd.

Gdybyśmy jednak na chwilę zapomnieli o wygodnych, głównie dla krytyków, szufladkach, gdybyśmy na moment zawiesili gdzieś modne i typowe skojarzenia, co nam pozostanie? Melodia i tekst, tekst i melodia, bowiem... i jako kompozytor, i jako tekściarz Devendra Banhart szczególnie na ostatnich wydawnictwach wypada bardzo dobrze. Amerykański artysta wyraźnie dojrzał - do prostoty, do wyrafinowania - czego dowodem są również najnowsze kompozycje wypełniające album "MA".  Płyta zawiera 13 piosenek w ciekawych aranżacjach - raz to wpadnie w ucho fraza fortepianu (Tyler Cash), to znów da o sobie znać oddech saksofonu lub trąbki (Jordan Katz). Część utworów zastała zaśpiewana w języku Javiera Mariasa, są też zdania po portugalsku czy japońsku.
Pisanie piosenek - pisanie w ogóle (na dobrym poziomie) - nie jest sprawą łatwą, nieraz przekonały się o tym nie tylko Siostry Godlewskie. Jednak obcując z utworami Devendry Banharta słuchacz może odnieść wrażenie, że ich skomponowanie nie przysporzyło autorowi żadnego trudu. Najlepsze jego kompozycje brzmią tak, jakby ukryte w nich melodie tylko czekały na to, żeby je dostrzec, podnieść i oprawić w gustowne ramy.

"Czasami piosenka zaczyna się od rysunku,  a czasami rysunek od piosenki". Przy czym, w wydaniu Banharta owe rysunki przypominają te, które na lekcjach plastyki lub w domowym zaciszu tworzą dzieci, bo to właśnie dziecięcą wrażliwość postrzegania świata amerykański artysta chciał w sobie ocalić (jeden z takich rysunków znajdziecie w książeczce dołączonej do płyty).
Zatem, co zapada w pamięć po przesłuchaniu najnowszej propozycji amerykańskiego artysty zatytułowanej "MA". W kolejności: "Ami", ciekawy aranż w "Memorial", śliczna "Caroline", naturalnie "Abres Las Manos" - od którego trudno się uwolnić, "The Los Coast", gdzie Banhart mocno zbliżył się do terytorium od lat zarezerwowanego dla Davida Sylviana, a na koniec zgrabny, i owszem, duecik z Vashti Bunyan, czyli: "Will I See You Tonight". Całość długimi fragmentami całkiem nieźle koresponduje z ostatnią propozycją Helado Negro: "This Is How You Smile", o której napisałem jakiś czas temu.

(nota 7.5/10)  









Na koniec jedno z moich ulubionych  nagrań Devendry Banharta - "Middle Names", nawet na gitarę i głos brzmi tak, jakby grała to kameralna orkiestra.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz