Z pewnością wszystko to można powiedzieć o dwóch legendach jazzu, którzy łaskawie przyjęli zaproszenie i przekroczyli skromne progi tego bloga. Mam tu na myśli Enrico Ravę i Joe Lovano oraz album "Roma", stanowiący zapis koncertu, który odbył się w Auditorium Parco Della Musica w Rzymie, w listopadzie 2018 roku. Enrico Rava to trębacz, ikona włoskiego jazzu (kiedy mówimy włoski jazz - myślimy Rava), który kilka dni temu obchodził okrągłą, bo 80-tą rocznicę urodzin. Stąd, i to wydawnictwo, i trasa koncertowa, celebrująca niejako imponujące dokonania tego artysty.
Rava urodził się w Trieście, dorastał w Turynie, gdzie jako młody chłopak pracował w rodzinnej firmie transportowej. Sprawdzając listy przewozowe, odprawiając kolejne samochody, odliczał minuty, kwadranse, ciągnące się długie godziny, i marzył o tym, żeby wieczorem, w którymś z turyńskich klubów, znów przystawić do ust trąbkę, i grać... grać jazz. W latach 60-tych Rava sporo podróżował, przemieszczając się pomiędzy Londynem, Argentyną, a Nowym Jorkiem. Może dlatego jego debiut fonograficzny, jako lidera formacji, nosił tytuł: "Il Giro Del Giorno 80 Mundi"; choć wcześniej włoski trębacz wystąpił u boku Steve'a Lacy na płycie "The Forrest And The Zoo" (1966) oraz Lee Koonitza - "Stereokontz" (1968). Przeprowadzka do Nowego Jorku zaowocowała powstaniem grupy Gas Mask i licznymi spotkaniami: z Gilem Evansem, Joe Hendersonem, Patem Metheny, Cecilem Taylorem czy z Chatem Bakerem. Pełna dyskografia włoskiego wirtuoza obejmuje kilkadziesiąt albumów. Osobiście bardzo sobie cenię "późnego Ravę" - dojrzałego, wyciszonego, refleksyjnego, z takich albumów jak: "Easy Living" (2004), , "Tati" (2005), "The Third Man" (2007), "The Words And The Days" (2007), "New York Days" (2009), "Tribe" (2011), "Opening Night" (2013). Jego styl ewoluował, ale w ostatnich latach charakteryzuje go subtelna, łagodna, nieco przeciągnięta fraza, lekkość ("obłoki dźwięku"), wyrafinowanie i elegancja. Artysta mówi skromnie o sobie, że nie jest dobrym improwizatorem, po prostu jest "gawędziarzem". Enrico Rava udziela się również na niwie pedagogicznej, organizując liczne seminaria i warsztaty. W 2014 roku od Berklee College of Music otrzymał tytuł doktora honoris causa.
Doktorat honoris causa tej samej uczelni sześć lat wcześniej trafił do rąk drugiego wirtuoza i bohatera dzisiejszego wpisu - Joe Lovano. Joseph Salvatore Lovano urodził się w Clevland (Ohio). Jego ojciec był fryzjerem, który wieczorami grał w klubach na saksofonie tenorowym. To właśnie ten rodzaj saksofonu stał się ulubionym instrumentem Joe, który już jako młody chłopak zastępował ojca grając w lokalnym bandzie. Później wybrał edukację na wspomnianym już wyżej Barklee College of Music. Debiutował albumem "Aphrodisiac For A Groove Merchant". W latach 70-tych podobnie jak Ravę przyciągnął go Nowy York, gdzie saksofonista przewija się przez kilkanaście składów. Lata 80-te w jego biografii zapisują się graniem u boku Paula Motiana i Billa Frisella, którego znał jeszcze z okresu studiów. Wśród swoich największych inspiracji Lovano wymienia jednym tchem Coltrane'a i Ornetta Colemana. Co ciekawe, pierwszy album dla ECM-u, jako lider formacji, nagrał całkiem niedawno, mam tu na myśli wydawnictwo "Trio Tapestry", z pianistką Marylinn Crispell i perkusistą Carmen Castaladi. W dokonaniach Lovano - obejmujących kilkadziesiąt tytułów - jak w pigułce zapisała się historia jazzu, od klasycznego podejścia, aż po freejazzowe rozwiązania, z charakterystycznym zamazywaniem się granicy pomiędzy kompozycją, a improwizacją.
To z pewnością Enrico Rava przy okazji tego wydawnictwa i tego koncertu zaprosił do współpracy pianistę Giovanni Guidiego, którego wypatrzył dużo wcześniej, w trakcie jednego z letnich seminariów w Sienie. Od tamtej pory chwalił młodego artystę wielokrotnie, mówiąc, że to: "jeden z najciekawszych i najbardziej oryginalnych włoskich pianistów". Ojciec Guidiego był agentem jazzowym, stąd też młody Giovanni szybko poznał wielkie osobowości z tego półświatka. Ważnym punktem w biografii młodego adepta sztuki jazzowej był album Keitha Jarretta " The Koln Concert", którego słuchał namiętnie mając szesnaście lat. Wśród pozostałych wielkich osobowości świata muzyki improwizowanej, które wywarły wpływ na jego grę, odnajdziemy Brada Mehldau'a i Jasona Morana.
Giovanni Guidi ma 34-lata i przez ten czas zdążył zdobyć kilka prestiżowych nagród i wyróżnień. Debiutował dla ECM-u albumem "City of Broken Dreams", a w 2019 roku ukazał się jego album "Avec Le Temps", z utworem "Tomasz", zamykającym całość, a poświęconym Tomaszowi Stańce.
Kolejnym artystą młodego pokolenia, który miał zaszczyt wystąpić u boku Ravy i Lovano podczas listopadowego wieczoru był basista Dezron Douglas. "Jazz zawsze był gdzieś w pobliżu, ale nie w moim domu" - wspominał po latach, bowiem w jego domu najczęściej rozbrzmiewały piosenki Steve Wondera czy Diane Ross. Douglas ukończył Instytut Muzyki Afroamerykańskiej w Hart School of Music. Dziś sam jest pedagogiem, a na co dzień gra w kilku jazzowych składach, między innymi u boku Ravi Coltrane'a.
Na koniec swoisty pomost łączący "starych" (legendy) i "młodych" (na dorobku), muzyk średniego pokolenia, który w listopadzie ubiegłego roku zasiadł za zestawem perkusyjnym - Gerald Cleaver; absolwent wydziału jazzu Uniwersytetu Michigan, szerokiej, nawet całkiem nieźle zorientowanej publiczności, mniej znany - grał u boku Tomasza Stańki, Roscoe Mitchela, z Joe Morrisem, a także z Giovannim Guidim na albumie "We Don't Live Here Anymore" (2011).
Wydawnictwo "Roma" zawiera pięć indeksów. Całość rozpoczyna subtelny dialog Ravy i Lovano, czyli "Interiors", oryginalnie zarejestrowany na płycie Ravy: "New York Days" z 2009 roku. Kolejny utwór "Secrets" również pochodzi z płyty włoskiego trębacza, o tym samym tytule, która ukazała się w 1987 roku. Podaję te daty nieprzypadkowo, bowiem koncertowe wydawnictwo Ravy to także godzinna podróż po historii jazzu, odsłaniająca kolejne etapy kształtowania się języka muzyki improwizowanej. Kompozycja "Forth Worth" pochodzi z albumu Joe Lovano - "From The Soul" (1992). Przy okazji tego właśnie wydawnictwa miało miejsce jedyne spotkanie Lovano z niezapomnianym wirtuozem fortepianu - Michelem Petruccianim. Na tej płycie artyści mieszali standardy, między innymi Coltrane'a, z kompozycjami Lovano. Co do Coltrane'a to jego kompozycja "Spiritual" domyka wydawnictwo "Roma", wpleciona w 18-sto minutową suitę, obok "Drum Song" (Lovano) i klasyka "Over The Rainbow", który wyłania się łagodnie ze swobodnej fortepianowej improwizacji Giovanni Guidiego.
(nota 7.5/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz