Tytułowe pytanie, które widnieje na okładce wydanej wczoraj płyty amerykańskiej grupy Loma, staje się coraz bardziej znaczące w czasie, kiedy algorytmy sztucznej inteligencji ("AI") coraz śmielej wkraczają w niemal każdy aspekt naszego życia. W tym kontekście można wspomnieć o strajku scenarzystów, którzy nagle poczuli się zbędni, z kolei aktorzy w podobnej akcji protestowali przeciwko temu, żeby ich ciała zostały zeskanowane, a potem wykorzystane na potrzeby filmu. Przypomina się postać wykreowanej w oparciu o cyfrowe moduły modelki-influencerki; jej nieistniejącym w rzeczywistości ciałem zachwycała się rzesza systematycznie rosnących fanów. Nic dziwnego, że również w przestrzeni muzyki popularnej kontrowersyjna sekcja "AI" rozpycha się nie tylko łokciami. Do głosu dochodzą coraz to nowsze aplikacje i rozwiązania techniczne (znamy już "Google Magenta", "Amper Music", "Aiva" itd.). Pojawia się zasadne pytanie, o kreatywność i zaangażowanie twórcy.
Także członkowie grupy Loma postanowili skorzystać z pomocy AI. Przede wszystkim poszukiwali inspiracji w twórczości Laurie Anderson. Dokładnie rzecz ujmując, ta ostatnia artystka: "zaoferowała im szanse pracy ze sztuczną inteligencją przeszkoloną w zakresie całej jej twórczości". W ten sposób powstał chociażby tytuł płyty. Kiedy gitarzysta i wokalista Jonathan Meiburg przesłał sztucznej inteligencji zdjęcia zrobione na Antarktydzie, ta odpowiedziała wersami tekstów utrzymanych oczywiście w duchu i manierze Laurie Anderson, gdzie pośród wielu zdań znalazła się tytułowa fraza - "How Will I Live Without A Body?".
I tak oto wybrzmiała przed chwilą "KOMPOZYCJA TYGODNIA", moja zdecydowanie ulubiona piosenka ostatnich dni, do której regularnie powracam. Cudo!!! "Affinity" pojawił się jako trzeci singiel promujący wydawnictwo "How Will I Live Without A Body?", ale można by rzec, że zdecydowanie najlepszy. Pewnie bardziej uważni słuchacze rozpoznali głos wokalistki Emily Cross, której poświęciłem już kilka razy wiele ciepłych słów. Szczególnie, kiedy recenzowałem album "Wabi Sabi", który ukazał się pod szyldem Cross Record, czyli duetu, jak współtworzyła z kolejnym członkiem grupy Loma, producentem Danem Duszyńskim.
Tuż po wydaniu ostatniej płyty Loma zatytułowanej "Don't Shy Away" (2020), sympatyczne trio przyjaciół rozjechało się po świecie. Multiinstrumentalista Dan Duszyński pozostał w swoim studiu w Teksasie, Emily Cross przeniosła się do brytyjskiego Dorset, z kolei autor większości kompozycji oraz tekstów - Jonathan Meiburg (znany Czytelnikom bloga także z formacji Shearwater, recenzowałem album "The Great Awakening" 2022), znalazł dla siebie bezpieczną przystań w Niemczech. To Emily Cross przerwała przedłużające się milczenie i rozłąkę, zaproponowała panom, żeby najnowszy materiał nagrywać w Dorset. Zespół wykorzystał ruiny XII -wiecznej kaplicy jako swoistą komorę pogłosową, za studio posłużyło pomieszczenie, w którym przed laty zbijano trumny, okoliczna fauna i flora odcisnęła trwały ślad w postaci zapisów nagrań terenowych, zaś kabinę wokalną stworzono z trumny wyściełanej gałęziami wierzby. Takich warunków nie wymyśliłaby żadna sztuczna inteligencja. Póki co...
Ci, którzy nieźle znają twórczość grupy Shearwater, i jako tako orientują się w dokonaniach duetu Cross Record, po przesłuchaniu najnowszej propozycji tria Loma - "How Will I Live Without A Body?", mogliby pokusić się o stwierdzenie, że to wydawnictwo stanowi połączenie nastrojów, które członkowie zespołu tak udanie kreują poza macierzystą formacją. Trudno całkowicie odciąć się od swoich korzeni, ciężko zapomnieć o tym, co komu w duszy gra. Oniryczny zwykle Shearwater, indie-popowy Cross Record dają w sumie nostalgiczne i niezbyt spiesznie rozwijane opowieści w jedenastu odsłonach, rozpisane z wdziękiem i miłą dla ucha lekkością pod szyldem Loma.
To, co zwróciło moją uwagę, to różne "drobiazgi" - klarnet, nagrania terenowe, ciekawie zrealizowane instrumenty perkusyjne, osobne pomysły niemal na każdą kompozycję, mocniejsze oddechy gitary - które pojawiają się nienachalnie w odpowiednich momentach tak, jakby musiały tam być, a nie zostały sztucznie doklejone na kolejnych etapach produkcji. Bardzo ładnie brzmią również linie melodyczne, stanowiące skromne połączenie kilku prostych nut, bez gwałtownych zwrotów czy piruetów, napięć i emocjonalnych wyskoków. Niektóre przejścia pomiędzy dźwiękami są tak delikatne, tak subtelne, że łatwo je przegapić. Warto więc z uwagą podążać krok w krok za tym, co szkicuje stonowana i nieco senna barwa głosu wokalistki Emily Cross. Warto przez cały czas trwania tego albumu trzymać ją za rękę. Przy okazji "Pink Sky" mogą przypomnieć się dawne nagrania grupy Portishead, tyle, że ta raczej niechętnie sięgała po klarnet. "A Steady Mind" ma coś z melodyki piosenek Blonde Redhead, a najdłuższy na tym wydawnictwie "Broken Dorbell" zapamiętałem głównie za sprawą drugiej świetnej części. POLECAM!
(nota 8/10)
Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich, w końcu turniej w Wimbledonie rozpocznie się poniedziałek. Z miasta Bristol pochodzi prezentowana już przeze mnie kiedyś grupa Night Swimming. Oto mój ulubiony fragment z epki "No Place To Land".
Kolejna śpiewająca pani reprezentuje Katalonię - Joana Serrat, oraz fragment z jej najnowszego wydawnictwa "Big Wave".
Skorzystam z okazji, i w tym momencie przypomnę moją ulubioną piosenkę katalońskiej artystki, którą znajdziecie na płycie "Cross The Verge".
Joe Goddard reprezentuje Wyspy Brytyjskie, niektórzy z Was mogą kojarzyć tego artystę, jako członka grupy Hot Chip. 12 lipca ukaże się jego album zatytułowany "Harmonics".
Przed Wami saksofonista z Nowego Yorku - Alan Braufman, który wraz ze swoim zespołem w maju opublikował płytę zatytułowaną "Infinity Love Infinity Tears".
Z Republiki Południowej Afryki, dokładniej mówiąc z Johannesburga, pochodzi Malcolm Jiyan Tree-O. Oto fragment z najnowszej płyty "True Story".