niedziela, 1 listopada 2020

CHRISTIAN KJELLVANDER - ABOUT LOVE AND LOVING AGAIN" (Tapete Records) "Stany miłości"

 

       Pamiętam, jak przed laty jeden z moich ulubionych redaktorów muzycznych - Jacek Hawryluk  (pozdrawiam ekipę HCH) - prezentował fragmenty płyty Billa Callahana - "Sometimes I Wish We Were An Eagle", nagranej w The Track Studio i wydanej wiosną 2009 roku nakładem oficyny Drag City. Za oknem było rozgwieżdżone niebo, Orion i Altair mrugały zalotnie, na uszach słuchawki, leniwe tony sentymentalnego "Faith/Void", którego wtedy słuchałem na okrągło, nie tylko w księżycowe noce, ale również w coraz to cieplejsze i dłuższe dni. Muszę przyznać, że te wrażenia powróciły do mnie, i to całkiem sugestywnie, kiedy w ostatnich godzinach odkrywałem zakamarki najnowszego albumu Christiana Kjellvandera - "About Love And Loving Again".


O poprzedniej płycie, nieco moim zdaniem przegapionej przez prasę branżową, napisałem kilka ciepłych słów na łamach tego bloga. Dobre wiadomości są takie, że szwedzki bard powrócił i to w niezłej formie. Najnowsze wydawnictwo zawiera raptem siedem nagrań. Warto jednak dodać, że większość z nich czasem trwania oscyluje wokół siedmiu minut lub nieznacznie ten dystans przekracza. Kjellvander bardzo dobrze czuje się właśnie w takich dłuższych wypowiedziach. To wtedy jego głęboki głos, zbliżony odrobinę do tonu Billa Callahana, ma czas, żeby swobodnie wybrzmieć. Większość kompozycji to leniwe, spokojnie rozwijające się ballady, nawiązujące bezpośrednio do stylistyki spod znaku americana albo indie-folk. 

Był maj 2020 roku, kiedy Christian Kjellvander wraz z dwójką przyjaciół zamknął się w piwnicy zaadaptowanej na potrzeby studia nagraniowego. Ta pozostała dwójka muzyków, którzy wraz z nim zeszli po betonowych stopniach schodów, to Pere Nordmark - zasiadł za zestawem perkusyjnym oraz Pelle Andersson - obsługiwał pianino Rhodesa i syntezator Korga. Obydwaj muzycy pojawili się w składzie na poprzedniej płycie "Wild Hxmans". Pelle Andersson funkcjonuje jako muzyk sesyjny, w różnych składach, najczęściej podpisywał listę obecności na albumach Rogera Karlssona. Po raz pierwszy wystąpił u boku Kjellvandera na krążku "A Village: Natural Light" (2006). Per Nordmark wcześniej grał w formacji The Bear Quartet, czy Breach. Pomagał Kjellvanderowi już przy okazji prac nad debiutanckim krążkiem "Songs From A Two-Room Chapell" (2002).  

W porównaniu do tego, co zaproponował Bill Callahan na wspomnianej wcześniej płycie "Sometimes I Wish We Were An Eagle", Christian Kjellvander jest bardziej surowy, czy oszczędny na poziomie aranżacji. W poszczególnych nagraniach nie znajdziemy więc ani dźwięków skrzypiec czy drobnych orkiestracji, ani elektronicznych dodatków. Dominują dźwięki gitary, spokojny, wręcz monotonny rytm perkusji, syntezatorowe tło, ciekawsze niż na poprzedniej płycie, oraz głos, który mocno wypełnia całą przestrzeń. Ta gitara w rękach szwedzkiego wokalisty czasem pokazuje rockowy pazur, rozbrzmiewa groźnymi przesterowanymi szarpnięciami, złowrogimi pomrukami, jednak trzymana pewnie w cuglach nie wybucha w pełni gniewem, jak w " No Grace". Artysta z Malmo najwyraźniej wyciągnął lekcję z poprzedniego wydawnictwa i dojrzał. Myślę, że większość tych utworów wypełniających  najnowszy krążek świetnie by się obroniło w wersjach tylko na gitarę oraz głos. Taka to klasa wokalisty, który z łatwością kreuje, jak i swobodnie porusza się w różnych harmoniach. Z drugiej  jednak strony miło byłoby - tak dla odmiany - posłuchać szwedzkiego barda w jednej chociaż nieco bardziej rozbudowanej formie. Wszystkie kompozycje utrzymują równy dobry poziom, dzięki czemu całość brzmi gładko i spójnie. Gdybym musiał, wyróżniłbym świetny "Actually Country Gentle", gdzie autor śpiewa: "And The Happiness Is The First Thing We Forget", z bardzo dobrze utrzymanym napięciem, co jest znakiem rozpoznawczym szwedzkiego wokalisty. Napięciem, dodajmy, które funkcjonuje w oparciu o rozwijającą się, zwykle nostalgiczną, opowieść, a nie takim, które zmierza do konkretnego punktu kulminacyjnego. W utworze "Cultural Spain" - napisanym po powrocie z podróży po Europie, w chórkach możemy usłyszeć partnerkę pieśniarza - Fridę Hyvonen (wydawała płyty w oficynach Secretly Canadian czy Licking Fingers, uczestniczyła w trasie koncertowej z Jensem Lekmanem). Drugim utworem, który zrobił na mnie największe wrażenie jest tytułowy "About Love And Loving Again". Znakomicie rozpisana, ponad siedmiominutowa kompozycja pokazująca, jakie ogromne możliwości ma Kjellvander. Wyborna rzecz! Po prostu Wyborna!! To moje ulubione nagranie ostatnich dni.

(nota 7.5-8/10)

 

 



Jako drugie danie dziś zapowiedź nowej płyty grupy Lambchop, która nosi tytuł "Trip, i ukaże się 13 listopada. Tym razem zespół wykonał cudze utwory, zaproponowane przez członków formacji. W sumie sześć kompozycji takich zespołów jak: Supremes, Yo La Tengo, Georgy Jones, Stevie Wonder. Utwór "Reservations", z repertuaru grupy Wilco, zaproponował perkusista Matthew McCaughan.





Z kolei Matthew Lowe i Daniel Trenholme - to indie-folkwy duet Stables, powołany do życia w 2016 roku, nagranie "Sillhouette" pochodzi z ich najnowszego albumu o tym samym tytule.




Przeniesiemy się teraz do Norwegii, żeby posłuchać piosenki o duchach, kompozycja "Grateful Dead" pochodzi z płyty "Birds" - Simena Mitlida. Fani wczesnej twórczości Sufiana Stevensa powinni odszukać ten krążek i znaleźć na nim coś dla siebie.




W kąciku improwizowanym King Khan - "The Infinite Ones", czyli pierwsza jazzowa płyta artysty, który do tej pory funkcjonował w przestrzeni garażowego rocka. Album miał być hołdem złożonym takim wielkim postaciom jak Alice Coltrane czy Miles Davis. W składzie znajdziemy muzyków Sun Ra Arkestra, Marshalla Allena i Knoela Scotta, a także członków grupy Calexico, Johna Conventino, Martina Wenka. Kompozycja "Wait Till The Stars Burn" otwiera ten krążek.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz