niedziela, 25 października 2020

THIS IS THE KIT - "OFF OFF ON" (Rough Trade Records) "Brytyjka w Paryżu"

 

     To miłe uczucie, kiedy zespół, na który przed laty postawiliśmy, wciąż się rozwija i nie zawodzi naszych oczekiwań. W miarę dokładnie pamiętam, jak na łamach tego bloga przybliżałem przedostatnie wydawnictwo grupy This Is The Kit zatytułowane "Moonshine". W moim odczuciu i pewnie nie tylko w moim, był to album przełomowy. Oto zmienił się wtedy sposób myślenia o dźwięku, dzięki czemu brzmienie formacji stało się pełniejsze i przez to ciekawsze. Wskazywałem przy tamtej okazji na obecność w studiu nagraniowym Aarona Dessnera (The National) oraz jego cenne uwagi. Przy okazji najnowszej płyty - "Off Off On" - można powiedzieć, że nauka nie poszła w las. A stosując terminologię ekonomiczną czy lotniczą warto dodać, że Kate Stables i jej drużyna wciąż są na ścieżce wznoszącej.


Kilka, z tych jedenastu nagrań wypełniających ostatni krążek, wydany nakładem prestiżowej oficyny Rough Trade Records, można było usłyszeć wcześniej podczas trasy koncertowej promującej album "Moonshine". Wszystkie utwory zostały napisane jeszcze przed pandemią, ale w związku z taką, a nie inną warstwą liryczną, odczytane obecnie, uzyskały nowe znaczenie. "Napisałam je w świecie, w którym nikt nie wiedział o COVID-19, ale nadal był to świat, gdzie przywódcy polityczni oraz elity rządzące, wykorzystywali ludzi, byli skorumpowani i niesprawiedliwi" - powiedziała Kate Stables w jednym z wywiadów. Mając wystarczająco dużo materiału wokalistka zebrała swoją załogę - Rozi Plain (bas, wokal), Neil Smith (gitara), Jesse D.Vernon (gitara, klawisze), Jamie Whitby-Coles (perkusja). Dodatkowo dołączył do nich waltornista i saksofonista Lorenzo Prati. W tym składzie początkowo zniknęli w wiejskim domu przyjaciela, w Brecon Beacons (Walia), żeby przećwiczyć poszczególne partie, a dopiero później trafić do studia nagraniowego Realworld w Wiltshire. Kiedy miksowali album, mniej więcej pół roku temu, zaczęła się tak zwana "pierwsza fala" pandemii. Dlatego artyści byli zmuszeni do przejścia na korespondencyjny tryb pracy, co mocno ją spowolniło. I tym razem warto podkreślić rolę producenta - Josha Kaufmana (rocznik '78, współpracował chociażby z Taylor Swift) - z którym Kate Stables spotkała się i rozmawiała dłużej podczas festiwalu "People", który odbył się czas jakiś temu w Berlinie.

Płytę "Off Off On" bardzo udanie otwiera kompozycja "Found Out", którą nagrano w dwóch wersjach. Pierwsza nieco bardziej akustyczna, z przewodnią rola gitary z nylonowymi strunami oraz druga, z wykorzystaniem instrumentów dętych. I tutaj dochodzimy niejako do sedna sprawy. Bo to właśnie instrumenty dęte odegrały na tym albumie zasadniczą rolę. Jednak pomyli się ktoś, kto będzie przypuszczał, że mam tu na myśli solowe popisy trąbki, saksofonu czy waltorni. Nic z tych rzeczy. Długich wirtuozerskich występów w tych nagraniach próżno szukać. Instrumenty dęte odzywają się tylko przez chwilę, sporadycznie, jako gustowne dodatki lub jako kontrapunkty rytmiczne. Tak czy inaczej, nie ulega wątpliwości, że użyto ich w kluczowych momentach oraz w bardzo przemyślany sposób, co znacznie wzbogaciło tkankę brzmieniową kompozycji. Przyznam, że byłem zaskoczony, że kilka dźwięków trąbki, czy oddechów waltorni, może aż tak zmienić odbiór płyty. Dajmy na to, taki "Coming To Get You Nowhere", gdzie cudne początkowe repetycje saksofonu ustawiają całe nagranie; potem pojawiają się punktowe akcenty pozostałych instrumentów oraz dodatkowe głosy (godna odnotowania jest realizacja wokalu we wszystkich nagraniach ). Wiele z tych utworów funkcjonuje w oparciu o pętle brzmieniowe - powtarzalne frazy gitary, banjo lub wyeksponowanego basu. Znajdziemy na tym krążku również miękkie, nieco bardziej akustyczne, aranżacje, jak w ślicznym "Shinbone Soap", rozpisanym na gitarę, głos i delikatne pocieraną perkusję. Wspomniałem o repetycji, jako podstawowym budulcu kompozycji grupy This Is The Kit, warto tez dodać, że gitarzysta Neil Smith potrafi z kilku zaledwie powtarzalnych fraz nakreślić całkiem zgrabną i zapadającą w pamięć solówkę, jak w "No Such Thing". Utwór "Slide", z nieco większą rolą saksofonu, został dedykowany zmarłemu przyjacielowi. Z kolei najbardziej klasycznie brzmiący "Was Magician", inspirowany był twórczością Ursuli K. Le Guine, szczególnie cyklem: "Kroniki Zachodniego Brzegu". Mocnym impulsem do napisania ostatniej kompozycji "Keep Going" był koncert Billa Callahana. I tak oto, ku mojej wielkiej radości, zespół dowodzony przez urodzoną w Winchester, a mieszkającą w Paryżu, Kate Stables, wykonał kolejny spory krok na przód.


(nota 7.5-8/10)

 


  

   W dodatku do dania głównego dziś "kącik weterana", bo chyba tak można powiedzieć o zespołach czy artystach, którzy funkcjonują na scenie od ponad czterdziestu lat. Powiedziałbym nawet, że będziemy mieli drobny polski akcent, gdyby nie fakt, że Michael "Jakko" Jakszyk z ową "polskością" zmagał się jako młody chłopak. Może nie tyle z "polskością", co raczej ze statusem emigranta, który przypisano mu głównie z powodu przybranego ojca Norberta Jakszyka. Jego prawdziwym ojcem był amerykański lotnik, a matką Irlandka. Spotkał się z nią po wielu latach, ale to historia na inną okazję. Najnowsza płyta Jakszyka - "Secret & Lies" została nagrana w towarzystwie wybornych artystów: Gavin Harrison, Tony Levin, Peter Hammil, Robert Fripp, Mel Colins. Krótko mówiąc, mamy tu muzyków związanych głównie z formacją King Crimson, którzy grę na instrumentach opanowali w stopniu biegłym. To prawdziwi mistrzowie, wirtuozi słyszący szerzej i znacznie lepiej niż przeciętny, nawet i uznany, Kowalski szarpiący struny swojego Gibsona. Możemy się o tym przekonać od pierwszych taktów tej płyty. Moje ucho szczególnie przyciągnęły partie basu - wiadomo, Tony Levin, cóż więcej dodać - które ozdobiły wiele z tych udanych kompozycji. Jednak do pełni mojego szczęścia czegoś zbrakło, i chyba częściej będę wracał do poprzedniego wydawnictwa Jakszyka - "A Scarcity Of Miracles". Album CD zawiera 11 nagrań, a dodatek DVD dodatkowych 14 kompozycji. Dlaczego posłuchamy akurat utworu "Before I Met You"? Powody są co najmniej dwa. Pierwszy to gitarowy autograf Roberta Frippa. Drugi zaś, to inspiracja powieścią mojego ulubionego Juliana Barnesa, tym razem nie genialnym "Poczuciem kresu", tylko mniej znaną książką "Before She Met Me".



W drugiej  części dodatku przeniesiemy się do Australii, tam bowiem, w 1978 roku powstała grupa The Apartments, biorąc nazwę od tytułu filmu Billy'ego Wildera, polski przekład to "Garsoniera". Mimo, iż formacja istnieje z przerwami od czterdziestu lat, nie ma w dorobku zbyt wiele płyt. Lubiłem ich krążek "No Song, No Spell, No Madrigal". Ten ostatni album ukazał się całkiem niedawno i nosi tytuł "In And Out Of The Light". 





W tradycyjnym "kąciku muzyki improwizowanej" najnowsza płyta Kahila El'Zabara - "American The Beautiful". W mojej ulubionej i najlepszej kompozycji "Sketches Of An Afro Blue" na trąbce usłyszymy Corey Wilkesa. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz