sobota, 9 sierpnia 2025

EVERYTHING ELSE - "ANOTHER ONE MAKING CLOUDS" (Big Potatos Records) "Na ramionach wiatru"

 

  Od czasu do czasu warto sprawdzić, co robią artyści związani z naszymi ulubionymi zespołami. Po osiągnięciu dojrzałego wieku i ugruntowaniu swojej pozycji, często udzielają się tam i tu, uczestniczą w tak zwanych projektach pobocznych, nawiązują sympatyczne relacje z innymi twórcami lub próbują rozwijać ścieżkę solowej kariery. I tak Rachel Goswell z grupy Slowdive wraz z partnerem Stevem Clarkiem powołała do życia duet The Soft Cavlary. Wsparła także wokalnie i merytorycznie nową grupę z miasta Portland, która przyjęła nazwę Pete International Airport (bardzo udany singiel pojawi się w dalszej części dzisiejszej  odsłony). Perkusista zespołu Slowdive - Simon Scott, wydaje się być najbardziej zapracowany, z grona swoich szacownych kolegów. W ostatnich miesiącach rozwijał solowy projekt The Quarter Skies (gościł na łamach bloga). Pomaga również młodszym artystom, jak chociażby formacji Newmoon (był odpowiedzialny za mastering ich nagrań), czy znanych z wpisów na tym blogu grup - Deary, Whiteland lub Drab Majesty. Dlaczego wspominam dziś zespół Slowdive? Tak się złożyło, że jego wokalista i gitarzysta Neil Halstead zmiksował w ostatnim czasie singiel nowego duetu - EVERYTHING ELSE. Przed tygodniem ukazała się ich debiutancka płyta zatytułowana "Another One Making Clouds". I to właśnie nad nią dziś się pochylimy.





Duet EVERYTHING ELSE tworzą panowie z miasta Liverpool - Herbie Whitty i Charlie Holton. Młodzieńcy przyjaźnią się od szóstego roku życia, czyli od czasów przedszkolnych. Kto wie, może już wtedy, przed i po leżakowaniu ciągnęło ich drobne palce, żeby dotknąć strun gitary, czy musnąć białe lub czarne klawisze syntezatora. Ta słabość do instrumentów po latach przerodziła się w nieco poważniejsze granie. Wciąż dość proste, ale nie pozbawione uroku. Nie wiem, w jaki sposób Neil Halstead natknął się na ten duet. Całkiem możliwe, że  Herbie i Charlie przesłali na jego adres mailowy próbki demo. Te ostatnie musiały przypaść do gustu wokaliście grupy Slowdive, bowiem postanowił wesprzeć chłopaków stawiających pierwsze niepewne artystyczne kroki.

Jak podkreśla notka brytyjskiej oficyny Big Potatos Records, duetowi EVERYTHING ELSE zależało na tym, żeby materiał zabrzmiał dość surowo, pozbawiony niekiedy zbędnej ingerencji producenta. Trzeba przyznać, że tu i ówdzie udało się to zrobić. Choć, w moim odczuciu, tej surowości, wyrażanej przede wszystkim na poziomie specyficznego brzemienia, mogłoby być znacznie więcej. Całość materiału liczącego niespełna czterdzieści minut, brzmi specyficznie miękko. I nawet pojawiające się raz po raz nieco mocniejsze podmuchy gitar tego stanu rzeczy nie zmieniają. Miękka praca perkusji oraz basu, barwne refleksy syntezatorów, którym towarzyszy odrobinę wycofana i bardzo łagodna wokaliza, w manierze tej znanej z dokonań formacji Cigarette After Sex.




Młodzieńcy z duetu EVERYTHING ELSE całkiem zgrabnie, mniej lub bardziej świadomie, przywołują shoegazeowego ducha z początku lat dziewięćdziesiątych. Raczej dokładają swoją skromną cegiełkę do istniejącego już całkiem pokaźnego gmachu tej stylistyki, niż w pocie czoła wykuwają nowe komnaty. Całkiem możliwe, że na albumie "Another One Making Clouds" nie znajdziecie żadnego nowego dźwięku, którego nie słyszelibyście już wcześniej. Co nie oznacza, że jest to wada tej muzycznej publikacji. W tym gatunku zrobiono już naprawdę wiele, dlatego obytego z tą estetyką słuchacza trudno czymś oryginalnym zaskoczyć. 

Przede wszystkim, i nie tylko za sprawą znaczącej obecności Neila Halsteada, przy opisie tej propozycji muszą pojawić się skojarzenia z twórczością formacji Slowdive. Mam tu myśli głównie dwa szczególne okresy. Ten nieco bardziej ambientowy, podkreślony płytą "Pygmalion", oraz współczesny, wyrażony przez dwa ostatnie wydawnictwa.  Herbie Whitty i Charlie Holton (oraz jego brat pomagający w produkcji Nicholas), z krążka "Pygmalion" zaczerpnęli podobną melodykę. Choć warto wspomnieć, że ich pierwsze utwory zawierały znacznie mniej brzmienia gitar i o wiele bardziej wpisywały się w ambientowy kontekst. 

Na singla promującego debiutancką płytę duetu EVERYTHING ELSE wybrano piosenkę "Two Monkeys", którą współprodukował wspomniany wcześniej Neil Halstead. Gdyby to ode mnie zależało, zdecydowanie bardziej postawiłbym na mój ulubiony "Hollow Surrounds". W odsłonie "Every Word Said" duet zabrzmiał jak Slowdive z ostatniej płyty "Everything Is Alive". W kompozycjach "Uncertian" czy "Watch" przypomniał mi charakterystyczny nastrój niektórych nagrań grupy Zelienople.

Trzeba przyznać, że "Another One Making Clouds" to bardzo udany debiut dwójki przyjaciół, którzy fragmentami brzmią jak pełnowymiarowy skład. W moim odczuciu zabrakło nieco więcej drapieżności, brudu, szram i blizn, gustownych przesterów i drobnych garażowych potknięć - czyli zadeklarowanej przed opublikowaniem tego wydawnictwa surowości brzmienia. Kto wie, może następnym razem.

(nota 7.5/10)


 


Niedawno wspominałem grupę Blueshift Signal, powstali w 1993 roku, w mieście Providence. Wczoraj ukazała się ich płyta "Eventide", która zawiera osiem dawnych utworów. Również w dniu wczorajszym ukazał się koncertowy materiał innego zespołu z przeszłości. Mam tu na myśli grupę Galaxie 500. Rejestracji koncertu dokonano 13 grudnia 1988 roku, w nowojorskim klubie "CBGB". Nagrania zremasterował z analogowej taśmy nasz dobry znajomy producent KRAMER.




W dzisiejszym tekście wspominałem o wkładzie Rachel Goswell w rozwój nowej grupy z Portland, czyli formacji Pete International Airport. Dlatego czekając na ich płytę, pozwolę sobie zaprezentować ich ostatni jakże wyborny singiel.




Wcześniej wspomniałem także o brytyjskiej grupie DEARY, której pomaga Simon Scott. Niedawno ukazał się ich taki urokliwy cover znanego przeboju.




Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich, miasto Manchester, a w nim formacja Nightbus, która 10 października opublikuje album zatytułowany "Passanger".




Skoczymy za ocean, do miasta Los Angeles, żeby spotkać członków grupy Mirror Ball, którzy kilka dni temu podzielili się nową piosenką.




W tym samym mieście przy odrobinie szczęścia napotkamy znaną, także z wpisów na tym blogu, formację Automatic, którzy we wrześniu opublikują album zatytułowany "Stones Thrown".




Kolejna zapowiedź zabierze nas z powrotem na Wyspy Brytyjskie. 9 września ukaże się nowa płyta Joanne Robertson i Olivera Coatesa zatytułowana "BLURRR". Przyznam, że czekam na to wydawnictwo. I z radością odsłuchuję nowy singiel.





MISS TYGODNIA - nie mogło być inaczej, skoro grupa The Antlers to wciąż jeden z moich ulubionych zespołów (szczególnie ciepło wspominam znakomity album "Familiars", oraz jego koncertowe wydanie z Londynu). Dobre wieści są takie, że 10 października ukaże się nowa płyta "Blight". Póki co, można cieszyć się wybornym singlem, który zapowiada to wydawnictwo. 




KĄCIK IMPROWIZOWANY - przed wami sympatyczne trio - Oren Ambarchi, Johan Berthling i Andreas Werliin. Fragment z płyty "GHOSTED III", która ukaże się 29 sierpnia.




Dla tych, którzy podobnie do mnie ciepło wspominają płyty grupy The Blue Nile - szczególnie album "HIGH" - kwartet kierowany przez Colina Steele'a, przygotował miłą niespodziankę. Niedawno ukazała się płyta "The Blue Nile - Jazz Interpretations Of The Blue Nile Songbook".