Jak na zawodowego basistę przystało, Aaron Dooley tworzenie nowych kompozycji zawsze rozpoczyna od partii basu. Gra na nim od najmłodszych lat, choć w wieku lat trzynastu próbował także swoich sił dmuchając zawzięcie w ustnik saksofonu. Dziś odrobinę żałuje, że nie poświęcił ulubionemu instrumentowi Johna Coltrane'a więcej uwagi oraz czasu i porzucił naukę gry na nim, skupiając się tylko i wyłącznie na gitarze. W ostatniej klasie liceum zaprzyjaźnił się z gitarzystą Aesopem Adamsem, co zaowocowało powstaniem zespołu Gay Neighbors, który później przeobraził się w rockowo-shoegaze'ową grupę Totem Pocket. Aaaron Dooley w 2018 roku z miasta Bloomington-Normal (stan Illinois) przeniósł się do Denver ( stan Kolorado), gdzie zawarł szereg znajomości z lokalnymi muzykami, których potem zaprosił na sesje nagraniowe do własnych projektów.
Od samego początku Aaron Dooley, w kompozycjach sygnowanych własnym nazwiskiem, chciał oddać ideę przenikania się gatunków. Dlatego tak trudno jednoznacznie określić jego stylistyczne dokonania - słychać w nich zarówno jazz, rock, motywy bluesa, jak i americanę, folk, czy elementy country. Jednak żadna z tych stylistyk nie jest dla amerykańskiego basisty obowiązująca. W poszczególnych odsłonach jego albumów co najwyżej możemy mówić o przybliżonym charakterze utworów, raz będzie nieco bardziej jazzowy, innym razem rozleniwią nas spokojnie sączące się takty americany. Jednym ze wspólnych mianowników niemal wszystkich tych nagrań jest ich duchowa aura.
"Odkąd jako nastolatek zacząłem słuchać muzyki, zawsze czułem słabość do kompozycji z eterycznym nieziemskim zabarwieniem, i zawsze starałem się wspierać tworzenie muzyki zgłębiającej ducha" - oświadczył Aaron Dooley. Był listopad 2020 roku, kiedy w opuszczonym magazynie, gdzieś na przedmieściach Denver, Dooley zebrał grupę znajomych artystów i zarejestrował kilka nagrań. Te ostatnie umieścił nas stronie internetowej, a jakiś czas później dotarł do nich szef wytwórni Island House Recordings - Tim McManus, i zaproponował podpisanie kontraktu płytowego. Poprzedni album "Trapped In Pulgatory" zawierał luźne struktury kompozycji, nieograniczone ramami gatunkowymi, przypominające tu i ówdzie swobodne jamy ośmioosobowej grupy muzyków. Wydany w ubiegły piątek album zatytułowany "The International Disassociation Of: ", brzmi podobnie, choć wydaje się być nieco dojrzalszym dziełem.
Przede wszystkim zmianie uległ skład muzyków, którzy zjawili się w studiu nagraniowym w Denver. Za konsoletą czuwała inna basistka Zoe Moff, absolwentka Berklee College Of Music. Można mieć drobne zastrzeżenia do realizacji dźwięku, choć może taka była główna sugestia producenta Aarona Dooleya, który chciał nieco wycofać instrumenty i zawiesić je w przestrzenni. W ten sposób uzyskał oryginalny efekt, choć nie każdemu może to przypaść do gustu. Pośród zaproszonych gości warto odnotować saksofonistkę Gabriellę Zelek i trębacza Savina Susalskiego, to między innymi ich dialogi wzbogaciły to wydawnictwo.
Otwierający album "Passing Tres" rozwija się leniwie, początkowy motyw luźno intepretuje trąbka, saksofon, gitara hawajska i skrzypce (Zuri Barnes), wymieniając się wrażeniami, uwagami, dygresjami oraz wchodząc w barwne interakcje. Tego właśnie brakuje mi na nieco zbyt mocno wycyzelowanych ostatnich kompozycjach Matthew Halsalla, gdzie granie jest o wiele bardziej punktowe, gdzie poszczególne instrumenty nie dialogują ze sobą, gdyż każdy z nich ma wyznaczony dla siebie oddzielny moment w czasie i przestrzeni. W nagraniach grupy Aarona Dooleya jest znacznie więcej swobody, przeciągania fraz, beztroskiego wypadania z rytmu, kontrapunktów, zderzania ze sobą różnych perspektyw. Celem jest zawsze utrzymanie charakterystycznego nastroju, którego odcienie zmieniają się w poszczególnych odsłonach.
Kompozycja "Westbound Alameda" powstała w 2021 roku, tuż pod koniec sierpnia, pomysł na jej główny motyw wpadł amerykańskiemu basiście do głowy po powrocie z wycieczki, autor wyobraził sobie beztroski marsz w stronę słońca. "What About Being Alone" stanowi intrygujące i rzadko spotykane połączenie elementów swobodnej improwizacji z niespiesznie rozwijanymi partiami americany. Przy okazji "Reward Of Consequence" gitarowy podpis pozostawił przyjaciel artysty - Aesop Adams. W "Funeral Of Fireflies" oprócz ożywienia rytmu, ornamentów trąbki oraz saksofonu, przewijają się etniczne zaśpiewy wspomnianej już dzisiaj Zuri Barnes. A mojego ulubionego "Jamais Vu", nurkującego w leniwych wodach spiritual jazzu, i zamykającego to bardzo udane wydawnictwo, posłuchamy wspólnie.
(nota 8/10)
W dodatkach dziś na dobry początek trzech śpiewających panów. Rozpocznie francuski wokalista, ukrywający się pod pseudonimem Degermann - czyli Jean Baptiste Degeramnn, z wydanej niedawno płyty "Comme Un Geant".
Do Belgii zaglądamy bardzo rzadko, a to właśnie stamtąd pochodzi artysta, który przybrał pseudonim Edmund November,(prawdziwe nazwisko Lauret). Dwa tygodnie temu opublikował album o tym samym tytule.
Z Wysp Brytyjskich pochodzi Coyle Girelli, który wczoraj opublikował wydawnictwo zatytułowane "Museum Day".
W marcu 2024 roku powitamy nowy album amerykańskiej grupy Mannequin Pussy, krążek będzie nosić tytuł "I Got Heaven". Oto singiel promujący ten album.
Ósmego grudnia ukaże się płyta "Everett" formacji Body/Negative, którą wyprodukował nasz dobry znajomy Simon Scott (Slowdive).
Meksykańskie trio Mint Field, lubiące dreampop i shoegaze, wczoraj opublikowało nowy album zatytułowany "Aprender A Ser".
Przeniesiemy się do dzielnic Południowego Londynu, gdzie działa kolektyw Speakers Corner Quartet, który jakiś czas temu opublikował płytę "Further Out Than The Edge", oto mój ulubiony fragment.
Mike Reed to perkusista z miasta Chicago, który wczoraj wydał nowy album zatytułowany "The Separatist Party".
Kanadyjskie combo - Atlantis Jazz Ensemble - utworzone przez Pierre's Chretiena i Zakari Franzta, powróciło po siedmiu latach przerwy z nowym albumem "Celestial Suite".
Trębaczy z Nowego Yorku nigdy zbyt wiele, oto kolejny z nich, Itamar Borochov oraz fragment z jego ostatniej płyty "Arba".