czwartek, 22 czerwca 2017

EX EYE - "EX EYE " (Relapse Records) "O rety, słucham metalu..."





  Podczas trwania ostatniej audycji "HCH", redaktorzy prowadzący - których z tego miejsca tradycyjnie serdecznie pozdrawiam - wspominali o majowym i czerwcowym zalewie płyt. I rzeczywiście, w ostatnim czasie ukazało się mnóstwo wydawnictw fonograficznych. Zupełnie tak, jakby artyści z sobie tylko znanych powodów oraz w sobie jedynie znany sposób, zmówili się w porozumieniu z szefami wytwórni, że właśnie w tym okresie do sklepów trafią ich najnowsze wydawnictwa. Wszystko wskazuje na to, że zaległości płytowe przyjdzie nam nadrabiać w czasie letnich wakacji, które to zbliżają się wielkimi krokami. Choć i na lipiec zapowiedziano kilka wyjątkowo interesujących premier, które, jeśli przejdą pomyślną weryfikacje, z pewnością znajdą szerszy opis na łamach tego bloga.
   Nieliczne wolne chwile ostatnich wreszcie ciepłych dni spędziłem w rozkosznym cieniu drzew, urokliwym towarzystwie dwóch płyt i zaskakująco dobrej lektury. Książka, którą mam na myśli - i którą z wolna kończę - to najnowsza powieść Juliana Fellowesa, zatytułowana: "Czas przeszły niedoskonały". Znalazłem w niej podobieństwa, czy echa znakomitej, wspaniałej, jednej z moich ulubionych angielskich powieści ostatnich lat, czyli "Poczucia kresu" Juliana Barnesa. Podobnie jak Barnes, Julian Fellowes na kartach swojej książki stara się zrekonstruować wydarzenia z przeszłości, żeby dokonać ich reinterpretacji. To również bardzo udana charakterystyka dwóch kulturowych epok. Z jednej strony mamy klimat Londynu końca lat 60-tych, i odchodzący do lamusa historii świat angielskiej arystokracji, z drugiej natomiast pokazana na zasadzie kontrastu migotliwa postmodernistyczna współczesność. Długimi fragmentami  to błyskotliwa opowieść, o przemijaniu, namiętnościach i meandrach ludzkiej egzystencji. W swoich opisach Fellowes bywa bardzo skrupulatny i drobiazgowy, czasem również nostalgiczny. Do pełni szczęści zabrakło mi nieco większej dawki ironii czy sarkazmu, który tak bliski jest Julianowi Barnesowi. Jednak to bardzo dobra powieść, którą polecam czytelnikom tego bloga.

     "Londyn to dla mnie dzisiaj miasto nawiedzone, a duchem, który w nim straszy, jestem ja sam. Gdy przemierzam ulice, chodząc za swoimi sprawami, każda aleja, zaułek i plac szepcze mi o innej, wcześniejszej epoce mojego życia. Najkrótszy spacer przez Chelsea lub Kensington prowadzi mnie obok jakichś drzwi, niegdyś otwartych dla mnie na oścież, gdzie teraz byłbym kimś obcym. Widzę siebie znów młodego, jak wyruszam na poszukiwanie zapomnianych już dzisiaj igraszek, wystrojony w coś przypominającego ludowy strój z jakiegoś bałkańskiego kraju rozdartego wojną. Te powiewające spodnie dzwony, te falbaniaste koszule z piłkarskimi kołnierzami – co nam strzeliło do głów? I widzę, jak w ślad za moją dawną, szczuplejszą personą podążają widma nieobecnych – rodziców, ciotek i babek, stryjecznych dziadków i kuzynów, przyjaciół i dziewczyn – których już nie ma i nie będzie w tym niewielkim kawałku życia, jaki mi jeszcze pozostał. Powiadają, że człowiek zaczyna się starzeć, kiedy przeszłość wydaje mu się bardziej realna od teraźniejszości, przyznaję więc, że czuję, jak minione dekady zaciskają palce na mojej wyobraźni, podczas gdy nowe wspomnienia są szare i wyblakłe (…) Istnieje gdzieś religia, która głosi, że umieramy dwukrotnie: raz zwyczajnie, a drugi raz, kiedy umiera ostatnia osoba, która naprawdę nas znała, a żywa pamięć o nas znika z powierzchni ziemi”. " - Julian Fellowes "Czas przeszły niedoskonały"






 

    Muzycznie towarzyszyły mi dwa albumy. Pierwszy z nich, to oczywiście płyta Throttle Elevator Music - "Retrospective", o której napisałem w ubiegłym tygodniu. Drugi to najnowsze dziecko saksofonisty Colina Stetsona i jego wesołej drużyny, czyli grupa Ex Eye oraz ich debiut wydawniczy zatytułowany po prostu "EX EYE". Oprócz amerykańskiego saksofonisty formacje tworzą: perkusista Greg Fox (Liturgy), basista i klawiszowiec Shahzad Ismaliy (Ceramic Dog) i gitarzysta Toby Summerfield. Shahzad Ismaliy i Greg Fox współpracowali już z Colinem Stetsonem przy okazji jego poprzedniej płyty: "Sorrow - A Reimagining of Górecki's Third Symphony", co oczywiście nie jest bez znaczenia, szczególnie w kontekście ich ostatnich wspólnych dokonań.
Na zespół EX EYE wpadłem przypadkiem, kiedy dojrzałem zdjęcie, które było fragmentem kadru wyjętego z teledysku do utworu - "Xenolith ,the Anvil". Można powiedzieć, że ta kompozycja pełni rolę czegoś w rodzaju singla promującego całe wydawnictwo. I trzeba również przyznać, że całkiem nieźle wprowadza w klimat albumu i oddaje jego charakter. Płyta "EX EYE" zawiera cztery utwory, plus dodatkowy bonus track "TTen Crowns; The Corruptor". Gatunkowo mamy tu do czynienia z post-metalem, czy black-doom-metalem. Jak łatwo się domyśleć, nie jestem fanem wyżej wymienionych gatunków, i przedstawicieli tych dwóch nurtów znam dość pobieżnie. Kiedyś trzeba będzie nadrobić zaległości.
    Z pewnością do EX EYE , jak i do każdej innej grupy, można przylepić łatkę: "Gramy jak...", ale byłoby to w tym wypadku bardzo krzywdzące. Można w tym miejscu przywołać znaną tezę Marksa o Feuerbachu, który głosił, że: "Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat, idzie jednak o to, aby go zmienić". I taką właśnie zamianę w postrzeganiu gatunku post-metal niesie wraz z sobą krążek grupy EX EYE.  To, co dla mnie w muzyce EX EYE (i nie tylko w ich twróczości) liczy się przede wszystkim, to próba - i to bardzo w tym przypadku udana - wyjścia poza jasno określone, raz zdefiniowane, zwykle już zużyte (przez wielokrotne powielanie)  i bardzo ciasne ramy gatunkowe. W szeroko pojętej muzyce metalowej saksofon jest bardzo rzadko spotykanym i wykorzystywanym instrumentem. Tymczasem siła poszczególnych kompozycji na debiutanckiej płycie "EX EYE" wynika z osobliwego połączenia dźwięku przesterowanych gitar, z tonami wydawanymi przez niskie rejestry saksofonu. W efekcie otrzymujemy prawdziwą post-metalową haubicę, którą wytacza przed słuchaczami grupa kierowana przez Colina Stetsona. Muzycy w tych najbardziej udanych kompozycjach  -  jak "Anaitis Hymnal; The Arkose Disc" - wykorzystują długie dronowe dźwięki, które przydają całości psychodelicznego, transowego wymiaru. I nie ma tutaj miejsca na półśrodki, na oddech, na chwilę spokoju, czy moment przerwy. Jednak i wbrew pozorom krążek "EX EYE", nie przynosi wraz z sobą neurotycznego rozedrgania, a kontemplacyjne ukojenie.
     Kompozycję "Opposition/Perihelion; The Coil" rozpoczyna punkowy rytm, który stanowi podbudowę dla gęstej muzycznej faktury, stworzonej w oparciu o zapętlone tony saksofonu i dźwięki przesterowanej gitary. Formalnie utwór ten nieco mi przypomniał dokonania grupy King Crimson z okresu wydawania "Projektów" ("ProjeKct One", "ProjeKct Two"..."ProjeKct X"). Utwór ukrywający się pod indeksem numer 4 - "From Constant; The Grid", po łagodnym wstępie przynosi wraz z sobą coś na kształt wizji muzycznej apokalipsy. Oczami wyobraźni ujrzałem setki uchodźców, głównie kobiety i dzieci, także starców, którzy wycieńczeni trudami wędrówki nadchodzą, żeby zapukać, załomotać, uderzyć w mahoniowe, specjalnie wzmacniane od środka drzwi jednego z prominentnych obecnie polityków. Idą przez starannie wypielęgnowany ogród, depczą dokładnie przyciętą trawę (po 500 euro za metr kwadratowy), sieją spustoszenie w rabatkach, niszczą pachnące malwy, barwne róże i forsycje. Wszędzie zostawiają odciski butów i brudnych rąk, a w powietrzu chmurę śmiercionośnych wirusów i bakterii.  (Wybaczcie sarkazm, jakoś nie mogłem się powstrzymać).
 
    Moim ulubionym fragmentem na płycie "EX EYE" jest kompozycja zatytułowana "Anaitis Hymnal; The Arkose Disc". Jest w tym utworze wyraźnie wyczuwalny klimat smutku, przygnębienia, potęgującej się z każdym kolejnym tonem rozpaczy, dźwiękowej ANHEDONII. Mamy tu coś pomiędzy nastrojem "3 Symfonii (Symfonia pieśni żałosnych)" Góreckiego, a dokonaniami takich metalowych zespołów jak: Shining (Jorgen Munkeby również i od czasu do czasu używa saksofonu, choć oczywiście nie w takim wymiarze, i nie na taką skalę), Mizmar, Arkana, Christ Agony, czy Burzum. Ta znakomita, trwająca dwanaście minut kompozycja jest jak czarna dziura, która wciąga słuchacza od pierwszych rzewnych tonów, i zakrzywia wokół niego czasoprzestrzeń tak, że co wrażliwsi mogą poczuć na własnej skórze 9, 10, i 11-sty wymiar, o których wspominają fizycy kwantowi. Naprawdę ciężko podnieść się z fotela, żeby zwilżyć sokiem spierzchnięte od wrażeń usta, żeby sięgnąć po pilota i wcisnąć na moment przycisk "pauzy", sprawdzając jednocześnie, czy nie dzwoni telefon, a świat za oknem wciąż istnieje. Zachwyca mnie w tym utworze wszystko, począwszy od harmonii, poprzez moc i siłę przekazu, a na pogłębionym klimacie niepokoju, smutku, żałości skończywszy. I te rozpaczliwe tony saksofonu, ten krzyk, to wołanie, i gitara, która szybuje gdzieś daleko, wysoko, aż po kres wszystkiego.  Słuchając tej niesamowitej kompozycji, jaką jest "Anaitis Hymnal; The Arkose Disc" - przypomniałem sobie album zespołu Za Siódmą Górą: "Muzyka jakiej świat nie widzi". Dokładnie zaś świetny utwór Resurrecturis". Wmoim odczuciu jest jakieś duchowe pokrewieństwo pomiędzy tymi utworami.

   Jedno nie ulega dla mnie wątpliwości, debiutancki krążek EX EYE - "EX EYE", to obowiązkowa pozycja dla wszystkich tych, którzy cenią sobie muzyczne wyzwania i oczekują czegoś więcej, niż tak typowe dla wielu wydawnictw płytowych sztampowe rozwiązania. Kto wie, może po tym i po jeszcze kilku innych albumach, saksofon, jako instrument, znów powróci na salony muzyki rockowej. Czego, kończąc dzisiejszy wpis, sobie i szanownym czytelnikom życzę.
 (nota 8/10)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz