Dziś kolejny nowy zespół, tym razem z miasta San Francisco, który w dniu wczorajszym opublikował całkiem udany debiut. Mam tu na myśli pięcioosobowy skład, z wokalistką Inną Showalter, która urodziła się na Ukrainie, a w wieku ośmiu lat przeniosła się wraz z rodziną na Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych. W ubiegłym roku pojawił się w sieci pierwszy materiał grupy, epka, do której dotarli tylko nieliczni nałogowi słuchacze i tropiciele nietuzinkowych dźwięków. Wydany wczoraj album zatytułowany "VALERIAN TEA" stanowi rozwinięcie pomysłów zawartych w pierwszych kompozycjach. Wydaje się, że ma duże szanse na dotarcie do większej liczby odbiorców. Choć... bez przesady.
Oczywiście - jak to zwykle z debiutami bywa - nie wszystkie piosenki są udane, choć całe wydawnictwo ma spójny charakter. Trudno zaprzeczyć, że artyści z San Francisco mają wypracowany swój własny styl, a to - jak na dobry początek - spory atut. Składa się na niego kilka kluczowych elementów. W poszczególnych utworach grupy MAGIC FIG słychać przede wszystkim naleciałości z prog-rocka, art-rocka czy folku, w kształcie tych gatunków, który dominował na przełomie lat 60/70 -tych. Stąd też wykorzystanie dawnych instrumentów, z tamtej oddalonej już o pół wieku epoki - bas, gitary, syntezatory, mellotron czy moog - wszystko to od razu przykuwa uwagę i budzi skojarzenia z dokonaniami takich grup jak: Yes, Curved Air, Caravan, itp.
Jeden z brytyjskich recenzentów - jak to Brytyjczyk - który dotarł do tego materiału nieco wcześniej, doszukał się naleciałości sceny Canterbury. Utwory MAGIC FIG mają swój specyficzny klimat, czasem oniryczny, czasem hipnotyczny, przykryty delikatną mgłą psychodelii. Ale w ich muzyce więcej jest mimo wszystko avant -popu niż art-rocka czy jazzu.
W sposobie myślenia o kompozycji amerykańskiej formacji, owszem, napotkamy tu i owdzie "klasyczne" podejście do rozwijania progresji akordów, przywołujące skojarzenia z art-rockowymi wykonawcami, ponadto zmiany tempa, zatrzymania, zwroty typowe dla zespołów funkcjonujących pół wieku temu. Do tego dochodzi rozpoznawalne brzmienie, o produkcje którego zatroszczył się Joel Robinow. Jednak w centrum piosnek znajduje się zwykle dream-popowa wokaliza Inny Showalter, która z kolei może skłaniać do porównań z wokalistką formacji Broadcast.
"Sposób, w który konstruuję linie wokalne, można uznać za podobny do stylu Trish Keenan (niegdyś zespół Broadcast), co byłoby dla mnie zaszczytem" - oświadczyła w jednym z nielicznych wywiadów Inna Showalter. Kończąc wątek stylu, najprościej rzecz ujmując, można powiedzieć, że grupa MAGIC FIG, dobrze czuje się w progresywno-psychodelicznym popie.
Wspominałem już nieraz, że nie ma drugiego takiego miejsca w USA, jak San Francisco, gdzie tradycje psychodelicznego art-rockowego grania, którego korzenie sięgają lat 60-tych, byłyby aż tak kultywowane i popularne do dziś. To w mieście, w którym Steve McQueen uczestniczył w klasycznym dziś filmowym pościgu, jadąc między innymi przez Russian Hill i Potrer Hill, znajdziemy obecnie dobrze zaopatrzone sklepy płytowe, z wydawnictwami z tamtej epoki. Do tego kluby, kawiarnie, czy butiki odzieżowe, głównie w dzielnicy Haight- Ashbury, która była i poniekąd wciąż jest ważnym centrum kultury hippisowskiej.
Trzeba podkreślić, że piosenki zespołu MAGIC FIG nie brzmią jak pusty czy mocno przebrzmiały cytat z dawnych klasyków. Niektóre z tych utworów mają swój urok, miłą dla ucha lekkość, subtelne i całkiem bogate brzmienie, pełne barw, które stanowią również podstawę okładki. "Teksty na płycie to eksploracja mojej osobistej historii, różnych duchowych ścieżek, które przeszłam w życiu. Czerpię z obrazów, pamięci, snów, archetypów oraz postaci - czy to osobistych czy zupełnie abstrakcyjnych" - tyle Inna Showalter.
(nota 7/10)
Strefę "Dodatki..." rozpocznie spotkanie z nowym zespołem z miasta Londyn, grupa LOLA ma na koncie dopiero dwa single ,a my już jesteśmy z nimi. Oto jeden z nich.
Kolejni przedstawiciele Londynu, i następni debiutanci. Wczoraj ukazała się epka "Metanoia", formacji ADELE DAZEEM.
Cóż, że ze Szwecji - pozostaniemy w podobnym gitarowym nastroju. Znany WAM już zespół, bo prezentowany na łamach bloga - DAG OCH NATT, i fragment z ich singla zawierającego trzy pozycje.
Kopenhaga i prezentowany już niegdyś zespół PAPIR. Tym razem zajrzymy na wczoraj wydany album zatytułowany "IX".
Zapowiedź pierwszej styczniowej premiery 2026 roku - będzie kolejna. Grupa GEOLOGIST (pod nazwą ukrywa się mieszkaniec Waszyngtonu - Brian Wietza, z zespołu Animal Colletive) 30 stycznia wyda album zatytułowany "Can I Get A Pack Of Camel Light",(czyli: "Ja? Radomskie, ale jak pan major woli, to Franz ma Camele").
Nowy York i zespół PEAER, który również na początku przyszłego roku, dokładnie 16 stycznia 2026, opublikuje nowy materiał zatytułowany "Doppelganger". Oto pierwszy singel.
Amsterdam, a w nim formacja NUSANTARA BEAT, która przed tygodniem opublikowała debiutancki album zatytułowany "Nusantara Beat".
Nasz dobry znajomy JOSEPH SHABASSON, mocno zainspirowany filmem dokumentalnym "Mississippi River Styx", wraz z Thomem Gillem i Andre Ethierem stworzył płytę o takim właśnie tytule, która ukazała się wczoraj. Uwagę przykuwa świetna realizacja dźwięku.
KĄCIK IMPROWIZOWANY - zajrzymy do katalogu oficyny Ropeadope Rec. W połowie października ukazała się płyta zatytułowana "Never Would We" - formacji BRIGHT DOG RED.
Skoro wspominałem dziś nieco przełom lat 60/70, zajrzymy na reedycję albumu "Our Thing" (wydany w 1969 roku), grupy z miasta Houston - KASHMERE STAGE BAND. Przed Wami urokliwy klasyk w ich ujęciu.


W płycie tygodnia zamienił Pan chyba nazwę zespołu z nazwą płyty
OdpowiedzUsuńDziękuję, słuszna uwagą, pośpiech, jak wiadomo, bywa złym doradcą. Dla porządku, zespół nazywa się MAGIC FIG, a płyta "Valerian Tea"
OdpowiedzUsuńPomyłkę zauważyłem dzięki temu, że prowadzi Pan bardzo interesujący blog i skupiam się w trakcie czytania. Jestem w trakcie książki Gospodinowa pt. Ogrodnik i śmierć. Polecam. W tle leci najnowszy krążek Luje. Z tego co pamiętam, też poznałem na Pana blogu 🙂👍🏼
OdpowiedzUsuńLuje dość proste gitarowe granie z Lyonu, są momenty, jak to mówią, dlatego odnotowałem w "dodatkach". Co do książek, jak czas pozwoli, przed Świętami jakieś podsumowanie się pojawi (zdradzę pilnie strzeżony sekret). Sporo tego, chyba nawet więcej książek z nieodległej przeszłości niż gorących nowości. Już teraz mogę powiedzieć, to był literacki dobry rok. "Fizykę smutku" tego autora ma już za sobą, więc pewnie i do "Ogrodnika...." zajrzę
OdpowiedzUsuń