sobota, 6 września 2025

CHARTREUSE - "BLESS YOU & BE WELL" (Communion Group Ltd. ) "Pamiątka z Islandii"

 

    Jak przełożyć osobiste traumatyczne doświadczenia na język muzyki? Nie jest to proste zadanie. Przekonało się o tym wielu artystów, którzy pomimo szczerych chęci utknęli na mieliźnie sztampowych rozwiązań. Odpowiedź na to pytanie przynosi album "Bless You & Be Well" brytyjskiej formacji Chartreuse. Wydaje się, że nie jest to grupa szczególnie znana w naszym kraju, jak i poza jego granicami. Co tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że warto jej bliżej się przyjrzeć. Szczególnie, że druga w dorobku płyta jest bardzo udana. W dodatku zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. O czym mogłem się przekonać, obcując z tym materiałem przez ostatnich dni. Od czego by tu zacząć? Może od głosu wokalistki - Harriet "Hattie" Wilson, który bardzo dobrze odnalazł się w tych gitarowo-syntezatorowych aranżacjach.





Początkowo, gdzieś w okolicach 2013 roku, Chartreuse był czymś w rodzaju indie-folkowego duetu - Mike'a Wagstaffa i Harriet Wilson. Dopiero po kilkunastu miesiącach do składu dołączył brat Mike'a - Rory (perkusista) i basista Perry Lovering, przyjaciel Harriet z dzieciństwa. To właśnie on stracił niedawno ojca, a jego przyjaciółka Harriet Wilson musiała poddać się zabiegowi operacyjnemu. Z takimi doświadczeniami czwórka znajomych wyruszyła w podróż na Islandię, gdzie w surowych okolicznościach przyrody, w nieźle wyposażonym studiu "Floki" (pięć godzin jazdy automobilem od Reykjaviku) nagrywano kolejne kompozycje.

"Sauna, darmowy bar, bogata para przylatująca prywatnym helikopterem, jeźdźcy na koniach, proszący o kufel piwa, policjant dowożący jedzenie. Tak, to było atmosfera" - wspominał gitarzysta i wokalista Mike Wagstaff.

Za konsoletą czuwał znany fachowiec z branży - Sam Petts-Davies, który współpracował z grupą The Smile, Thomem Yorkiem, Warpaint, Puma Blue czy Frank Ocean, itd. Nic więc dziwnego, że niektóre partie gitarowe mogą przypominać odmierzanie taktów przez grupę Radiohead. Wykorzystano analogowe techniki rejestracji, począwszy od mikrofonów vintage, aż po szpulowe taśmy. Dzięki czemu brzmienie albumu "Bless You & Be Well" zyskało ciepło oraz głębie.

"Naprawdę chcieliśmy napisać coś bardziej zespołowego, z nutą nadziei brzmieniowej, i mrocznego, ale z refleksyjnymi, czasem smutnymi, tekstami. Podczas nagrywania płyty słuchaliśmy dużo nagrań Talk Talk, Arthura Russela i Here We go Magic".




Album "Bless You & Be Well" wyrósł na żyznej, jak się okazało, glebie dramatycznych doświadczeń. Jednym z kluczowych słów, które przewija się w tekstach wprost oraz metaforycznie, jest szeroko rozumiana "strata". "Strata nie musi oznaczać końca. Nie musisz być przez nią pochłonięty" - zauważył Mike Wagstaff. Tworzenie poszczególnych kompozycji było więc pewnego rodzaju terapią. Próbą pogodzenia się z emocjami, które na dobry początek tego procesu trzeba było nazwać.

Mimo wspomnianego wcześniej ciepła i miękkości, w kolejnych odsłonach nie brakuje energetycznych gitarowych riffów, które przypominały mi dawne nagrania grupy Elbow. Utwór "More" przywołuje intensywny obraz samotności. "Bless You & Be Well" - to z kolei jeden z moich ulubionych, a zarazem najstarszych fragmentów na tej płycie. Delikatne warstwowe gitary zgrabnie przeplatają się z tonami syntezatorów i drobnymi elektronicznymi dodatkami. Na pochwałę zasługuje również linia wokalna, kobieca oraz męska, która w niektórych momentach rozwija się równolegle. Producent Sam Petts - Davies ograniczył swój udział do niezbędnego minimum. Przede wszystkim postawił na instynkt zespołu, a nie starał się narzucać własnej wizji. Wyszła z tego zaskakująco spójna i bardzo udana propozycja, której przesłuchanie gorąco Wam polecam.

(nota 7.5-8/10)


 


Sporo płyt ukazało się wczoraj - Cut Copy, Shame, Saint Etienne, Ghostwoman, Go Kurosawa. A my posłuchamy tria Dlina Volny, które pochodzi z Mińska, choć mieszka obecnie w Londynie. Niedawno ukazała się ich nowa płyta zatytułowana "In Between", która tak się rozpoczyna.




Tijuana Taxi to kanadyjska formacja poruszająca się w shoegazeowej stylistyce. Przed tygodniem ukazał się ich nowy singiel.




W wietrznym mieście Chicago rezydują członkowie grupy Ganser, którzy niedawno opublikowali album zatytułowany "Animal Hospital".




Najwyższa pora na piosenkę naszych dobrych znajomych - The Saxophones. 7 listopada ukaże się ich najnowsza płyta zatytułowana "No Time For Poetry".





Miasto Athens (stan Georgia), a w nim grupa Little Mae oraz fragment z ich ostatniej płyty zatytułowanej "Painted Like Dandelions".




Kolejna śpiewająca pani pochodzi z Nashville, przybrała pseudonim LB BEISTADS. Przed tygodniem wydala całkiem niezłą płytę "Tsunami", którą warto przesłuchać w całości.




I tak oto zupełnie niepostrzeżenie znaleźliśmy się w strefie zgrabnych melodii. Kolejna należy do amerykańskiej grupy  Big Thief, która wczoraj opublikowała płytę "Double Infinity".




Również wczoraj ukazała się nowa płyta - "A Danger To Ourselves" kolumbijskiej artystki Lucrecii Dalt, której przy miksie nagrań pomagał David Sylvian. Oto jedna z moich ulubionych kompozycji.




MISS TYGODNIA - rozkosznie zapowiada się nowy album Patricka Watsona - "UH OH", premiera za trzy tygodnie, co potwierdza kolejny singiel z tego wydawnictwa. Kanadyjski muzyk zaprosił do udziału w nagraniach sporo wokalistów, a efekt tej współpracy, póki co, brzmi znakomicie.





 KĄCIK IMPROWIZOWANY - a w nim nasz kolejny znajomy, mieszkaniec Madrytu, Chip Wickham, reprezentant wytwórni Gondwana Records oraz fragment z jego wydanej wczoraj płyty - "The Eternal Now".



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz