sobota, 3 lutego 2024

TOPOGRAPHIES - "INTERIOR SPRING" (Entries Records) "Nutki dla dziadersów"

 

     W tej odsłonie bloga kolejna porcja skocznych nut przeznaczonych głównie dla "dziadersów". Celowo użyłem słowa "kolejna", gdyż nie wydaje mi się, żeby płyta Jana Banga, zaprezentowana w ubiegłym tygodniu, trafiła do gustu przedstawicieli najmłodszego pokolenia maniaków płytowych. Dzisiaj muzyki słucha się zupełnie inaczej niż miało to miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Przede wszystkim obcujemy ze streamingiem, my starsi nieco od tych odrobinę młodszych od nas, i mniej doświadczonych w słuchaniu tego, co należy, warto, a czasem nawet trzeba koniecznie przesłuchać. Dodatkowym utrudnieniem jest niedobry nawyk młodego odbiorcy, utrwalany i powielany, który jakże często przewija czy niefrasobliwie przerzuca w błyskawicznym tempie kolejne utwory, nie czekając na ich rozwiniecie oraz epilog, a co tu mówić o przestrzeni całej płyty. Mądrzy ludzie powiadają, że przyszło nam żyć w "kulturze wyczerpania", "upozorowania" lub " kulturze natychmiastowości", jeśli więc taka kompozycja nie przekona wiecznie spragnionego nowości młodzieńca po pierwszej minucie, z każdą kolejną upływającą sekundą jej szansa na potencjalny sukces nieubłaganie maleje. Ten swoisty deficyt należytej uwagi, czy uzyskania odpowiedniego stanu skupienia, widać na każdym kroku, nawet w recenzjach poszczególnych wydawnictw. To następny czytelny aż nadto osobliwy znak naszych  czasów. 

Przy okazji obcowania z płytą Topographies - "Interior Spring" aż tak wytężać uwagi na szczęście nie potrzeba. Jednak skojarzenia z "dziaderskimi" nutkami mogą pojawić się prędzej lub później, zwłaszcza u tych, którzy nie wzrastali obcując z podobnie brzmiącymi albumami. Debiutancką płytę amerykańskiego tria Topographies zaprezentowałem tuż po jej premierze, czyli już jakiś czas temu. Zwabiły mnie do niej dobrze znane i nieźle podane dźwięki oraz nazwisko Graya Tolhursta, który rzeczywiście okazał się być synem Laurence'a Tolhrusta, perkusisty The Cure.



Obecnie taką muzykę, jak ta zawarta w kolejnych  odsłonach albumu "Interior Spring", można określić mianem post-punku, dark wave, czy mówiąc bardziej ogólnie emo-rock. Za ojca chrzestnego tej ostatniej stylistyki uważa się Roberta Smitha (The Cure). W kolejnych utworach najnowszej płyty grupy Topograpihes słychać, tam i tu, bezpośrednie nawiązania do wczesnych płyt The Cure - "Seventeen Seconds", "Faith". Wyraźnie podkreślona emocjonalna wokaliza Tolhursta może tu i ówdzie przypominać warstwę wokalną zawartą na albumie "Medusa" formacji Clan Of Xymox. W utworze "Red-Balck Sun" trio z miasta San Francisco najbardziej zbliżyło się do innego klasyka z "dziaderskiej epoki", mam tu na myśli zespół The Danse Society i wydawnictwo "Heaven Is Waiting".

 Jak sami widzicie, nie tylko w skojarzeniach cofamy się o dobre czterdzieści lat wstecz. Przyznam, że jako wciąż żywy i w miarę energiczny przedstawiciel "dziadersów" (mam nadzieję, że nie pochlebiam sobie zbytnio), z przyjemnością wysłuchałem raz i drugi, tej udanej propozycji. Chłopcy z Kalifornii całkiem sprawnie poruszają się po szlakach, które w młodości wytyczyli ich ojcowie. W tych dokonaniach nie widać pozy, zadęcia czy sztuczności. Justin Oronos, Jermie Ruest i Gray Tolhurst po prostu dobrze czują się, wyrażając własne lęki, żale i pragnienia - nieraz podobne do tego, co przed laty odczuwali ich rodzice - w ten właśnie sposób.

(nota 7/10)


 


Co w dodatkach? Nowości, nowości, nowości... Zaczniemy od Szwecji, cóż, że ze Szwecji - grupa Den Der Hale i opublikowany w dniu wczorajszym album "Pastoral Light". Najlepszy utwór znalazłem dla siebie na samym końcu tego wydawnictwa.



Zespół z Australii, który obecnie znalazł dla siebie przystań za naszą zachodnią granicą, mianowicie w Berlinie - czyli The Dharma Chain i najnowszy singiel z płyty "Nowhere", która wkrótce się ukaże.



Dream-popowa grupa założona 16 lat temu w Londynie - czyli Still Corners, piątego kwietnia opublikuje nowe wydawnictwo zatytułowane "Dream Talk".



Dawno nie zaglądaliśmy do katalogu oficyny Bella Union, to właśnie nakładem tej wytwórni 23 lutego pojawi się płyta grupy Colouring zatytułowana "Love To You, Mate".



Przed nami Kanada, miasto Montreal, a w nim grupa Corridor, która nakładem oficyny Sub Pop 26 kwietnia opublikuje płytę "Mimi".



Lyder Roed to norweski trębacz, który przy dużym wsparciu zaprzyjaźnionych muzyków oraz wokalnej pomocy Sofie Tollefsbol jakiś czas temu wydał taki zgrabny singiel.



  Po raz kolejny udamy się do Australii, skąd pochodzi kolektyw, który przyjął nazwę Sons Of Zuka. W dniu wczorajszym ukazała się ich płyta zatytułowana "Endless".




We Jazz Records to fajnie rozwijająca się oficyna, której siedziba ulokowana została w Helsinkach. Wczoraj jej nakładem ukazał się płyta "Is This Water" szwajcarskiego tria DIVR, z Philippem Edenem grającym na fortepianie.



 
Makaya McCraven (perkusja), Marquis Hill (trąbka), Jeff Parker (gitara), Deryl Jones (bas), Greg Spero (fortepian), czyli The Chicago Experiment oraz fragment koncertowy z ich ostatniej płyty "Revisited".




2 komentarze:

  1. Chciałem powiedzieć, że mam teraz 43 lata i pamiętam tę kulturę natychmiastowości, kiedy miałem lat o 25 mniej i nie mieściło mi się w głowie, że można słuchać całych wydawnictw, od początku do końca. Obecnie mam na odwrót, a własnym dzieciom, słuchających w kółko Taylor Swift i Billie Eilish dziwię się rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do różnych rzeczy dojrzewa się powoli lub szybciej, a czasem wcale. Jak sięgam pamięcią, zwykle słuchałem płyt do końca - obawiałem się, że przy okazji ostatniej pozycji albumu, może znajdować się moja ulubiona piosenka tygodnia, miesiąca, albo i roku, a ja przez własną niefrasobliwość, gapiostwo, lenistwo lub złe nawyki, zwyczajnie ją pominę

    OdpowiedzUsuń