sobota, 10 lutego 2024

THE AMAZING - "PIGGIES" "Spacer w chmurach"

 

     I tak oto zupełnie niespodziewanie, przynajmniej dla skromnego, rzecz jasna, autora tego bloga kilka dni temu, dni temu kilka, ukazała się nowa płyta szwedzkiego zespołu The Amazing. Przyznam, że przegapiłem pojawienie się singla, z dwumiesięcznym wyprzedzeniem zapowiadającego lutową premierę wydawnictwa, które przybrało niezbyt szczęśliwą (szczególnie dla przeglądarek) nazwę "PIGGIES" -  wystarczy wygooglać połączenie wszystkich tych trzech słów The Amazing Piggies; trafnych wyników jest niezbyt wiele, recenzji jeszcze mniej. Może gdybym częściej zaglądał na Facebooka, gdzie subskrybuje wieści nie tylko od tej skandynawskiej grupy, nie byłbym tak zaskoczony. Niespodzianka jest tym milsza, że najnowsze dzieło Christofera Gunrupa (wokalista, autor wszystkich kompozycji) oraz jego kolegów jest udane, i z każdym przesłuchaniem zyskuje na wartości. Trzeba jednak podkreślić, że wytwórnia Fashionpolice Records (nigdy o niej nie słyszałem), nie zrobiła wiele, żeby chociaż w minimalnym stopniu wypromować to wydawnictwo zacnego jednak szwedzkiego zespołu. Może zupełnie niepotrzebnie się czepiam, a cała akcja marketingowa dopiero się rozpocznie, kiedy stopnieją ostatnie śniegi w okolicach Malmo - szczerze w to wątpię.



Sympatycy zespołu The Amazing świetnie wiedzą, że znakiem rozpoznawczym najlepszych kompozycji szwedzkiej formacji bywa nostalgiczny nastrój lub oniryczna atmosfera - tworzona w oparciu o brzmienie gitar (znany Reine Fiske, którego sylwetkę nieraz już przybliżałem) oraz subtelnie prowadzoną wokalizę Christofera Gunrupa. Przy okazji recenzji wcześniejszych płyt zespołu porównywałem barwę jego głosu do tembru Marka Kozelka. Warto zaznaczyć, że głos szwedzkiego wokalisty ma zdecydowanie więcej głębi, łagodności, szlachetnej gładkości, w większym stopniu zjednuje przychylność oraz uwagę odbiorcy. Ten głos potrafi wiele i wyjątkowo dobrze odnajduje się w tej estetyce. 

Z dokładnym określeniem tej ostatniej recenzenci zwykle mają problemy - z pewnością nie jest ani psychodeliczny rock, jak uważają co niektórzy, ani tym bardziej progresywna jego odmiana, czy kolejna współczesna hybryda jaką stanowi neofolk. Te najbardziej udane, a zarazem zapamiętane i wielokrotnie odtwarzane, nie tylko przeze mnie, piosenki grupy The Amazing, można określić mianem dream artrocka. Marzycielski melancholijny nastrój w połączeniu ze skromnymi, ale celnymi aranżacjami, oraz rozbudowane niekiedy partie gitar - tak w dużym skrócie prezentuje się charakterystyczne dla poczynań skandynawskiej grupy modus operandi. Choć równie często, jeśli nie częściej, ekipa dowodzona przez Gunrupa rozmyślnie flirtuje z indie-popem i tworzy proste zgrabne piosenki.

Przy okazji wcześniejszych recenzji wspomniałem, że poczynania grupy The Amazing przypominają stanie w rozkroku, jedna noga tutaj, druga tam, jakby członkowie tej formacji nie mogli się zdecydować i nagrać całego albumu tylko w stylu pop lub dołożyć większych starań i stworzyć pełne artrockowych zachwytów dzieło sztuki. Dziś myślę, że przez ten osobliwy i wyraźny kontrast pomiędzy indie-popem a artrockiem, wspaniałe pieśni utrzymane w tej drugiej stylistyce są jeszcze bardziej widoczne. Doprawdy trudno je pominąć, niemal na każdej z ostatnich płyt zespołu można znaleźć kilka takich wyjątkowych kompozycji. Przeważnie rozwijają się powoli, jak powolne bywają nieraz opowieści dojrzałych artystów, którzy nie w energetycznym przekazie szukają siły, tylko w głębi zanurzenia w rozwijaną niespiesznie historię. Takie kompozycje czasem trwania zwykle przekraczają sześć minut i właśnie te momenty z twórczości wciąż chyba niezbyt dobrze znanego w naszym kraju The Amazing cenię sobie najbardziej.




Pięć długich lat przyszło nam czekać na album zatytułowany "Piggies". Gitarzysta grupy Reine Fiske (znany również z Dugen, Fire! Orchestra, Landberk, Morte Macabre, Paatos, Motorpsycho, Elephant9 itd.) zajął się w tym czasie produkcją, chociażby płyt grupy Melody's Echo Chamber. Może dzięki doświadczeniu zebranemu w tej dość trudnej materii, najnowsza propozycja The Amazing brzmi tak gładko. Pewnie niektórym z Was moje słowa mogą wydać się dziwne, ale musiałem przyzwyczaić się do tej płyty. Odrobinę przestawić myślenie, które trochę odwykło od obcowania z prostym gitarowym graniem. Mówiąc krótko, musiałem posłuchać tych ośmiu spójnych piosenek raz, drugi, trzeci, żeby za czwartym razem już niemal w pełni poczuć to, co udało się szwedzkiej formacji osiągnąć. 

Najsłabsze w tym zestawieniu wydaje się być otwarcie "Streetfighter", które moim zdaniem niczego wielkiego nie obiecuje, ani zbyt wiele po sobie nie zostawia, ale od czegoś trzeba było zacząć. W kolejnym "Antichrist" znajdziemy już charakterystyczne dla dokonań grupy nostalgiczne frazy gitar oraz urokliwy głos, który tak płynnie potrafi połączyć ze sobą poszczególne takty. Na singla promującego to wydawnictwo chyba wybrałbym "I Think I Found A Way" - zwiewna melodyka, której wielu artystów mogłoby Szwedom pozazdrościć, potencjał przeboju, pomimo melancholii wyraźnie obecnej w zaśpiewach wokalisty. "Cinnamon" i "Figurehead" przywołują nastrój kompozycji Marka Kozelka czy grupy Red House Painters, do którego twórczości Christofer Gunrup chętnie się odwołuje. Podobnie jak do płyt zespołu The Cure - w utworze "Last Stand", partia basu przypomniała mi klasyk The Cure - "Picuteres Of You". W jednym z wywiadów Christofer Gunrup oświadczył, że kompozycja "Plainsong" - The Cure to:" najlepsza piosenka otwierająca jakikolwiek album w historii". Przyznam szczerze, że jest w tym zdaniu sporo racji. Jak to nieraz bywa, najlepsze danie szwedzka formacja zostawiła na sam koniec. Mowa tu o wyjątkowo subtelnej odsłonie zatytułowanej "Through The Cracks". Wszystko tutaj się zgadza w sposób nadzwyczajny i głos wokalisty, i nastrój, również praca gitar, które odzywają się, i to jak!, w drugiej części tego znakomitego utworu. Jeśli poczujecie te dźwięki na skórze, będzie to wyraźny znak, że możecie raz jeszcze zacząć słuchać całej płyty.

(nota 7.5-8/10)

 


Przyjemne ciarki pojawiły się na ciele, to dobry znak. Przy okazji "Through The Cracks" tak właśnie powinno być. Wybornie brzmi to nagranie - niespieszna pierwsza część i znakomite gitarowe rozwinięcie wiodące nas do szczęśliwego końca. Sugerujące, żeby wielokrotnie  powracać do tej odsłony albumu "Piggies". W zaistniałej sytuacji nie widzę innego wyjścia, jak po raz kolejny udać się na spacer w takim oto sympatycznym towarzystwie.



Spróbuje podtrzymać ten oniryczny nastrój, i przedstawię wam artystkę z Teksasu - Haley Conlin, która przybrała pseudonim Dottie.



I  jeszcze raz Dottie, tym razem na gościnnych występach w Londynie, skąd pochodzi grupa Whitelands, która 23 lutego opublikuje album zatytułowany "Night-Bound Eyes Are Blind To The Day".



I znów lotem błyskawicy pokonamy spory akwen wodny, trafimy do miasta Filadelfia, żeby posłuchać fragmentu płyty "Wesley" grupy Delsea Drive.



Kolejny szybki lot zabierze Was do Indonezji, miasto Jakarta oraz pełna uroku kompozycja z płyty "Gushing" formacji Crayola Eyes.



Oficyna 4AD wczoraj opublikowała bardzo udany album zatytułowany "Phasor", autorstwa Helado Negro, wybrałem dla was taki oto fragment.



Podobnie jak najnowsza płyta Helado Negro, znakomite recenzje zbiera  - tyle, że we francuskiej prasie - ostatni album Cabane (belgijski artysta Thomas Jean Henri), który przy wsparciu wokalistów Sama Gendersa oraz znanej z recenzji na tym blogu Kate Stables, pod koniec stycznia opublikował wydawnictwo zatytułowane "Brulee".



Zajrzymy na moment do katalogu oficyny Bongo Records, przywoływany już niegdyś przeze mnie Project Gemini (pod nazwą ukrywa się Paul Osborne), 5 kwietnia opublikuje najnowszy album zatytułowany "Colours & Light". Oto kompozycja z tej płyty.



Pod koniec stycznia ukazała się nowa płyta amerykańskiego perkusisty Vinnie Sperrazzy zatytułowana "Sunday", z gościnnym udziałem kilku muzyków, na saksofonie Loren Stillman.



Przed Wami znakomite nagranie! Na dobry początek ok. 6 minut 30 sekund wokalnego wstępu, w roli głównej Marianne Svasek, a potem jego kilkunastominutowe sugestywne rozwinięcie, w wykonaniu trzech saksofonistów, trębacza, puzonisty, wibrafonisty, klarnecisty, pianisty, skrzypka i dwóch perkusistów. Mało? W tym zestawieniu personalnym nie mogło również zabraknąć basu, a zgrał na nim Vilhelm Bromander, którego nazwiskiem sygnowano wydawnictwo zatytułowane "In This Forever Unfolding Moment". 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz