sobota, 10 września 2022

CHIP WICKHAM - "CLOUD 10" (Gondwana Records) "Roger That"

 

    Postać Rogera Chipa Wickhama jest bardzo słabo znana nawet dla tych, którzy mają w zwyczaju uważnie oglądać okładki płyt, żeby sprawdzić, kto pojawił się w studiu podczas sesji nagraniowych. Nasz dzisiejszy bohater gościł we wnętrzu niejednego studia, aktywnie uczestniczył w rejestracji wielu albumów, reprezentujących różne gatunki muzyczne, od jazzu począwszy, przez funky, a na soulowych produkcjach skończywszy. Jednak żadna z tych płyt nie zdołała wypłynąć na szerokie wody, chociażby mizernej popularności. Długo to trwało, zanim "Chip" wreszcie postanowił wybić się na niepodległość, porzucić bezpieczne wdzianko muzyka sesyjnego i podpisać wydawnictwo tylko i wyłącznie własnym nazwiskiem. Z nadmorskiego Brighton przeniósł się do Manchesteru, nie tylko po to, żeby studiować, ale również, żeby rozwijać się jako artysta. To w mieście słynnych klubów piłkarskich poznał był Andy Votela, członków zespołu Nightmares On Wax, współpracował z prezentowanym na łamach bloga Dwightem Trible, i zapomnianym już dziś Badly Drawn Boyem, grał w orkiestrze kierowanej przez Craiga Charlesa - The Fantasy Funk Band. Spotkanie Z Matthew Halsallem i Natem Birchallem zaowocowało zacieśnieniem współpracy z tym pierwszym. Nic więc dziwnego, że Wickham pojawił się w składzie, który nagrał debiutancki album szefa oficyny Gondwana Records - "Sending My Love". Dalszą część biografii wypełniają podróże, jak ta do Hiszpanii, gdzie w mieście Madryt Roger Chip Wickham mieszkał przez dziesięć lat, założył tam grupę The Fire Eaters oraz The Madrid All-Stars, żeby ostatecznie przenieść się do stolicy Kataru. Zadebiutował w 2017 roku krążkiem "La Sombra", w tamtym okresie funkcjonował przede wszystkim jako flecista, i właśnie to był jego podstawowy oraz najchętniej używany instrument. Pozostawał pod wielkim wrażeniem gry Harolda Naive'a, słuchał płyt z udziałem Rolanda Kirka, pasjonował się jazzem modalnym oraz jego duchową odmianą, przyglądał się bliżej dokonaniom Pharoaha Sandersa i Yusefa Lateefa, któremu dedykował kompozycje "Mighty Yusef", zamieszczoną na wydawnictwie "Blue to Red" (2020). W maju tego roku przypomniał o sobie epką zatytułowaną "Astral Traveling", stanowiącą próbę reinterpretacji nagrań Lonnie Listona Smitha z 1973 roku.

Szkoda, że nagrań z tej epki Wickham nie zdecydował się dołączyć do najnowszej dość krótkiej płyty "Cloud 10". Przyznam, że po przesłuchaniu tej ostatniej odczuwam pewien niedosyt. Chip Wickham pokazuje się tutaj jako przyzwoity kompozytor i niezły instrumentalista. To, co w pewnym sensie ratuje ten album, to jego różnorodność brzmieniowa oraz wiążąca się z tym obecność zaproszonych do studia gości. Na marginesie dodam, że "Estudios Brazil" mieszczące się w Madrycie, jest wyposażone w sprzęt analogowy. Przyjaciółka i stała współpracowniczka, harfistka Amanda Whiting (wydała w tym roku płytę "Lost In Abstraction"), w wyróżniającej się odsłonie zatytułowanej "Winter", świetnie odmalowała zimowy pejzaż, przy udziale perkusjonaliów oraz fletu. "Tubby Chase" pulsuje rwanymi, krótkimi akordami fortepianu, za którym zasiadł Phil Wilkinson. "Dark Eyes" - to miniatura, jak żywcem wyjęta z filmu noir. W "Lower East Side" w roli głównej znów mamy flet, pełen barw, ilustracyjny... i ... nagle urywający swoją opowieść. Reżyser dźwięku, z sobie tylko znanych powodów, zdecydował się wyciszyć to nagranie przed upływem trzech minut. "Stratosphere" brzmi jak nowy klasyk godnie reprezentujący szyld oficyny Gondwana Records, także za sprawą gry wibrafonisty Tony'ego Risco.

 Szybko mija czas w towarzystwie płyty "Cloud 10". To prawda. Być może nawet za szybko. W jej poszczególnych fragmentach nie znajdziemy, ani zapierających dech w piersiach solowych popisów, ani barwnych dialogów czy raptownych stylistycznych zwrotów. To, co z nami zostaje po przesłuchaniu tego krążka, to pewien specyficzny nastrój, sugestywna aura, którą raz lepiej, raz gorzej, udało się wyczarować przy pomocy: fletu, saksofonu, harfy, wibrafonu, flugelhornu, fortepianu oraz perkusji, za zestawem której świetnie się odnalazł Jon Scott, znany ze składu Mulatu Astatke. A wspomniany przeze mnie wcześniej niedosyt, cóż... pewnie pozostanie. Zawsze można spróbować nieco go rozmazać, wracając do albumu "Cloud 10" po raz kolejny.

(nota7/10)

 


Wczoraj ukazała się zapowiadana przeze mnie płyta "Earth Visions Of Water Spaces" żeńskiego duetu Tan Cologne, rodem ze stanu Nowy Meksyk. Wybrałem dla Was taką oto kompozycję.



Hermanos Gutierrez nie mieszkają obecnie w stanie Nowy Meksyk, tylko w Zurychu, gdzie wraz z szefem wytwórni "Easy Eye Sound" - Danem Auerbachem - 28 października opublikują album "El Bueno Y El Malo".



Sporo nowości płytowych ukazało się w piątek. Jedną z nich jest album "The Dance" wokalistki Nicole Schneit, ukrywającej się pod szyldem Air Waves, z gościnnym udziałem Cassa McCombsa, Skylera Skjelesta (z grupy Fleet Foxes), czy Luke'a Templa.



Z Harrogate w Anglii pochodzi Niall Summerton, który kilka dni temu podzielił się ze światem takim oto singlem.



Odrobina gitar z Manchesteru, który, jak widać i słychać, nie rozbrzmiewa tylko "duchowym jazzem". Właśnie z tego miasta pochodzi grupa Gorgeous Bully, która niedawno opublikowała album "Paint".


Z Los Angeles w stanie Kalifornia pochodzi kolejny żeński duet OHMA, który wczoraj wydał album zatytułowany "Between All Things".



W kąciku improwizowanym fragment niedawno wydanej płyty "The Path", kanadyjskiej formacji The Cookers Quintet.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz