O Marku Kramerze wspominałem już na łamach tego bloga co najmniej kilka razy. To postać znana dla słuchaczy nieco bardziej wtajemniczonych w arkana wydawnictw muzycznych. Amerykański basista, muzyk sesyjny, a przede wszystkim aranżer i producent, który za stołem mikserskim i suwakami konsolety spędził kilka dekad. Z tych powszechnie rozpoznawalnych grup - oczywiście w kręgach muzyki alternatywnej - które Kramer wypchnął na szerokie wody, warto w tym miejscu wymienić chociażby formację Low, czy odrobinę dziś zapomniany zespół Galaxie 500. Stephen Michael Bonner, gdyż tak naprawdę się nazywa, kupił nowojorskie studio nagraniowe "Noise New York", wcześniej grał u boku Johna Zorna, a w 1987 roku założył wytwornię płytową Shimmy-Disc. Wspominam o nim dlatego, ponieważ to właśnie on pomógł naszej dzisiejszej bohaterce odnaleźć odpowiednie brzmienie dla jej najnowszej długogrającej płyty zatytułowanej "Internal Radio".
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepszy pomysł, żeby przedstawić album holenderskiej artystki, mając w pamięci ostatnie osiągnięcia naszych piłkarzy. Dla fanów narodowej reprezentacji mam taki oto prosty przekaz -"Wy, którzy to oglądacie, porzućcie wszelkie nadzieje". Odnoszę osobliwe wrażenie, że gdybyśmy zorganizowali mistrzostwa świata w piłce nożnej dla grupy wiekowej U-10, to już na tym poziomie rozgrywek byłoby widać spore różnice - kultura gry, wyszkolenie techniczne, tak zwana "inteligencja boiskowa" - pomiędzy naszymi reprezentantami, a przedstawicielami krajów, które od lat osiągają w tej dziedzinie sportu najlepsze wyniki. Potem owe różnice (przepaść) tylko i niestety się pogłębiają. I nie ma co zbytnio utyskiwać, pomstować, załamywać głos czy ręce. Znacznie lepiej i bezpieczniej dla zdrowia skupić się, dajmy na to, na tenisie - emocje większe, a i o sukcesy ostatnio jakby łatwiej. Dla bardziej wrażliwych postaram się jednak stonować przekaz mówiąc, że Marina Tadic (nie mylić z inną popową wokalistką), to emigrantka (jaka tam ona Holenderka!), z Bośni, która w wieku sześciu lat opuściła swoją pogrożoną w zawierusze wojennej ojczyznę, i wraz z rodzicami znalazła bezpieczne schronienie w krainie tulipanów. Mniej więcej osiem lat później zakupiła pierwszą gitarę i zaczęła tworzyć własne piosenki. Potem przewinęła się przez składy kilku lokalnych i mniej znanych zespołów. Z tych wartych odnotowania grup warto wymienić Kidbug, gdzie obok Mariny grał Bobb Bruno (Best Coast), Thor Harris (Swans) i Adam Harding (Dumb Numbers). Ten ostatni zostawił swój gitarowy odcisk również na płycie "Internal Radio". Nazwa "Eerie Wanda" pochodzi od tytułu filmu, czy też mówiąc dokładniej serialu - "Eerie, Indiana". Przyznam, że nie widziałem ani jednego odcinka, ale sprawdziłem, że serial był emitowany w Polsce od 30 czerwca 2007 roku, i doczekał się nawet polskiego dubbingu. Marina Tadic debiutowała w 2016 roku albumem "Hum", ale to kolejne wydawnictwo "Pet Town" (2018) otrzymało przychylne recenzje w prasie branżowej. Warto do niego sięgnąć, żeby dostrzec różnice w podejściu do materii dźwiękowej, pomiędzy utworami stworzonymi głównie w oparciu o gitarę akustyczną (Marina otrzymała ją podczas podróży pociągiem od wiekowego pana, instrument również miał swoje lata), a tym, co wyszło spod rąk i konsolety Marka Kramera. Nie są to jakieś kolosalne rzucające się w oczy różnice, na podobieństwo tych, które dostrzegamy pomiędzy naszymi piłkarzami, a tymi, którzy reprezentują Holandię czy Belgię. W takich przypadkach gra toczy się o subtelności, drobne detale, istotne, przynajmniej dla niektórych, szczegóły - syntezatory, elektroniczne dodatki, perkusję, bas, gitarę, chórki itd.
Ani producent płyty Eerie Wanda - "Internal Radio", ani żaden z muzyków obecnych w studiu, nie wpadł na pomysł, żeby w ramach obowiązującej mody szczelnie opakować lekkie i delikatne piosenki Mariny Tadic. Na szczęście pozostawiono sporo miejsca dla jej głosu, który raz rozbrzmiewa swobodnie, jak w przebojowym "Sail to The Sun", czy "Long Time", żeby nieco dalej, przy okazji "Sister Take my Hand", schować się odrobinę, wycofać nieznacznie, stworzyć intymny krąg, przywołując skojarzenia z dokonaniami Julee Cruise. Ten trop serialu "Twin Peaks" nie jest taki odległy. Gitarzysta Adam Harding obecny w studiu podczas nagrywania "Internal Radio", przyjaźni się z Kimmy Robertson - aktorką, która zagrała rolę policyjnej recepcjonistki - Lucy Moran - w kultowym serialu Davida Lyncha. Na ostatniej płycie Eerie Wanda znajdziemy również nieco bardziej psychodeliczne czy refleksyjne fragmenty, subtelnie nakreślone pogranicze jawy i snu, coś pomiędzy niefrasobliwym domowym lo-fi, a celową studyjną produkcją. W takich utworach jak: "Night Walk" czy "Bon Voyage" słychać wspomnienie dawnych płyt His Name Is Alive. Pomimo, iż większość piosenek Mariny Tadic jest krótkich, a i cała płyta czasem trwania odrobinę tylko wykracza poza ramy 30 minut, udało się przykuć uwagę słuchacza, przynajmniej moją, także za sprawą zróżnicowanego nastroju oraz tempa, choć zgodnie z modus operandi Kramera dominuje "slowcore", również dzięki całkiem zgrabnym linią melodycznym, które w takim gatunki jak avant pop lub dream-pop odgrywają kluczową rolę.
(nota 7/10)
W dodatkach do dania głównego wybiegniemy w przyszłość, prosto do 13 stycznia 2023 roku, kiedy to ukaże się album "Prize" - Rozi Plain. Artystka powinna być znana uważnym czytelnikom bloga, z prezentowanej niedawno formacji This Is The Kit. Na solowym albumie wspiera ją koleżanka z grupy - Kate Stables, i kolejny nasz dobry znajomy Alabaster De Plume, który zagrał na saksofonie.
Pod szyldem The Coral Sea ukrywa się muzyk ze słonecznej Kalifornii - Rey Villalobos, który zaprezentuje fragment z płyty "Raincoat". O sile utworu (oraz reprezentacji w piłce nożnej), często decydują drobne detale.
Social Station to duet prosto z miasta Waszyngton, który przypomina o sobie zestawem singli. Oto jeden z nich.
And Also The Trees to weterani muzycznych dróg oraz bezdroży, obecni na scenie od ponad 40 lat. Dwa tygodnie temu opublikowali nowy album "The Bone Carver". Po tytule otwierającej całość kompozycji można wnieść, że panowie wciąż całkiem nieźle pamiętają czasy, kiedy to na mapie Europy można było znaleźć Jugosławię.
Zajrzymy do miasta Dallas, gdzie swoją ostatnią podróż odbył niegdyś prezydent J.F. Kennedy. To również stamtąd pochodzi Kennedy, tyle że Ashlyn, która działa pod nazwą SRSQ. Całkiem niedawno opublikowała płytę "Ever Crashing", (wyprodukował ją Chris Coady, znany ze współpracy z Slowdive czy Beach House), z której wybrałem przedostatni utwór. Uważajcie, refren sam wpada w ucho! Chodzę i nucę, nucę i śpiewam, śpiewam i gwiżdżę... Mam wrażenie, że nawet Henri Bergson zatańczyłby przy tej piosence...
W kąciku improwizowanym, w tym tygodniu, wybór był oczywisty. Wczoraj ukazała się znakomita płyta perkusisty Makaya McCravena - "In These Time". Podczas sesji nagraniowych artystę wsparło mnóstwo zacnych gości, także tych znanych bliżej z wpisów na tym blogu - Brandee Younger (harfa), Joel Ross (wibrafon, marimba), Marquis Hill (trąbka), czy gitarzysta Jeff Parker, którego grę możemy usłyszeć chociażby w tej kompozycji.
A ten mniej oczywisty wybór... poprowadzi nas do albumu "Carnet Imaginaire" - Celano/Badenhorst/Baggiani, z gościnnym udziałem dobrze znanego, prezentowanego na łamach bloga, pianisty Wolfreta Brederode.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz