sobota, 17 września 2022

GLORIA DE OLIVEIRA & DEAN HURLEY - "OCEANS OF TIME" (Sacred Bones Records) "CZARNE PLECY CZASU"

 

   "Czas zastępuje sam siebie, to, co przychodzi, zamazuje to, w czego miejsce przyszło, i co się oddaliło, dziś nie sumuje się z wczoraj, tylko wypiera je i odstrasza, i w tej niemal pozbawionej pamięci sferze ciągłość zaciera granice między tym, co przed, i tym, co po, wszystko stapia się w jednolitą magmę, i człowiek nie może już poznać tego, co kiedyś było możliwe, ale się nie ziściło, co zostało odrzucone i zepchnięte na bok, czego nikt nie podjął, a może właśnie próbował, lecz poniósł porażkę..."   

   

Nie bez powodu rozpocząłem dzisiejszy wpis cytatem z powieści "Tomas Nevinson" - Javiera Marisa. To był smutny tydzień, głównie z tej przyczyny, że w ostatnich dniach odszedł od nas ten znakomity hiszpański pisarz. Od dawna był moim ulubionym autorem, zdecydowanie najlepszym przewodnikiem po gęstwinach ponowoczesnego świata.  Tak naprawdę wiele razy odnosiłem wrażenie, że Marias był ze mną od zawsze. Po raz pierwszy zetknąłem się z jego twórczością przy okazji wspaniałej książki "Serce tak białe", i doskonale pamiętam, co sobie wtedy pomyślałem. Pomyślałem wtedy, że w ten sposób do tej pory nikt nie pisał. A nie dalej jak trzy tygodnie później, już po lekturze kolejnej znakomitej powieści - fabularnie chyba najlepszej w całym bogatym dorobku - "Jutro, w czas bitwy o mnie myśl", to osobliwe odczucie stało się jeszcze bardziej  dojmujące. Przede wszystkim urzekły mnie te długie swobodnie płynące frazy, z wyraźnie wyczuwalną melodią, charakterystycznym tonem oraz rytmem, trwające choćby i stronę, lub znajdujące swój kres w postaci tak upragnionej dla wielu kropki na kartce obok. Uwiodły mnie strefy pogłębionej refleksji-dygresji, kreślonej gdzieś na marginesie głównej fabuły (w tym miejscu trzeba nadmienić, że w ostatnich latach wątki fabularne zeszły w jego powieściach na jakiś dalszy mało istotny plan; kto by się tym przejmował, z pewnością nie Marias i jego zagorzali czytelnicy). Długo pozostawałem pod wrażeniem tych meandrycznych zdań często rozpiętych pomiędzy dwoma skrajnymi biegunami znaczeń ("albo-albo"), doskonale oddających to, co zwykle rozgrywa się pod powierzchnią zdarzeń rzeczy widzialnych i słyszalnych (fluktuacje, stany kwantowe), tego rodzaju metafizycznego zachwytu, ale też zadumy i wahania, w którym ujawniała się prawda bycia, prawda tekstu, pojęta jako uosobienie greckiej "Alethei" (w ujęcia Martina Heideggera "nie-skrytość", "ukazując-skrywa"). W tych skrzydlatych słowach, które znakomicie potrafił uchwycić nasz tłumacz Carlos Marrodan Casas, odnajdywałem okruchy własnych nieporadnych myśli, spostrzeżeń, trafnych opisów tego, co rozgrywało się także za moim oknem. 

Javier Marias bardzo dużo palił. Stanowczo za dużo. Ciężki do zwalczenia nałóg utrudniał mu życie, komplikował spotkania towarzyskie i podróże, ale chyba również dzięki temu hiszpański mistrz słowa zdawał się być bardziej ludzki, z krwi i kości, a nie przesłany z odległej literackiej galaktyki. Miłośnik lodów Haagen Dazs ("Na pogrzeb do Madrytu nie pojadę, ale lody Haagen Dazs kupię" - napisał do mnie kolega na wieść o śmierci autora "Berty Isli"), fan klubu Real Madryt i starego kina, szczególnie spod znaku "noir", król wyspy Redonda, notoryczny kandydat do Nagrody Nobla, jak wiemy, już jej nie otrzyma (skandal!!), na pożegnanie zostawił dla nas felietony, które - i to jest dobra wiadomość - wkrótce ukażą się w naszym kraju. Marias był również w trakcie kończenia kolejnej powieści, ale decyzja co do ewentualnej publikacji jeszcze nie zapadła. Dwa dni po śmierci Javiera Mariasa, pożegnał się z nami inny wielki artysta, Jean-Luc Godard, do którego wczesnych filmów często wracam - "Do utraty tchu", "Żyć własnym życiem", "Pogarda", "Amatorski gang" itd.



Dlatego też dzisiejsza główna odsłona bloga będzie miała nostalgiczno-filmowy charakter. Świetnie w tej materii, uwierzcie mi na słowo, sprawdzi się najnowsza, wydana wczoraj płyta "Oceans Of Time", duetu Gloria De Oliveira i Dean Hurley. Ten ostatni to od kilku lat nadworny współpracownik Davida Lyncha. W  swoim "A Symmetrical Studio", gdzie nagrywa muzykę oraz dubbingi, zarejestrował ścieżkę dźwiękową do trzeciego sezonu serialu "Twin Peaks". Dean Hurley świetnie wyczuwa nastroje panujące w filmach amerykańskiego reżysera, i sam dobrze odnajduje się w podobnej stylistyce. Jego partnerka - Gloira de Oliveira- w tym muzyczno-oceanicznym dialogu, to aktorka, artystka wizualna i wokalistka o niemiecko-brazylijskich korzeniach. Płyta "Oceans of Time" powstawała w trybie korespondencyjnym, przy pomocy plików przesyłanych przez Ocean Atlantycki. Gloria początkowo zafascynowana była śpiewem operowym, co da się wyczuć w jej wokalizie. Lecz zamiast zostać śpiewaczką, wybrała aktorstwo, zagrała w kilku filmach, sztukach teatralnych i radiowych. Później rozpoczęła naukę na Akademii Sztuk Pięknych w Hamburgu oraz Paryżu. W 2017 roku powołała do życia jednoosobowy projekt Lovespell i opublikowała epkę "Lua Azul". Jej naturalnym środowiskiem były oniryczno-nostalgiczne krainy, pełne łagodnych swobodnie rozbrzmiewających dźwięków, stanowiących dyskretne nawiązania do prac jej ulubionego reżysera Jeana Rollina. "Niektóre piosenki przychodzą do mnie niemal całkowicie we śnie" - powiedziała w jednym z nielicznych wywiadów, żeby po chwili dodać - "Melancholia to dla mnie "radość" oddania się specyficznemu rodzajowi smutku, który sprawia, że czujesz, że żyjesz. To afirmacja życia".

W podobnym melancholijno-sennym nastroju utrzymano dwanaście piosenek wypełniających album "Oceans Of Time". Całość sugestywnie rozpoczyna wyborne intro, którego kontynuacją, a zarazem pogłębieniem jest utwór  "In Nebel". "A Shore Oh The Cosmic Sea" - to pierwsze i nie ostatnie nawiązanie do płyt Bel Canto, Cocteau Twins, This Mortal Coil. Warto w tym miejscu dodać, że to właśnie pomiędzy wierzchołkami tak nakreślonego estetycznego trójkąta będziemy poruszać się w dalszej części tego wydawnictwa. Fani starych płyt zamieszczanych sukcesywnie w dawnym katalogu oficyny 4AD znajdą tutaj dla siebie sporo dobrego. Kolejne niespieszne kompozycje oddychają kojącymi tonami syntezatorowych i gitarowych fal. Duet De Oliveira/Hurley ani przez moment nie ulega pokusie, żeby postarać się być nieco bardziej nowoczesny. Artyści przy pomocy prostych środków kreują barwne nostalgiczne pejzaże i całkiem nieźle przywołują melodykę piosenek Elizabeth Fraser. Głos Glorii de Oliveira również korzysta z rozwiązań i stylu zaproponowanego przez wokalistkę grupy Cocetau Twins. Dominują długie wysokie rejestry, szkoda tylko, że w dodatkowych liniach  wokalnych, na poziomie zaplecza czy chóru, nie dzieje się odrobinę więcej. Ktoś powie, że to bezpieczne wydawnictwo, i w żadnym momencie nie wykracza poza dobrze znane już rejony. Pewnie będzie w tej opinii sporo racji. Czasem jednak dobrze jest powspominać nie tak odległe czasy w miłym towarzystwie. Niepublikowana do tej pory kompozycja Elizabeth Fraser zatytułowana "All Flowers In Time Bend Toward The Sun", którą napisała wspólnie z nieodżałowanym Jeffem Buckleyem, to niejedyna, którą warto zapamiętać na dłużej z tego albumu.

(nota 7.5/10)

  


Postaram się, przynajmniej początkowo, utrzymać podobny nastrój. Zajrzymy na płytę grupy Holy Fawn - "Dimensional Bleed", która ukazała się niedawno, i która zebrała dość skrajne recenzje w prasie muzycznej. Wybrałem taką oto urokliwą kompozycję.



Jay-Jay Johanson na 30 września przewidział premierę swojego nowego albumu zatytułowanego "Portfolio".




Niedawno prezentowani na łamach bloga Shabason/Krgovich nie próżnują. 7 października opublikują najnowszy album "At Scarmauche". 



21 października ukaże się nowa płyta brytyjskiej grupy Dry Cleaning - "Stumpwork".



Dawno nie słyszałem zespołu Suede. Jest do tego wyśmienita okazja, oto wczoraj ukazała się ich najnowsza płyta zatytułowana - "Autofiction", która zbiera całkiem pochlebne recenzje.



Przed Wami jedna z moich ulubionych piosenek ostatnich dni, do której regularnie powracam. Australijski duet Mick Turner oraz Helen Franzmann (McKisko), czyli Mess Esque w kompozycji zatytułowanej "Liminal Space".



W kąciku improwizowanym zacni goście. Prześliczna Jean Seberg, Jean Paul Belmondo, Jean-Luc Godard (fragment filmu "Do utraty tchu"), oraz Chet  Baker.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz