sobota, 3 września 2022

PIANOS BECOME THE TEETH - "DRIFT" (Epitaph Records) "Kyle przestał krzyczeć"

 

    Dobre wieści z obozu grupy Pianos Become The Teeth są takie, że Kyle Dufrey, wokalista, autor tekstów i klawiszowiec amerykańskiej formacji, wreszcie przestał krzyczeć do mikrofonu. Nie wierzycie? Wystarczy posłuchać najnowszej płyty zatytułowanej "Drift", i zestawić ją najlepiej z debiutem "Old Pride" (2009). Tej pierwszej, dopiero co wydanej płyty, słucha się z dużą przyjemnością, od samego początku, aż po ostatnie niespieszne takty "Pair", wybrzmiewające ciepłym nieco rozmytym brzmieniem gitar. Kwintet z miasta Baltimore najwyraźniej dojrzał przez cztery lata, które upłynęły od ich ostatniego krążka "Wait For Love". Muzycy doszli do wniosku, że emocje można wyrażać na wiele różnych sposobów, nie tylko przez podkręcone do granic gitarowe wzmacniacze oraz mało subtelną wokalizę, przy okazji której autor warstwy lirycznej kierował swoje pretensje i żale pod adresem obojętnego jak zwykle świata. 
Nie odkryję Ameryki, kiedy powiem, że głośnym krzykiem można coś oznajmiać lub zagłuszać, próbować kogoś zastraszyć albo wywrzeć na kimś presję, to prawda. Można również starać się coś zamaskować, jakże często własne braki, wady i uprzedzenia, niekiedy wynikające z tych ostatnich niezrozumienie. Krzyk czy bunt to przywilej młodości, która nieraz utrzymuje, że reguły i prawa są także po to, żeby je kontestować i zmieniać. Oby na lepsze. Podniesiony rozpaczliwy ton czasem dobywa się też z dojrzałej piersi, pokrytej tu i ówdzie pierwszymi siwymi włosami. Pewnie każdy z nas całkiem nieźle pamięta lament naszego byłego już parlamentarzysty, który wyjątkowo obco i nieswojo poczuł się przed laty na pokładzie samolotu niemieckich linii lotniczych (Ach, ci Niemcy...). Kto wie, może były to pierwsze, jeszcze nieśmiałe, próby niezbyt udanych, jak się potem okazało, negocjacji, w sprawie 6 bilionów złotych, z których to przekazaniem nasi zachodni sąsiedzi zwlekają od ponad pół wieku (a inflacja wciąż rośnie). Póki co, zamiast reparacji wczoraj w obiegu pojawiła się seria znaczków okolicznościowych. Ciekawe, czy będzie cieszyła się powodzeniem i znajdzie dla siebie miejsce w klaserach naszych sąsiadów mieszkających za granicą zatrutej Odry. 
Mam nadzieję, że członkowie grupy Pianos Become The Teeth aż tak wielkich zobowiązań nie mają. Przez szesnaście lat obecności na scenie zdołali pokonać sporą drogę, samochodem i pieszo, symboliczną i osobistą - Dufrey wstąpił był w związek małżeński, doczekał się potomka i następcy tronu. Oby nie Edypa. Od bezkompromisowej punkowo-hardcorowej kapeli przeszli do miejsca, w którym docenia się żmudną pracę w studio oraz poszukuje się intrygującego brzmienia. Z pewnością pomógł im w tym producent - Kevin Bernsten. "Kevin wie, kim byliśmy dawniej, a kim jesteśmy obecnie. Naprawdę chciał eksperymentować i próbować wszystkiego w studiu" - oświadczył Kyle Dufrey, a jego kolega z formacji, gitarzysta Mike York, dodał - "Zawsze będę uważał swój zespół za grupę punkową. Różnica polega na tym, że obecnie już nie krzyczymy na ciebie".



Przy okazji pierwszego przesłuchania albumu "Drift" rzucają się w uszy zgrabne melodie, ciekawie zaprojektowane gitarowe faktury, przyjemnie rezonujący głos wokalisty, niezłe tempo akcji oraz realizacja i praca zestawu perkusyjnego, za którym zasiadł David Haik. Ta podstawa rytmiczna, podkreślmy raz jeszcze, całkiem nieźle nagrana, co w przypadku zespołu o tak drapieżnej przeszłości, nie jest oczywistością - przypomina w kilku fragmentach sposób, w jaki perkusja brzmi zazwyczaj w grupie Radiohead. W moim ulubionym utworze na płycie, czyli "Easy", bez trudu znajdziemy więcej podobieństw do załogi dowodzonej przez Thom'a Yorke'a - chociażby chóralny zaśpiew, ozdobniki gitar, nostalgiczny nastrój, który przewija się przez wiele innych odsłon albumu "Drift". Gdybym miał wprost porównać kompozycję "Easy" do konkretnej piosenki Radiohead, wybrałbym cudowną i niezapomnianą "Wierd Fishes/Arpeggi". Z kolei w utworze "Skiv" zamiarem twórców, jak sami to przyznali, było stworzenie klaustrofobicznego efektu. W brzmieniu gitar panowie szukali czegoś, co znaleźli na kultowym albumie "Dummy" - Portishead. Podczas prac w studio nagraniowym muzycy chętnie sięgali po rozmaite analogowe wzmacniacze z minionej epoki ( Ampeg B-18X), czy efekty, jak chociażby Echoplex, popularny w latach sześćdziesiątych, jego twórcą był Mike Battle (1959), poza tym wykorzystali sekcję smyczkową, waltornię i saksofon. 

W założeniach album miał przypominać nastrojem jedną piosenkę, którą podzielono na dziesięć spójnych części. Jedynym wyłomem od tej zasady okazał się być "Hate Chase", banalnie prosty, skrzący się od punkowej energii, zawierający coś na kształt wspomnień z dawnej burzliwej przeszłości. Od samego początku, czyli od udanego "Out Of Sight", bardzo łagodnego wprowadzenia w klimat dominujący na tym wydawnictwie, artyści z Baltimore konsekwentnie rozwijali idee rozciągniętej w czasie jednej nastrojowej piosenki. Co ciekawe, osiągnęli ten cel, różnicując zarówno tempo akcji, jak i napięcie, co nie jest takie proste. Przebojowy "Genevieve" znów odrobinę przypomina dawne szlagiery Radiohead, chociaż sposób śpiewania Kyle'a Dufrey'a, także za sprawą delikatnego vibrato, czy sympatycznego załamywania się niektórych głosek, może kojarzyć się z wokalizą Morrisseya. "The Tricks" ma w sobie coś z energetycznego debiutu Interpolu. "The Days" rozmyślnie osadzono w ramionach grubego sprężystego basu, zaś w "Mouth" udało się stworzyć głęboką i dobrze zagospodarowaną przestrzeń. Członkowie Pianos Become The Teeth nie gnają już na łeb, na szyję, na złamanie karku, w myśl dewizy obowiązującej także w niemieckim kinie porno: "Szybciej, mocniej, głośniej !!". Potrafią stworzyć kontrapunkty,  zwolnić na chwilę, znaleźć moment odbicia, strefy pogłębionej refleksji. I chwała im za to. Album "Drift" to nie tylko spory krok w rozwoju amerykańskiego zespołu, ale również jego pierwsza poważna i dojrzała emanacja.

(nota 7.5/10)

 


Kącik deserowy zaczniemy od fragmentu płyty, która ukazała się wczoraj. Album "Sides" duetu Lean Year doczekał się już jednej niezbyt pochlebnej recenzji, co nie oznacza, że nie warto się nad nim pochylić. Znalazłem na nim dla siebie taką oto uroczą kompozycję.



Dzięki uprzejmości oficyny Joyful Noise Recordings 23 września ukaże się płyta Eerie Wanda zatytułowana "Internal Radio". Przyznam, że czekam na premierę tego wydawnictwa.



"Pulse Of The Early Brain" nieodżałowanej grupy Stereolab to kolejny zbiór mniej znanych singli oraz nagrań sprzed lat.



Pod koniec sierpnia ukazała się płyta francuskiego wokalisty Jerome Miniere - "La Melodie, La Fleuve & La Nuit". Najbardziej polubiłem utwór ukrywający się pod numerem trzecim.



Kolejna odsłona nadchodzącej powoli nowej płyty "How Do You Burn" grupy The Afghan Whigs.



W dzisiejszym wpisie pojawiła się zarówno nazwa tej kompozycji, jak i tego zespołu, musi więc zabrzmieć ten wyjątkowy, szczególny dla mnie utwór.



Skoro przenieśliśmy się na Wyspy Brytyjskie, warto wspomnieć o kolejnej jazzowej załodze z Londynu. Grupa Robohands i fragment ich ostatniej wydanej niedawno płyty "Violet".



30 września ukaże się najnowsza płyta The Bad Plus - "Motivations II", z gościnnym udziałem Bena Mondera oraz Chrisa Speeda. Nagranie zapowiadające to wydawnictwo smakuje wybornie.






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz