środa, 29 września 2021

FABELS - "MINDS" (QUSP Rec.) "Fajną płytę wczoraj słyszałem"

 

- Fajną płytę wczoraj słyszałem.

- Momenty były?

- Masz! Najbardziej przy pierwszym podejściu rzuca się w uszy gitara?

- Gitara?

- Dokładnie. Właściwie jej brzmienie, takie indie-rockowe, momentami post-rockowe. Chociaż były też fragmenty, gdzie nieco mocniej odkręcili pokrętło wzmacniacza i zrobiła się z tego przyjemna shoegazeowa ściana.

- Kto niby odkręcił to pokrętło?

- Pewnie ten, kto akurat stał przy wzmacniaczu. W tym przypadku Ben Aylward.

- Amerykanin?

- Gdzie tam. Australijczyk. W dodatku rodem z Sydney.

- Popatrz!

- Oprócz tego w zespole jest jeszcze basistka i wokalistka, Hiske Weijers.

- Holenderka?

- Być może. Prawdopodobnie w którymś pokoleniu. Śpiewa w kilku językach.

- To ci poliglotka.

- A żebyś wiedział! Raz śpiewa w angielskim, to znowu bawi się zbitkami słów, potem intonuje po francusku.

- Oui, Oui!

- To znów śpiewa po niemiecku, i właśnie w holenderskim.

- Od razu wyczułem w jej nazwisku zapach tulipanów.

- Ty to masz nos! Nawet miałem do ciebie zadzwonić. Sam wiesz, jak u mnie jest z niemieckim.

- Hande Hoch! Tiefe, Tiefe! Schnell... znasz na pamięć.

- Podstawy na randkę mam opanowane.

- Od czegoś trzeba zacząć.

- Tyle, że ta australijska wokalistka...

- Ta Holenderka?

- Tak. Ona tych moich ulubionych niemieckich zwrotów w ogóle nie używała.

- Co ty powiesz! Trudno się dziwić. W końcu to nie film.

- Ale od filmu do muzyki wiedzie niekiedy prosta droga. Wystarczy posłuchać utworu "Hinsaw".

- Co z nim?

- To najdłuższa kompozycja na płycie "Minds", trwa dziesięć minut.

- Ależ się rozpędzili.

- Dobrze się grało, to nie chcieli skończyć. Ten "Hinsaw" ma w sobie jakieś narastające napięcie. Ben Aylward i Hiske Weijers potrafią wyczarować taką sugestywną atmosferę.

- Jaką?

- Wiesz... Taki nastrój niepokoju, smutku. Czasem, jakby zbliżającego się zagrożenia.

- Jak w horrorach. A morderca i tak czai się z tytułu. I zaatakuje w najmniej spodziewanym momencie.

- Wiadomo! Takich momentów na płycie "Minds" masz sporo. Innym razem atmosfera mocno się zagęszcza. I robi się z tego całkiem niezła psychodelia. Szczególnie, że utwory trwają 7, 9 czy właśnie 10 minut.

- Czyli można się w tym zanurzyć.

- Po same uszy. Do tego automat perkusyjny, basik, elektroniczne dodatki, ale wykorzystane w umiejętny sposób, robią dobrą robotę. W niektórych nagraniach można wyczuć coś jakby obecność gotyckiego ducha.

- Zamki, lochy, strzygi i upiory?

- Może nie aż tak. I nie bezpośrednio. Jakby echa fascynacji takim graniem w stylu dawnego The Cure czy Bauhaus, przetworzone przez wrażliwość współczesnych artystów.

- The Cure nieźle grali.

- Pan Robert miał swoje pięć minut. Dam sobie rękę uciąć, że ten australijski gitarzysta, Ben Aylward, słuchał takich kapel za młodu.

- Rękę, powiadasz.

- Głowy dać nie mogę.

- Racja. Coś trzeba mieć na karku, oprócz żony i hipoteki. Gdzieś ostatnio czytałem...

- Czyli jednak czytasz.

- Zdarza mi się oko zatopić w lekturze... Gdzieś czytałem, że ponoć: "Obcinanie głowy nie pomaga w żadnej sprawie".

- Zgoda. Ale zawsze trzeba pamiętać o niszowych odbiorcach.

- A ci twoi Australijczycy pamiętali?

- Na to wygląda. W tytułowym "Minds" wokaliza Hiske Wejers...

- Tej Holenderki?

- Tak. Jej wokaliza przypomniała mi dokonania Kazu Makino z Blonde Redhead.

- No, popatrz. Najlepszy jest ten ich singiel z Davidem Sylvianem.

- Palce lizać. W innych miejscach ten duet australijski, czyli Fabels, zagrał tak, jak niegdyś brzdąkał Piano Magic. 

- Oj słuchało się Piano Magic. Mam jeszcze kilka ich płyt.

- Myślałem, że sprzedałeś.

- Nie pozbywam się tego, co dobre.

- Jest w tym pewna logika. Ale miejsca na półkach coraz mniej.

- Co zrobić.

- Słuchać warto.

- Ba! Trzeba!

(nota7.5/10)

 


W kąciku deserowym pozwolę sobie zamieścić drobny łańcuszek artystów. Wspomniany wyżej gitarzysta, Ben Aylward, jakiś czas temu grał także w grupie Swirl, oraz współpracował z Andym Jossi, który ukrywał się pod szyldem The Churchhill Garden. Fani zespołu The Cure powinni być mile zaskoczeni.



Oglądam ostatnio serial "Zasada przyjemności", i w jednym z odcinków bardzo dobrze zabrzmiał utwór "Upadamy tu", który nieźle powinien się wpisać w dzisiejszy temat.



Śliczna kompozycja zespołu Margot - "Watercolour" , pochodząca z płyty o tym samym tytule, towarzyszy mi od kilku dni. Album wydała zacna wytwórnia Full Time Hobby. Niby proste gitarowe granie, a jednak w utworze "Watercolour" udało się przemycić coś więcej.



Na koniec dzisiejszej odsłony, zdecydowanie najlepszy utwór ostatnich dni. Grupa Hoo to połączone siły mojego wciąż ulubionego Neila Halsteada (gitarzysta i wokalista SLOWDIVE), Lee Levendera, Jackie Oates'a oraz prezentowanego całkiem niedawno na łamach tego bloga Farmer Dave Schera. Debiutancka płyta zatytułowana "We Shall Never Speak" ukaże się 19 listopada nakładem oficyny Big Potato Records.



W kąciku improwizowanym zajrzymy na płytę "Being Waves" londyńskiej grupy Kinkajous, która ukazała się 17 września. Bardzo udane połączenie elektroniki i jazzu. Jakiś czas temu omawiałem ich poprzedni album "Hidden Lines".






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz