sobota, 4 września 2021

RACHEL ECKROTH - "THE GARDEN" (Rainy Days Records) "KOBIECY PIERWIASTEK"

 

    Na łamach tego bloga wspomniałem kiedyś, że współczesna kultura się feminizuje. Zawstydzeni mężczyźni raz po raz odkrywają w sobie kobiece pierwiastki, choć nie chcą do tego głośno się przyznać. Ten osobliwy proces dotyka również niektóre panie. Kondycja kobiet kompozytorek funkcjonujących w przestrzeni muzyki improwizowanej także zdaje się systematycznie poprawiać. I za taki stan nie należy zbytnio dziękować organizacji "Women In Jazz", działającej na rzecz wyrównywania szans. (Nie byłem, i nie jestem, wielkim zwolennikiem parytetów - inteligencja, talent, wrażliwość czy umiejętności, nie mają płci). W takich czasach żyjemy, i takie są obecnie trendy, że jeśli uzdolnionej pani nie wpuści się frontowymi drzwiami, to prędzej lub później i tak wejdzie oknem. Dzięki temu zjawisku scena muzyczna sukcesywnie zyskuje nowe perspektywy, a liczba znanych artystek jazzowych z roku na rok rośnie. W tym kontekście bez głębszego zastanowienia, i niemal jednym tchem, możemy wymienić takie nazwiska jak: Esperanza Spalding, Nubya Garcia, Maria Schneider, Mary Halvorson, Yazz Ahmed, czy znana również z "muzycznego świata" Brandee Younger. Jak widać, nie są to kobiety, które wyrażają się tylko i wyłącznie w przestrzeni wokalnej, ale przede wszystkim, i to powinno cieszyć, prezentują się również jako znakomite instrumentalistki. Do tej pobieżnej listy możemy śmiało dopisać kolejne nazwisko, dzisiejszej bohaterki - Rachel Eckroth. Jej płyta zatytułowana "The Garden", ukazała się wczoraj nakładem rosyjskiej, co ciekawe, oficyny Rainy Days Records.



    Rachel Eckroth nie jest postacią nową na scenie muzycznej, choć wciąż jest bardzo słabo kojarzona. Wielu z nas ma zwyczaj zapoznawania się z listą muzyków obecnych w studio nagraniowym. W ten sposób lata temu poznałem na przykład Marca Ribota, który pojawił się w Right Track Studios, kiedy David Sylvian nagrywał znakomity album "Dead Bees On A Cake". Nazwisko Rachel Eckroth można odnaleźć na płytach Rufusa Wainwrighta, Chrisa Botti czy St. Vincent. To dyplomowana pianistka, kompozytorka i wokalistka. Urodziła się w niewielkim amerykańskim miasteczku Mandan. Studiowała w Las Vegas na kierunku "Jazz Performance", a potem przeniosła się do Nowego Yorku, żeby pobierać lekcję z zakresu pianistyki jazzowej. Debiutowała w 2005 roku, wydając płytę Rachel Eckroth Trio - "Mind". Podczas realizacji najnowszego albumu "The Garden", zaprosiła do studia grupkę mężczyzn (wiadomo, kultura się feminizuje), głównie muzyków sesyjnych. Kiedy przyjrzymy się im bliżej, okaże się, że nie są to przypadkowi artyści.

W kilku nagraniach usłyszymy Donny McCaslina (znak zodiaku "lew"), który zagrał na saksofonie tenorowym, i nieco skradł show. Zanim dał tutaj popis swoich możliwości, zdążył ukończyć prestiżowy Barklee College Of Music, był dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy, wystąpił u boku wspomnianej wcześniej Marii Schneider na płycie "Concert In The Garden", grał z Benem Monderem, Antonio Sanchezem czy Davem Douglasem. Ci, którzy nie interesują się światem muzyki improwizowanej, mogą kojarzyć jego nazwisko z Davidem Bowie. To właśnie Donnny McCaslin był w dużej mierze odpowiedzialny za brzmienie niezapomnianych nagrań, które wypełniły krążek "Blackstar". Kolejny wart odnotowania artysta obecny na sesjach nagraniowych płyty "The Garden", które miały miejsce w Teksasie, Moskwie i na Brooklynie, to Nir Felder, gitarzysta, również absolwent Barklee College Of Music. Występował u boku Jacka DeJohnetta i Esperanzy Spalding (jaki ten świat mały), Aarona Parksa i Bena Wendela. Pomagał Terri Lyne Carrington, kiedy rejestrowała płytę "Money Jungle", za którą dostała Grammy. Za sekcję rytmiczną kolejnych odsłon "The Garden" odpowiedzialny był basista i partner bohaterki dzisiejszego wpisu - Tim Lafebvre, który terminował w zespole Stinga, czy uczestniczył w trasach koncertowych The Black Crows. Odcisnął także swój wymowny ślad na wspomnianej wyżej płycie Davida Bowie - "Blackstar". Skład uzupełnili perkusista Christian Euman, saksofonista sopranowy Andrew Krasilnikov oraz Austin White, obsługujący syntezator modularny.  Twórcą wszystkich kompozycji jest Rachel Eckroth, która zagrała na fortepianie, syntezatorze oraz melotronie.

W zamierzeniach album "The Garden" miał symbolizować bogactwo dźwięków i różnorodność estetyk. "Wszystko na płycie ma inny charakter - różne kolory i tekstury" - oświadczyła Rachel Eckroth. I tak "Dracaena" - to jazz-rockowe otwarcie, przywołujące styl recenzowanego na łamach bloga Yuri Honinga z okresu grania z grupą Wired Paradise. W "Under A Fig Tree" sekcja rytmiczna naśladuje rytm poruszania się drapieżnika, który skrada się, żeby dopaść upatrzoną ofiarę. W środku znajdziemy fragmenty swobodnej improwizacji saksofonu i fortepianu. Zgodnie z zapowiedziami tytułowy "The Garden" przynosi wraz z sobą mozaikę różnorodnych stylistyk, jazz, jazz-rock, fussion, modern jazz oraz znakomite solo saksofonu, w wykonaniu Donny'ego McCaslina. Jednak po wysłuchaniu kilkunastu minut tego krążka, słuchacz łapie się na tym, że owych zmian nastroju, tempa, kwantowych przeskoków pomiędzy poszczególnymi stanami, jest troszkę zbyt wiele. Pojawia się również osobliwe pragnienie, żeby wreszcie zakotwiczyć gdzieś na dłużej, znaleźć bezpieczną przystań. Temu pragnieniu wychodzi naprzeciw "Dried Up Roots" - zdecydowanie jedna z najlepszych kompozycji, roztaczająca wokół, także za sprawą sugestywnej wokalizy Rachel Eckroth, atmosferę dawnych nagrań Davida Sylviana, czy Davida Bowie właśnie z okresu płyty "Blackstar". Szkoda, że amerykańska artystka nie chciała ozdobić swoim głosem jeszcze kilku innych  fragmentów albumu "The Garden". Kto wie, może następnym razem.

(nota 7/10)

 


W kąciku deserowym wystąpi grupa Land Of Talk, czyli Elizabeth Powell i koledzy, nagrywający dla wytwórni Saddle Creek, która stawia na śpiewające panie.



Flowertown zaprezentują tytułowy utwór z płyty "Time Trials", troszkę nawiązujący do stylu grupy Lush, czy do nagrań mojego niegdyś ulubionego His Name Is Alive, z okresu albumu "Mouth By Mouth".




Grupa The War On Drugs wciąż w drodze, wkrótce dojadą do nowej płyty "I Don't Live Here Anymore", którą promuje taki oto całkiem zgrabny singiel.




Skoro dziś odnajdujemy kobiece pierwiastki, to wystąpi Chev Person w ślicznej piosence "Wide-Eyed".



Na koniec bardzo zgrabny fragment z płyty Gerycz/Powers/Rolin - "Lamplighter". Smacznego!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz