niedziela, 28 czerwca 2020

NAT BIRCHALL - MYSTICISM OF SOUND" (Bandcamp) "Miasto w morzu..."

   Można powiedzieć, że twórczość dzisiejszego bohatera poznałem dzięki uprzejmości Mattew Halsalla.  Przesłuchując kolejne płyty z dyskografii brytyjskiego trębacza odkryłem, że bardzo często w poszczególnych kompozycjach partie saksofonu wykonuje Nat Birchall. Panowie bardzo szybko znaleźli wspólny język, nie tylko ten muzyczny. Nic więc dziwnego, że niektóre krążki Birchalla ukazały się nakładem wydawnictwa Gondwana Records, które założył i prowadzi Halsall.


Jedno z pierwszych wyraźnych  wspomnień muzycznych Nata Birchalla przywołuje obraz singla Isaaca Hayesa, z kultową, także do dziś, ścieżką dźwiękową do pamiętnego obrazu "Shaft". Płytka nosiła tytuł "Them From Shaft", a brytyjski saksofonista słuchał jej bardzo często. W 1972 roku Birchall odkrywa dla siebie świat muzyki jamajskiej, przede wszystkim reggae, którym wciąż się fascynuje. "Jedną z atrakcji muzyki jamajskiej był dźwięk poszczególnych  nagrań (brzmienie), było w nich zawsze dużo ciepła i głębi" - wspominał angielski jazzman.  W 1979 roku Birchall kupił pierwszy saksofon. Warto dodać, że początkowo grał na alcie, który po roku zamienił na tenor. Powód zmiany był prost i prozaiczny - większość jego ulubionych muzyków grała własnie na saksofonie tenorowym: Tommy McCook, Cedric Brooks, John Coltrane. Jeśli zaś chodzi o konkretny sprzęt, to ceni sobie  markę Henri Selmer, ze stroikami Rigotti Gold. Zarówno w kompozycjach, jak i podczas współpracy z innymi artystami, stawia przede wszystkim na wolność i dyscyplinę. W świecie Nata Birchalla to dwa nierozerwalne ze sobą elementy.

"Zawsze nienawidziłem brzmienia syntezatora, z jednym bardzo ważnym wyjątkiem, kiedy grał na nim Sun Ra" - oświadczył Nat Birchall podczas opowieści o swoim najnowszym wydawnictwie "Mysticism of Sound". Luźne odwołania do twórczości wspomnianego wyżej Sun Ra (jego album "Mystery of Being"), jak i syntezator Korg Minilogue, który brytyjski artysta niedawno zakupił, stały się punktem wyjścia w trakcie prac nad nowym wydawnictwem. Warto nadmienić, że tym razem Birchall postanowił zrobić wszystko samodzielnie. I tak, zagrał na: basie, perkusji, dzwonkach, klarnecie basowym, saksofonie tenorowym oraz... na znienawidzonym syntezatorze. Jego brzmienie nie jest jednak dominujące, pełni raczej rolę barwnego tła, które tworzy i pogłębia dźwiękową przestrzeń.
Zarówno po tytule płyty - "Mysticism of Sound" - jak i z nazw poszczególnych kompozycji możemy łatwo wywnioskować, jaki charakter czy nastrój dominuje na całym krążku. A wszystko zaczyna się od krótkiego wstępu "Intro-Pyramidion", gdzie partia saksofonu przywołuje ducha Johna Coltrane'a. "Cosmic Visitant" czy "Outer Realm" to znak rozpoznawczy brytyjskiego artysty i wyprawa w jego ulubioną krainę, czyli Spiritual Jazz. W kolejnych  odsłonach odnajdziemy tak charakterystyczny dla Birchalla nastrój nostalgii, ów specyficzny stan zawieszenia pomiędzy tym, co doczesne, a tym, co metafizyczne, co wykracza poza nasze "tu i teraz". "Celestial Spheres" - mogłaby spokojnie wyjść spod palców Matthew Halsalla, podobnie zresztą jak "Inner Pathway". Warto zanurzyć się w tym przyjemnym morzu dźwięków nie tylko podczas upałów.

(nota 7.5/10)







Skoro Nat Birchall, to muszą zabrzmieć jeszcze dwie moje ulubione kompozycje,. Pierwsza z nich to pokaz możliwości, wrażliwości, skali talentu, niezwykła, wciągająca od pierwszych taktów "Return To Ithaca", pochodząca z album "World Without Form" wydanego w 2012 roku. Druga natomiast to mieniąca się barwami pocztówka albo znak symboliczny (dźwiękowe logo) oficyny Gondwana Records - nie Hania Rani, z całym szacunkiem dla naszej sympatycznej rodaczki - tylko "TOGETHER"(!!!), z płyty Matthew Halsalla "Colour Yes" (2009). Chyba nie muszę dodawać, że to pozycje obowiązkowe!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz