niedziela, 4 listopada 2018

CHRISTIAN KJELLVANDER - "WILD HXMANS" (Tapate records) "Dojrzały sentymentalny pan"


Ten album miał pojawić się w ostatnim blogowym wpisie, ale gorąca nowość niegdyś mojego ulubionego australijskiego zespołu sprawiła, że musiałem dokonać drobnych korekt w harmonogramie zdarzeń. Odnoszę nieodparte wrażenie, że Christian Kjellvander jest artystą bardzo słabo znanym, nie tylko w naszym kraju. Najwyższy czas to zmienić. Pewnie zaskoczę wielu z was pisząc, że Kjellvander nagrywa i koncertuje regularnie od kilkunastu lat, a pod koniec października tego roku ukazała się jego dziewiąta w dorobku płyta. Debiut fonograficzny szwedzkiego artysty przypadł na rok 2002 i nosił tytuł "Song From a Two-Room Chapel", choć jako gitarzysta grał już wcześniej w zespole Loosegoats. Na koncie ma również płytę nagraną razem ze swoim starszym bratem, Gustafem, pod szyldem Song of the Soil. Niestety owa współpraca nie będzie kontynuowana, ponieważ brat zmarł tragicznie w 2011 roku. Christian Kjellvander urodził w Szwecji - cóż, że ze Szwecji - ale dorastał w Seattle, gdzie jego ojciec prowadził bar - bliscy zakończyli amerykańską przygodę z powodu recesji i wrócili w rodzinne strony.

Najnowszy album 42-letniego szwedzkiego artysty nosi tytuł "Wild Hxmans", gdzie w drugim wyrazie celowo zamieniono literę "U" na "X", co ma symbolizować wykluczenie. Jednym z tematów, które przewijają się w tekstach - oprócz pożegnań i życiowych refleksji - jest problem emigracji i tolerancji, poszanowania dla "odmienności" - jak w otwierającym całość "Strangers in Northeim". To obok blisko 10-minutowego "Curtain Maker" mój ulubiony utwór na płycie, który rozpoczyna się długim łagodnym wstępem. Kompozycja trwa ponad osiem minut, a ten powolny, refleksyjny początek pokazuje możliwości Christiana Kjellvandera. Trochę tu indie-folku, trochę americany, znajdziemy tu również mroczny, niepokojący nastrój, spokojną narrację instrumentów, bez żadnych technicznych fajerwerków czy solowych popisów oraz ciepły głęboki bas wokalisty.

"Przestrzeń między nutami jest równie ważna jak sama nuta"  - powiedział w jednym z wywiadów szwedzki artysta. Słuchając wielokrotnie tej bardzo dobrej kompozycji, moje skojarzenia za każdym razem płynęły w stronę dokonań Billa Callahana czy grupy Tindersticks. Te kilka początkowych fragmentów brzmi podobnie - nostalgicznie, melancholijnie - i szkoda tylko, że potem, przy okazji takich utworów jak: "The Thing Is", "Halle Lay Lu Jah", tempo akcji nieco wzrosło. Dla mnie Christian Kjellvander najbardziej wiarygodny jest własnie w takich niespiesznych balladach - "Stiegga" czy "Curtain Maker" - to tutaj jego charakterystyczny głos brzmi najpełniej.
Jeden z recenzentów całkiem słusznie porównał twórczość Christiana Kjellvandera - szczególnie w jakimś stopniu przełomową, moim zdaniem, ostatnią płytę - do pisarstwa Cromacka McCarthey'ego (kto czytał, ten wie). Niespieszna fraza, pewien charakterystyczny spokój - "Nie śpieszę się z rzeczami" - brak gwałtownych napięć, czy spektakularnych momentów kulminacyjnych, popisów czy ozdobników. Leniwie płynie sobie melodia, a wraz z nią płyną kolejne zdania. Akcja toczy się od słowa do słowa, a z tych siedmiu kompozycji, które wypełniają płytę "Wild Hxmans" bije jakaś szlachetna prostota. Warto sięgnąć po ten album.
Niestety nie może, jak to zwykle bywa, pojawić się poniżej mój  ulubiony utwór z tej płyty, bo w sieci dostępne jest tylko video do kompozycji, która zamyka ten album - "Faux Guernica".

(nota 7-7.5/10)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz