Najnowszy album wyprodukował Vagelis Moschos, a nagrywano go w kilku studiach, między innymi w "Clouds Hill" (Hamburg), "Katara Studios" (Doha), "Black Rock Studio" (Santorini). Theodore studiował naukę gry na fortepianie, pasjonował się tradycyjną grecką muzykę ludową, nagrał ścieżkę dźwiękową do spektakli teatralnych oraz do filmu; chociażby ta tworzona na żywo podczas projekcji filmu w reżyserii Bustera Keatona "Cameraman" ("Człowiek z kamerą"), w Świątyni Zeusa. Pobierał także lekcje w zakresie kompozycji muzycznej. I trzeba przyznać, że nauka nie poszła w tym przypadku w las.
W jego utworach słychać wyraźnie zamysł muzyczny, bez trudu możemy odkryć swoistą strategię działania czy funkcjonowania oraz fakt, że są to nagrania zdecydowanie bardziej skomponowane - w tradycyjnym tego słowa rozumieniu - niż, co jest obecnie modne, wyprodukowane. W wielu z tych dziesięciu kompozycji, wypełniających album "Inner Dynamics", możemy usłyszeć mniej lub bardziej rozbudowaną orkiestrację. Łagodne tony fortepianu mieszają się tutaj w dyskretny oraz inteligenty sposób z dobrodziejstwami współczesnej elektroniki, ambient wyciąga dłoń w stronę indie-rockowego grania i muzyki filmowej. Wszystko to razem wzięte sprawia, że płyty słucha się z dużą przyjemnością, ponieważ przy tak skomponowanych dźwiękach trudno się nudzić. Na szczęście nie ma tu zbyt gwałtownych przeskoków stylistycznych, rollercosterowej jazdy z muzycznego nieba do brzmieniowego piekła. Theodore (Thodoris Polichronopoulos) w przemyślany i subtelny sposób dozuje zarówno emocje, jak i napięcie. Muzyka greckiego artysty podoba mi się w dynamicznych oraz energetycznych fragmentach - "Towards?", "Disorientation", "Floating" - jak i w chwilach wyciszenia, w momentach intymnych zwierzeń, kiedy słychać tylko fortepian i jego głos - przepiękny (szczególnie w końcówce) "Not For You". Od czasu do czasu daje o sobie znać skłonność do budowania i rozciągania napięcia, sentyment do dłuższych dźwięków oraz fraz, nieskrywana zbytnio słabość do posługiwania się patosem. Być może w kilku momentach zabrakło mi spektakularnego gitarowego solo, albo krzyku trąbki lub lamentów saksofonu, co nie zmienia faktu, że chętnie powrócę do płyty raz, drugi i trzeci, przy najbliższej okazji.
(nota 7.5/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz