Dziś zaproponuję krótką wycieczkę do Belgii. Belgijska scena muzyczna, czy to alternatywna czy jazzowa, jest dość słabo znana w naszym zalanym od kilku dni deszczem kraju. Nadarza się więc okazja, żeby osuszyć palta oraz buty i poznać kolejnych przedstawicieli tej sceny. Don Kapot to trio pochodzące z Belgii, które zasila międzynarodowy skład. Muzycy tej formacji próbowali już swoich możliwości w innych mniej znanych zespołach, czy to rockowych czy popowych. Struny gitary basowej całkiem zgrabnie szarpie grecki muzyk Giotis Damianidis, za perkusją nie tylko siedzi Jacob Warmenbol, a w saksofon barytonowy dmucha - oj, dmucha! - Wiktor Perdieus. Album "Don Kapot" to ich debiut fonograficzny, wydany pod koniec maja tego roku. Płytka jest króciutka, trwa niespełna 30 minut, zawiera 6 utworów, za to jest bardzo treściwa.
Od pierwszego przesłuchania uwagę słuchacza przykuwa zarówna energetyczna, punkowo-rockowa, sekcja rytmiczna, jak i swobodne - nad wyraz - tony saksofonu barytonowego. Jeden z recenzentów napisał, że muzyka belgijskiego tria to połączenie dźwięków Feli Kutiego z energią The Thing. Dołączyłbym do tej opinii jeszcze jedno skojarzenie, jeszcze jeden mniej znany zespół, ale opisywany na łamach tego bloga, czyli Taxi Wars TUTAJ.
Coś w tym bez wątpienia jest, bo już w otwierającej - i jak dla mnie najlepszej kompozycji na płycie - "GBGHB" , Wiktor Perdieus swoim solo nawiązuje do afrojazzu. Z kolei sekcja rytmiczna tętni życiem, gna przed siebie, pulsuje ożywczym rytmem. Całość napompowana jest po brzegi energią, która zdaje się wyciekać z każdej pojedynczej nuty.
Tych sześciu kompozycji po prostu trzeba posłuchać bardzo głośno, trzeba umożliwić membranom basowym swobodny oddech, trzeba poczuć ten charakterystyczny puls gdzieś we własnych trzewiach, pod stopami, które zupełnie bezwiednie zaczną odmierzać kolejne takty. Tak,... należy tej płyty słuchać bardzo głośno... albo wcale. Przy okazji kolejnego utworu - "I Do Babies" - nie zwolnimy tempa. Odrobinę wytchnienia przyniesie wraz z sobą " The Universe Does Not Exsist" - sekcja rytmiczna zagra tam leniwie, choć saksofon w rękach Perdieusa będzie oddychał punktowymi krótkimi dźwiękami.
Muzyka raczej do tańca niż do różańca ("spiritual jazz"). Choć wszystko jak zwykle zależy od indywidualnych potrzeb. Znam takich, którzy potrafili całkiem zgrabnie pląsać do taktów podawanych przez sprawne palce Keitha Jarretta, z okresu wydawnictwa "Eyes of the Heart".
Don Kapot to formacja, którą z pewnością warto poznać bliżej oraz usłyszeć na żywo. Belgijskie trio koncertuje obecnie po całej Europie, więc jest okazja, żeby sprawdzić, jak ich muzyka brzmi w niezbyt przestronnych klubowych wnętrzach.
(nota 7/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz