piątek, 13 lipca 2018

HAPPY RHODES - "ECTOTROPHIA" (Numero Group) "Letnie kompilacje"




  Zaprawdę, powiadam Wam, to był mecz!!!
Na centralnej arenie Wimbledonu, która widziała już niejedno, byliśmy świadkami niezwykłego widowiska, długimi fragmentami zapierającego dech w piersiach największych malkontentów. Dwóch głównych aktorów, dwóch wspaniałych zawodników - Rafael Nadal i Juan Martin Del Potro - wzniosło się na wyżyny swoich możliwości. Bez cienia przesady mogę powiedzieć, że to była najnowsza definicja TENISA. Jedno z najlepszych spotkań ostatnich lat! Przez niemal pięć godzin (do pełnej "piątki" zabrakło 10 minut) oglądaliśmy niezwykłe zagrania, cudowne ataki i wręcz niemożliwe do powtórzenia obrony, dawno niewidziane na wimbledońskiej trawie "robinsonady", dramatyczne zwroty akcji, pokaz niezłomności charakteru, determinacji i zaangażowania, kolejnych, i to udanych, prób przesuwania granic tego, co w tenisie niemożliwe. A wszystko to, co warte szczególnego podkreślenia, przy ogromnym szacunku dla przeciwnika (choć w tym przypadku chyba lepsze będzie określenie "partnera w tym cudnym dialogu"). Po zakończeniu meczu tenisiści padli sobie w ramiona i mocno się wyściskali, pokazując wszystkim, na czym tak naprawdę polega piękno tego sportu. Mecz warty każdego funta i wielokrotnego odtwarzania, nie tylko przez młodzież, stawiającą dopiero swoje pierwsze kroki na lokalnych kortach.







Letnia pora, kiedy to ukazuje się zdecydowanie mniejsza ilość nowości płytowych, sprzyja wydawaniu składanek czy rozmaitych kompilacji. W dzisiejszym wpisie pojawi się właśnie taka kompilacja, podsumowująca, jak i również porządkująca pierwszy okres twórczej działalności amerykańskiej artystki. Happy Rhodes jest raczej słabo znana nie tylko w naszym kraju. Choć w wąskich kręgach za oceanem posiada status kultowej wokalistki. Nigdy specjalnie nie ciągnęło ją w kierunku wielkich scen, popularności czy rzeszy oddanych fanów. Pielęgnowała swoją prywatną przestrzeń, starannie dobierając współpracowników. A trzeba sobie powiedzieć, że możliwości wokalne Happy Rhodes są ogromne. Amerykanka dysponuje czterooktawową skalą głosu. Bardzo dobrze czuje się zarówno w tych niskich rejestrach, jak i w tych wysokich, gdzie swobodnie operuje głosem. Taki głos to prawdziwy skarb i z pewnością można było przy jego pomocy zrobić dużo więcej. Pewnie nikt specjalnie nie zdziwiłby się, gdyby Rhodes osiągnęła sukces również materialny, zdobyła popularność oraz status gwiazdy. Jednak historia jej "kariery artystycznej" potoczyła się zupełnie inaczej.

Jej pierwsze dokonania na muzycznej niwie ("Rhodes 1", "Rhodes 2") wydane były w połowie lat osiemdziesiątych wyłącznie na kasetach, przez niewielką wytwórnię Aural Gratification Record, której właścicielem był Kevin Barlett. Pięćdziesięciotrzyletnia obecnie wokalista, jako nastolatka fascynowała się postacią Freddiego Mercury'ego, którego całkiem nieźle naśladowała. Później zakochała się w głosie Kate Bush, której utwory potem wykonywała, będąc dojrzałą wokalistką. Przez moment Rhodes pracowała również jako inżynier dźwięku w Cathedral Sound Studio. Kolejnym istotnym elementem w jej biografii muzycznej jest rok 1985 i otrzymany w prezencie syntezator Roland Juno 106.
Amerykańska wokalistka tak naprawdę nazywa się Kimberly Tyler Rhodes. Zmieniła imię na Happy ze względu na braci, którzy często zwracali się do niej w ten sposób, próbując tym imieniem oddać charakter swojej siostry. Ważnym momentem w jej dorobku artystycznym były wspólne występy u boku Trey Gunna, w zespole Security Project, gdzie pełniła rolę wokalistki. Formacja ta zasłynęła głównie z coverów piosenek Petera Gabriela czy Kate Bush.








Kompilacyjne wydawnictwo "Ectotrophia" zawiera materiał z czterech pierwszych kaset Happy Rhodes. Trzeba tu nadmienić, że album jest bardzo starannie wydany. Do płyty (dwa krążki w wersji winylowej), dodano 48-stronicową książeczkę, która przybliża sylwetkę amerykańskiej artystki. 18 utworów dość dobrze pokazuje skale i możliwości talentu wokalnego. Swoboda operowania głosem, balansowanie nim w różnych rejestrach, lekkość i głębia. Muzycznie mamy tutaj do czynienia z całym wachlarzem rozmaitych gatunków - począwszy od popu, przez folk, a na art roku skończywszy. Aranżacje nie są zbyt rozbudowane, dominuje gitara akustyczna, syntezator i automat perkusyjny, czasem w roli ozdobnika pojawią się tony gitary elektrycznej.
Warto zapoznać się z tą kompilacją. Być może ktoś po wysłuchaniu tego zestawu polubi artystkę na tyle, że dołączy do grona jej wiernych fanów, zwanych "ectofilami".

(nota 7/10)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz