wtorek, 12 grudnia 2017

DJABE & STEVE HACKETT - "LIFE IS A JOURNEY" (Cherry Red Records) "Taśmy z Sardynii"




   Myślę -  a właściwie mam taką nadzieję - że jednego z bohaterów dzisiejszego wpisu nie trzeba bliżej przedstawiać. Chyba każdy, kto interesuje się szeroko pojętą muzyką rockową, choć raz zetknął się z nazwiskiem Steve'a Hacketta. Dawny gitarzysta legendarnej grupy Genesis od lat realizuje się twórczo na solowej niwie. O ile dokonania Hacketta mogą być znane co trzydziestemu współczesnemu licealiście - sam nie wiem, skąd ten optymizm - o tyle twórczość formacji Djabe jest z pewnością mało znana, nawet wśród tych, którzy pasjonują się jazzem. Nazwa Djabe oznacza z jednej strony "wolność", z drugiej zaś węgierską grupę jazzową, całkiem popularną w kraju rządzonym przez Viktora Orbana, która powstała w 1995 roku. Ojcami założycielami byli Egerhazi Attila - gitarzysta i kompozytor oraz Andras Spioza, perkusista zmarły w 2007 roku. Grupa Djabe wyróżnia się tym pośród innych zespołów ze sceny muzyki improwizowanej, że w swojej twórczości łączy jazz z elementami brzmienia rocka, prog-rocka, czy folku.

"Life is a journey" to pierwszy wspólny album Steve'a Hacketta i grupy Djabe, choć trzeba również nadmienić, że były gitarzysta Genesis zna bardzo dobrze węgierskich muzyków, gdyż spotyka się z nimi regularnie, także na wspólnych trasach koncertowych. W 2016 roku Hackett wybrał się wraz grupą Djabe na Sardynię, gdzie podczas trzydniowej sesji dokonano rejestracji nagrań. Całość zapisano na 24-śladowych taśmach, których obróbki już na Węgrzech, w Budapeszcie, dokonał Tomas Barabas - basista zespołu. Płyta ukazała się na początku października tego roku.
"Life is a journey" - to zarówno tytuł albumu, nazwa pierwszego utworu oraz całkiem zgrabna metafora oddająca charakter całego krążka. Steve Hackett i jego węgierscy kompani eksplorują jazzowo rockowe (prog-rockowe) pogranicze, skręcając momentami w stronę world music. Co warte szczególnego podkreślenia, to fakt, że Hackett w żadnym momencie nie zdominował pozostałych muzyków uczestniczących w sesji nagraniowej na Sardynii. Każdy z artystów podczas rejestracji nagrań miał do zagospodarowania znacznie więcej niż "swoje pięć minut". Zaś główne role w poszczególnych odsłonach albumu odegrały opowieści trąbki oraz gitary, choć i pozostałe instrumenty nie zostały sprowadzone do poziomu biernych asystentów.
Na płycie udało się stworzyć i utrzymać sugestywny nastrój. Od pierwszych utworów czuć, że pomiędzy muzykami istniało dobre porozumienie. "Life is a journey" to bardzo udany zapis spontanicznej wymiany myśli i muzycznej energii, powstałej na skutek wzajemnej inspiracji. Wydaje się, że artyści bez większego trudu powołali do życia malownicze dźwiękowe krainy. Na tym albumie znajdą coś dla siebie i fani jazzu - klimaty w stylu Pata Metheny, przez Eberharda Webera, aż po skojarzenia z dokonaniami Erika Truffaz - i zwolennicy twórczości Steve'a Hacketta. Nie brakuje tutaj ani gitarowych pasaży, ani rytmicznych oddechów znakomitego - co trzeba oddać - basu (Tomas Barabas), ani barwnych ornamentów trąbki (Aron Koos-Hutas). Album może stanowić całkiem udany upominek pod choinkę. Płyta jest bardzo ładnie wydana - oprócz krążka CD, zawiera też krążek DVD, na nim znajdziemy wersje albumu w systemie 5.1 (surrund sound mix) oraz dodatkowe materiały video.
(nota 7.5/10)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz