wtorek, 19 grudnia 2017

SHE SIR - "RIVAL ISLAND" (Shelflife Records) "Puzzle w odcieniach nieba nad Austin"




  Wydana w 1993 roku płyta "Four-Calendar Caffe" grupy Cocteau Twins podzieliła krytyków. Jak to zwykle w materii muzycznej bywa, jedni wytykali albumowi wtórność i powielanie przez Robina Guthrie tych samych rozwiązań, inni z kolei zachwalali siódmą w dyskografii szkockiego zespołu płytę i traktowali ją, jako próbę poszukiwania nowych estetycznych rozwiązań. Upływające dni pokazały, że tych nowych estetycznych rozwiązań nie było aż tak wiele, a mimo to album wciąż po tylu latach broni się całkiem nieźle. "Four-Calendar Caffe"zawierał przede wszystkim bardzo dobrze napisane piosenki. Wydaje się, że zwykle to forma jest najbardziej narażona na erozję, zaś gustowne linie melodyczne unoszą się niejako w bezczasie. W ten sposób dobiegał końca album grupy Cocteau Twins, a także wspólny czas muzyków, choć artyści chyba  wtedy nie przypuszczali, że nagrają razem jeszcze tylko jedną płytę.







  Wspominam o tym dlatego, że najnowsza płyta - "Rival Island" - bohaterów dzisiejszego wpisu nawiązuje do tego okresu. Okres początku lat dziewięćdziesiątych to wciąż bliski dla mnie czas, chociażby z tego prostego powodu, że właśnie wtedy w dużej mierze kształtował się mój gust muzyczny. W tamtych dziwnie niespiesznych dniach poznawałem kolejne zespoły oraz płyty, które zmieniły postrzeganie otaczającej mnie rzeczywistości. Oczywiście dobry smak kształtuje się przez całe życie, ale nie od dziś wiadomo, że czym skorupka za młodu... Dlatego też z radością witam albumy nowych twórców, którzy potrafią umiejętnie czerpać z bogatej muzycznej tradycji, którzy szukając własnej drogi, nawiązują do dawnych rozwiązań, modyfikują je i przekształcają, dokonują ich redefinicji. W ten sposób koło muzycznego świata wciąż się obraca...

She Sir  - to czterech panów z Austin (Teksas), którzy mają już na koncie trzy albumy. Ten pierwszy zatytułowany "Who Can't Say Yes", wydali własnym sumptem w 2006 roku. Później na jakiś czas słuch o grupie zaginął. Dopiero rok 2014 przyniósł wraz z sobą album "Go Guitars", czyli pierwsze oficjalne wydawnictwo, które ukazało się pod szyldem Shelflife Records. Płyta zawierała dziesięć kompozycji, utrzymanych w charakterystycznej dla formacji dream-popowej stylistyce.  Poszczególne nagrania przykuwały uwagę słuchacza brzmieniem rozmytych gitar - nawiązujących do stylistki między innymi Cocteau Twins - oraz głosem wokalisty i gitarzysty Russella Karloffa. Minęły trzy lata, w trakcie których zespół wyraźnie dojrzał, chociażby do tego, żeby nieco bardziej ubogacić swoje brzmienie.

Ostatniej płyty - "Rival Island", która ukazała się w 2017 roku, próżno szukać w zestawieniach najlepszych albumów tego roku. Z tej prostej przyczyny, że nie jest to ani płyta odkrywcza, ani przełomowa, chyba że w pewnym stopniu dla członków amerykańskiej formacji, ani tym bardziej doskonała. W moim odczuciu jest to jednak na tyle dobry krążek, że warto nie tylko przesłuchać ten materiał muzyczny z uwagą, ale i wrócić do niego - co też uczyniłem całkiem niedawno. "Rival Island" zawiera kilka naprawdę bardzo dobrych piosenek, których słucha się całkiem przyjemnie. Nie brakuje tu specyficznego "marzycielskiego" nastroju ( w końcu określenie "dream-pop" do czegoś zobowiązuje), i dobrych linii melodycznych, które u progu zimy potrafią ogrzać chłodne wnętrza nie tylko naszych domów. Wreszcie to długimi fragmentami całkiem udany zestaw "muzyki dla tańczących inaczej". W procesie produkcji nad wszystkim unosił się dobry duch Joe Lamberta (The National, Animal Collective, Deerhunter"), który całkiem udanie zestawił ze sobą poszczególne fragmenty dzwiękowych puzzli - stąd pewnie tony saksofonu pojawiające w aranżacji "Noon Inspirits", "Pheromodno", skoczny rytm "Corporealoro" (chyba mój najbardziej ulubiony, do którego wracam i wracam) .  Lekka, letnia płyta, która znakomicie smakuje w zimowy czas. Sprawdźcie sami.

(nota 7.5/10)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz