wtorek, 26 grudnia 2017

MICHAEL NAU - "SOME TWIST" (Suicide Squeeze Records) "Letnia noc na początku zimy"




  Michael Nau to trzydziestotrzyletni multiinstrumentalista i wokalista, który wcześniej współtworzył grupy Page France oraz Cotton Jones, i z którymi to formacjami nagrał kilka albumów oraz epek. W końcu zapragnął wydać coś pod własnym nazwiskiem, a marzenie to zrealizował w 2016 roku, kiedy światło dzienne ujrzała jego debiutancka płyta zatytułowana "Mowing". Przyznam szczerze, że jego drugą w dorobku płytę - "Some Twist", która ukazała się pod koniec czerwca 2017 - mocno eksploatowałem podczas tegorocznych letnich wakacji. Dlaczego więc już wtedy nie zamieściłem jej opisu na moim blogu? Z tej oto prostej przyczyny, że postanowiłem zrobić sobie od niej dłuższą przerwę, żeby za nią zatęsknić, i powrócić do tego albumu, co też uczyniłem w ostatnich dniach. Chciałem tym samym sprawdzić, czy kompozycje zawarte na "Some Twist" wciąż robią na mnie wrażenie. Ostatecznie upływający czas najlepiej weryfikuje nasze oceny estetyczne.

Michael Nau ma tę rzadko spotykaną cechę, że w umiejętny sposób potrafi zestawić obok siebie i połączyć w gustowną całość elementy różnych  gatunków. W jego kompozycjach nie brakuje odwołań do indie-popu, folku, dream-popu, a także do psychodelii lat 70-tych. Po raz kolejny słuchając album "Some Twist" nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Nau miał na każdy utwór oddzielny pomysł. I to właśnie, oprócz urokliwych melodii, największa wartość tej płyty. Artysta z Maryland co chwila zaskakuje intrygującymi rozwiązaniami na poziomie aranżacji. Po prostu w  towarzystwie jego kompozycji nie sposób się nudzić.
Michael Nau długimi fragmentami proponuje senny indie-pop, leniwie snujące się piosenki, od których z każdą upływającą minutą coraz trudniej się uwolnić. Jest coś w tej muzyce, pewna specyficzna aura, sugestywny klimat, który zabiera skojarzenia słuchacza w stronę z wolna kończącego się letniego dnia oraz... hamaka, rozwieszonego pomiędzy drzewami, który kołysze się niespiesznie w rytm kolejnych piosenek. Akustyczna gitara, niby to przypadkiem i jakby od niechcenia muśnięte klawisze fortepianu, rozmazany refleks światła elektronicznego efektu, użyty z rozmysłem i w odpowiednim momencie, puszysty obłok basu oraz charakterystyczny głos, który podaje kolejne fragmenty tekstu, wszystko to razem tworzy barwny muzyczny krajobraz.
Tak się złożyło, że w międzyczasie, który upłynął od mojego ostatniego kontaktu z twórczością Michaela Nau, artysta wydał epkę zatytułowaną "The Load" (wrzesień 2017), która wyraźnie pokazuje, że Nau wciąż jest w dobrej formie. To właśnie z tej epki pochodzi znakomity utwór "Diamond Anyway", którego słucham i słucham.... Po prostu wyborna kompozycja!!
(nota 7.5/10) 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz