wtorek, 11 lipca 2017

THIS IS THE KIT - "MOONSHINE FREEZE" (Rough Trade Records) "Przełomowa płyta..."




   Tak to czasem bywa, że zespół, który od kilkunastu lat istnieje na scenie muzycznej, regularnie wydaje płyty, nagle nagrywa album, który znacząco różni się od pozostałych. Album, który można określić terminem "przełomowy". Oczywiście nie oznacza to, że następne dokonania grupy będą już tylko bardzo dobre lub wybitne. Historia muzyki zna zbyt wiele przypadków, kiedy zespół czy artysta po wydaniu wspaniałej płyty później już nie potrafił utrzymać podobnego poziomu. Przyszłość jest w tym punkcie nieubłagana i wyjątkowo konsekwentna, na szczęście wciąż pozostaje nieprzewidywalna.
Taki przełomowy w dorobku artysty album oznacza przede wszystkim, że zaszła zmiana w myśleniu o dźwięku. Przy okazji takiego wydawnictwa możemy snuć przypuszczenia, że twórcy dojrzeli lub zmienili swoje podejście. Nierzadko ważnej w dyskografii płycie towarzyszy zmiana wytwórni - tak, jak to było w przypadku THIS IS THE KIT - oraz pojawianie się nowego producenta, który potrafi coś podpowiedzieć, zasugerować, wskazać lub odkryć całkiem inne brzmienie zespołu. Owo, tak często podkreślane na łamach tego bloga, charakterystyczne brzmienie, to coś, do czego niekiedy dochodzi się z upływem lat, w trakcie rozwoju artystycznego. Niektórzy godni zapamiętania twórcy otrzymują ten szczególny dar od matki natury lub w spadku po niemniej utalentowanych przodkach, i od pierwszych utworów przykuwają uwagę czymś wyjątkowym. Przystawiają do swoich dzieł własny stempel jakości.

Nie wiem, czy formacja THIS IS THE KIT nagrała album przełomowy, to będziemy mogli ocenić dopiero z perspektywy czasu. Wiem za to, że "MOONSHINE FREEZE" jest bardzo dobrą płytą, w mojej ocenie dużo lepszą niż pozostałe. Z przyjemnością wysłuchałem najnowszych nagrań wokalistki Kate Stables oraz jej załogi. Do wydania tego krążka zespół w moim odczuciu nie wyróżniał się niczym szczególnym, spośród wielu grup, radzących sobie lepiej lub gorzej na scenie indie-folk. Dobry smak - to kolejne określenie, który pojawiło się przy okazji obcowania z tym albumem. Poszczególne kompozycje są zaiste smaczne lub smakowite, a dania, które serwuje w kolejnych odsłonach ostatniego krążka angielski zespół, mniej lub bardziej wykwintne. Nie trzeba być wielkim znawcą tego gatunku, żeby docenić starania i wkład pracy, którą włożono w stworzenie charakterystycznej aury. A wszystko po to, żeby zaintrygować słuchacza i przyciągnąć jego uwagę na dłużej, niż tradycyjne w wielu przypadkach pięć, dziesięć, czy piętnaście minut.
W poszczególnych kompozycjach na drugim czy na trzecim planie dzieje się coś, co zdecydowanie je ubogaca. W odpowiednich chwilach rozbrzmiewają, dodając tym samym kolejnych barw, skrzypce, altówka, flet, saksofon, trąbka oraz banjo. Jednak nie ma na płycie "MOONSHINE FREEZE" przerostu formy nad treścią, czy tak często spotykanego "przeprodukowania". Wszelkie środki stylistyczne zostały użyte z rozmysłem i w odpowiednim proporcjach. Zdaje się, że wyjątkowo dobry duch czuwał nad muzykami w trakcie sesji w studio nagraniowym. (Może to obecność Johna Parisha albo Aarona Dessnera z The National, który uczestniczył w pracach nad sześcioma z jedenastu  utworów).
Krążek otwiera kompozycja "Bullet Proof", która urzeka śliczną linią melodyczną, aranżacją oraz wykonaniem. To właśnie do takich piosenek potem wraca się i wraca. To właśnie takie pełne magicznego uroku melodie potrafią chodzić za nami dzień po dniu. Gitara i solo saksofon, echa dokonań Vashti Bunyan i Howarda Gelba - oto skojarzenia z utworem "Hotter Colder". Moja ulubiona piosenka ukrywa się pod indeksem 3. To tytułowy "Moonshine Freeze" - sugestywne połączenie melodyki spod znaku Stereolab, z rytmiką, którą można odnaleźć na płytach Sama Prekopa lub Can. Kate Stables śpiewa prosto, nie stosuje ozdobników, a w tej piosence, w wersji płytowej jej głos jest bardzo blisko słuchacza, jakby znacznie bliżej mikrofonu, niż na teledysku. W "Solid Grease" pianista pod koniec pozwolił sobie na swobodną improwizację. I myślę sobie, że jest to bardzo dobry kierunek dla dalszego rozwoju tej sympatycznej grupy.
(nota 7-8/10)


Poniżej zamieszczam mój ulubiony i tytułowy utwór z płyty "MOONSHINE FREEZE" oraz udany cover piosenki Francoise and the Atlas Mountains - "Les Plus Beaux" - który znalazł się na epce "Rusty and Got Dusty" wydanej w ubiegłym roku.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz