sobota, 19 kwietnia 2025

MIEN - "MIIEN" (Fuzz Club Records) "Pozdrowienia z Austin"

 

   W latach osiemdziesiątych muzyka była niezwykle istotna, stanowiła sens życia, bardzo jednoczyła. To był kod porozumiewania się: czego słuchasz. W ten sposób się poznawaliśmy. Słuchało się ekstremalnie dużo, intensywnie. Wracałem ze szkoły, włączałem magnetofon i do godziny dwudziestej drugiej non stop grała muzyka. Dzień w dzień " - to wspomnienia Jacka Buhla, członka jednej z najlepszych polskich grup - Variete - zawarte w ciekawej książce Rafała Księżyka  - "Fala.  Rok 1984 i polski postpunk".

Nie pamiętam zbyt dobrze lat 80-tych, ale mógłbym dokładnie to samo powiedzieć o dekadzie lat dziewięćdziesiątych. Obecnie nie słucham płyt z taką intensywnością, jak to czyniłem będąc nastolatkiem. Jednak staram się pielęgnować w sobie ciekawość tego, co dzieje się na tak zwanym rynku muzycznym. Może także dzięki temu dotarłem do bardzo udanej płyty "Mien - "MIIEN", która ukazała się wczoraj i przyniosła ze sobą sporo świeżego wiosennego powietrza.





O supergrupie - jak nazywają formacje MIEN niektórzy dziennikarze - wspomniałem już kilka tygodni temu. Zaprezentowałem wtedy perfekcyjnego singla - "Evil People", który promował to wydawnictwo. Tak się złożyło, że ta piosenka otwiera album "MIIEN", i chcąc nie chcąc, ustawia poprzeczkę oczekiwań. Przyznam, że moje pragnienia związane z wydaną wczoraj płytą MIEN, były mocno rozbudzone, ale dzięki staraniom członków grupy sporo mglistych wyobrażeń zostało wreszcie urzeczywistnionych. Muzyka zespołu emanuje jakąś pierwotną energią, której mogą im pozazdrościć inne formacje nieudolnie i bezskutecznie szukające w hałaśliwym i energetycznym graniu rozpoznawalnego środka wyrazu. Być może wynika to z faktu, że członkowie amerykańsko-kanadyjskiej załogi są świetnymi rzemieślnikami, bardzo dobrze opanowali grę na instrumentach, niczego nie muszą ukrywać lub maskować. Lata praktyki sprawiły, że nawiązały się pomiędzy nimi więzi empatycznego porozumienia.

Lata praktyki odbytej, dodajmy, w swoich macierzystych formacjach: The Black Angeles, Golden Dawn Arkestra, Elephant Stone i recenzowanej jakiś czas temu na łamach bloga grupie The Earlies, w której wyżywa się artystycznie John Mark Lapham, odpowiedzialny w zespole MIEN za brzmienie i subtelne elektroniczne dodatki.

Pomysł powstania grupy MIEN zrodził się w 2004 roku, podczas festiwalu w Austin. Wtedy to Rihsi Dhir ( z Elephant Stone) spotkał i zamienił kilka słów z wokalistą The Black Angles - Alexem Maasą. Do wciąż bardziej hipotetycznego niż realnego składu szybko dołączył wspomniany wcześniej John Mark Lapham, który od razu zaproponował taką oto wizję zespołu: "Wyobraź sobie Black Angeles jako Nico w jej industrialnej fazie z lat 80-tych, w połączeniu z Georgem Harrisonem i Conny Plank".





Co z tych zapowiedzi wyszło, mogliśmy przekonać się w 2018 roku, słuchając udanego debiutu, zatytułowanego "Mien", który odnotowali nielicznie recenzenci. Na tym albumie psychodeliczno-rockowe tony zawierały tu i ówdzie zgrabnie wplecione wschodnie akcenty. Na pokładzie studia nagraniowego znalazł się sitar, stąd też niektóre momenty mogły skojarzyć się z dawnymi dokonaniami grupy Kula Shaker.

Trzeba przyznać, że przy okazji najnowszego albumu "MIIEN, zespół rozwinął skrzydła. "To proces organiczny - twierdzi Rishi Dihr. - Prosty pomysł może stać się czymś monumentalnym, gdyż każdy z nas nada mu własny charakter". 

Rzeczywiście wiele prostych pomysłów na wydanej wczoraj płycie udało się zgrabnie rozbudować. Grupa MIEN jest jedną z tych nielicznych, która mogłaby z powodzeniem zagęścić narrację, wykorzystać jeszcze więcej środków stylistycznych, rozmaitych produkcyjnych dodatków, sampli, zniekształceń, przetworzeń, itd.,...  i mało kto stwierdziłby, że tym razem to mocno przesadzili. Warto podkreślić, jak świetnie w tej estetyce sprawdza się charakterystyczny głos Alexa Maasa. Można bez cienia przesady rzec, że został stworzony do tego typu twórczości. John Mark Lapham nie byłby sobą, gdyby od czasu do czasu nie przepuściłby tej wokalizy przez różne efekty - pogłosy, modyfikacje, chórek itd. W "Silent Golden", "Tungsten", "Morning Echo", panowie zbliżyli się do rejonów, które na dwóch pierwszych płytach z powodzeniem eksplorowała niegdyś formacja Regular Fries. Świetny "Mirror" mógłby zostać kolejnym singlem promującym to wydawnictwo.

Niestety nie udało się uniknąć kilku słabszych momentów. Nie są ta poważne mielizny, ot, drobne kałuże, które można przy okazji kolejnych przesłuchań rozmyślnie pominąć. Fragmenty takie jak: "Tungsten" czy "Knocking On Your Door" na kolorowym tle pozostałej reszty wypadały bezbarwnie albo blado. Dla kontrastu, gdyż album "MIIEN" jest dobrze zbilansowany, utrzymany w zróżnicowanym tempie oraz ekspresji, są także jaśniejsze punkty, gdzie grupa pokazuje w pełni swoje możliwości, to: "Slipping Away" i wieńczący dzieło "Morning Echo".

(nota 7.5/10)

 



Całkiem możliwe, że grupa Beirut najlepsze lata ma już poza sobą. Jednak nie przeszkadza to w publikowaniu płyt. Najnowsza ukazała się wczoraj, zawiera aż 18 utworów. Oto jeden z nich.




Również w dniu wczorajszym ukazał się nowy album piosenkarki z Brooklynu - Avery Friedman, zatytułowany "New Thing". Wybrałem z niego tytułowy utwór.




Kolejna artystka to basista i wiolonczelistka z deszczowego Seattle - Elleanor Barber. Pod koniec marca ukazała się jej płyta Qllella - "Antifragile".




Przeniesiemy się do Berlina, gdzie działa zespół TWINS, który 23 maja opublikuje nowe wydawnictwo zatytułowane "Healing Dreams".







Grupa Divide And Dissolve pochodzi z Melbourne i wczoraj opublikowała płytę zatytułowaną "Insatiable". Wybrałem z niej taki oto rozkoszny fragment.





Dla równowagi dobrze mieć jakiś francuski akcent. Nieźle nam znana grupa Francoise And Atlas Mountains połączyła siły w jednym singlu z Cassandrą Jenkins. Oto on.




Zajrzymy do Manchesteru, gdzie rezyduje Tasmin Stephens, która wraz z kolegami ukrywa się pod szyldem TTSSFU. Oto fragment z jej najnowszej płyty.




MISS TYGODNIA - nie mogło być inaczej, skoro jedna z moich ulubionych grup w ostatnim czasie zapowiada wydanie płyty - stali Czytelnicy dobrze pamiętają wspaniały album "WAIT FOR ME", nowi zawsze mogą sięgnąć do recenzji zamieszczonej na blogu. Ta najnowsza propozycja grupy SNOWPOET, bo o niej mowa, ukaże się 23 maja i będzie nosić tytuł "Heartstrings". Właśnie pojawił się uroczy singiel, który promuje to wydawnictwo. Przywitajcie go ciepło.




W "KĄCIKU IMPROWIZOWANYM"  - spotkanie trębacza i saksofonisty. Daniel Carter oraz Ayumi Ishito, album "Endless Season".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz