Modliszka jaka jest każdy widzi. Ta o nazwie "Orchid Mantis" oznacza modliszkę kwiatu orchidei, którą można spotkać, kiedy wybierzemy się na wyprawę po lasach tropikalnych Azji Południowo-Wschodniej. Jak podają źródła: "Kilka gatunków wyewoluowało tak, żeby naśladować kwiaty orchidei, jako strategię polowania i kamuflażu. (...) Wiadomo, że potrafią schwytać swoją zdobycz z oślepiającą prędkością". Muzyka projektu Orchid Mantis również rozwija się powoli jak kwiat, łagodnie się kołysze, pozornie usypia - "samice kołyszą się na boki naśladując podmuchy wiatru, są ponad o połowę większe od samców". Za tym projektem ukrywa się jeden człowiek, mieszkaniec Atlanty - Thomas Howard, który pojawiał się już w dodatkach na blogu. Wczoraj ukazała się jego najnowsza całkiem udana propozycja zatytułowana "Possession Pact". Nadarzyła się więc dobra okazja, żeby nieco bliżej przyjrzeć się temu artyście.
Piosenki, która rozbrzmiała powyżej, nie znajdziecie na wydanej wczoraj płycie. Chciałem pokazać, że Howard całkiem nieźle radzi sobie również w tej estetyce. Choć nie zawsze tak było. Początki artysty zabierają nas do jego sypialni i szeroko pojętego gatunku bedroom-pop, który Thomas Howard postanowił rozwijać, bawiąc się na łóżku programem muzycznym w laptopie. Przy tej okazji odkrywał także uroki sceny lo-fi. Wielu z jej przedstawicieli nagrywało kompozycje na boomboxach, starych magnetofonach kasetowych, itd. W piwnicy rodzinnego domu Howard zgromadził więc trochę starego sprzętu - samplery, syntezatory (również zabawki przeznaczone dla dzieci), gitary i magnetofon czterościeżkowy. Z czasem doszły do tego nagrania terenowe, których fragmenty wykorzystywał w swoich pierwszych kolażach dźwiękowych. Od tego momentu upłynęło jedenaście lat, w trakcie trwania których artysta z Atlanty rozwinął swój warsztat.
"Kiedy zaczynałem pisać piosenki nie czułem się zbyt pewnie w tworzeniu melodii, opowiadaniu historii itd. Skupiałem się więc na elemencie sugestywnym - starałem się, żeby moja muzyka przypominała stare wspomnienia lub próbowałem komponować mając na uwadze konkretne miejsce, które sobie wizualizowałem".
Nieliczni recenzenci, którzy zdołali zetknąć się z twórczością Orchid Mantis, w dużej mierze autorzy amerykańskich blogów, w swoich próbach uchwycenia charakteru kompozycji Howarda, często przywołują termin "nostalgia". Ta ostatnia rzeczywiście jest wyraźnie wyczuwalna i obecna w poszczególnych odsłonach. Wynika ona bardziej ze stanu mentalnego autora, sposobu postrzegania rzeczywistości, niż artystycznego założenia, funkcjonującego na zasadzie dogmatu.
"Nigdy nie zamierzałem pisać "nostalgicznych piosenek". Jeśli już, to po prostu staram się tworzyć piosenki, które są piękne. Nostalgia jest zawsze słodko-gorzka, więc jest zwykle smutno piękna".
Thomas Howard w ostatnim czasie zainteresował się gatunkiem slowcore. Słuchał dużo starych płyt takich grup jak: Codeine, Low czy Bedhead. Znalazło to bezpośrednie przełożenie na kompozycje zawarte na wydanym wczoraj albumie zatytułowanym "Possession Pact". Powstał zestaw dwunastu analogowych relikwii, utrzymanych w manierze slowcore, inspirowanych starymi filmami, dawnymi fotografiami itp.
Płyta "Possession Pact" brzmi jak jedna kompozycja w kilku odsłonach, zarówno tych wypełnionych tekstem, jak i w przebiegach instrumentalnych. Przypomina niespieszne wariacje na temat, ponawianą wciąż na nowo próbę uchwycenia specyfiki konkretnego obiektu w paru sugestywnych ujęciach. Dominuje brzmienie gitary, powolne tempo, ramy gatunkowe do czegoś zobowiązują, mikro zmiany tonacji. Z pewnością tego materiału trzeba wysłuchać w całości, żeby w pełni poczuć ten przywoływany wcześniej nostalgiczny nastrój.
Niektóre fragmenty mają coś z atmosfery nagrań grupy Low, w innych momentach mogą przypomnieć się dokonania recenzowanej na łamach bloga formacji Zelienople. Ta ostatnia nieco więcej uwagi przykłada do brzmienia, dlatego ich nagrania wydają się być głębsze, szlachetniejsze, także pełniejsze i bardziej nasycone treścią. W przypadku Orchid Mantis mamy do czynienia z czarno-białą fotografią; przy tej okazji warto wspomnieć, że nieco mogą drażnić dość jałowe takty perkusji. Na koniec dodam ciekawostkę, że album "Possession Pact" ukazał się w oficynie "Start-track.com", która ma siedzibę w... Bratysławie.
(NOTA 7-7.5/10)
Miasto Galaway (Irlandia) i Maria Somerville, która wczoraj w oficynie 4AD opublikowała album "Luster". Długimi fragmentami brzmienie przypomina dawnych reprezentantów tej wytwórni. A krytycy wyjątkowo zgodnie bardzo pochwalili ten materiał.
Szybka wizyta w Cleveland przyniesie spotkanie z Kennym Hooplą, który jak sam przyznaje, nasłuchał się płyt Sonic Youth i grupy Ride. Oto, co powstało z tych inspiracji.
Miasto Tulsa (stan Oklahoma), zespół Broncho, który wczoraj opublikował album "Natural Pleasure". Ten ostatni został skrytykowany przez recenzenta Pitchfork, dlatego... postanowiłem zajrzeć do tej płyty. Trzeba przyznać, że im dalej w las, tym jest coraz gorzej. Ale... są również intrygujące momenty. Chociażby takie cudeńko!
W naszym wiosennym zestawie nie może zabraknąć Elinor Blake (Kalifornia), która ukrywa się pod jakże adekwatnym do pory roku pseudonimem April March. Oto jej nowy singiel.
Indie-folkowy duetu z Bristolu, czyli NANTUA, dopiero rozpoczyna swoją muzyczną przygodę. Kilka dni temu opublikowali taki urokliwy singiel.
O zespole Floating Clouds wiadomo niewiele, poza tym, że wczoraj wydał całkiem udaną płytę zatytułowaną "With Shared Memory". Oto, jak się rozpoczyna to wydawnictwo.
W podobnym nastroju utrzymane jest najnowsze wydawnictwo "Fools Errand", zespołu Sunflecks, którym dowodzi Forrest Meyer z miasta Bellingham. Moja ulubiona piosenka.
Cóż, że ze Szwecji, czyli jeden z moich ulubionych męskich głosów ostatnich lat - Thomas Feiner oraz jego najnowszy singiel.
Przed nami jeden z moich ulubionych artystów, David Sylvian, oraz jego najnowsza propozycja - opublikowane trzy dni temu demo pochodzi z 2011 roku. Ps. Gorące podziękowanie dla Huberta, za czujność, i podesłanie linka do tej kompozycji.
MISSS TYGODNIA - bardzo lubię takie właśnie urokliwe miniatury, które zwykle gdzieś przepadają, gdyż nikt nie zwraca na nie uwagi. Przed Wami artysta z Londynu, który przybrał pseudonim KILU, i niedawno podzielił się taką oto piosenką. Aż prosiło się, żeby jednak nieco wydłużyć ten ostatni kluczowy fragment. Może następnym razem...
KĄCIK IMPROWIZOWANY - zawita dziś do Monachium, gdzie spotkał się międzynarodowy skład, z Tony Lakatosem, węgierskim saksofonistą, który przyjął dźwięczną nazwę WEB WEB i wczoraj opublikował album zatytułowany ""Plexus Plexus".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz