Jak słusznie zauważył Jan Sowa w swojej sztandarowej pracy "Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą", "nostalgia" to zgrabne połączenie dwóch greckich słów, nostos - powrót do domu i "algia" (ból), tęsknota, na przykład za krajem ojczystym, za czymś, co minęło, za konkretnym miejscem lub momentem w historii albo za osobą. "W nostalgii dochodzi do szczególnego rodzaju synestezji: czas przejmuje właściwości przestrzeni i tęskniący podmiot uzyskuje zdolność poruszania się w nim w dowolnym kierunku, podobną do możliwości swobodnego przemieszczenia się w trzech wymiarach przestrzeni".
To zjawisko całkiem nieźle tłumaczy fakt popularności wielu grup muzycznych, które na scenie funkcjonują z powodzeniem od wielu dekad, mając za sobą szacunek i oddanie rzeszy wiernych fanów. Podobnie jest z grupą The Cure, czego wymownym potwierdzeniem niech będą mniej lub bardziej emocjonalne wpisy zamieszczone w popularnym serwisie muzycznym, jako komentarze pod ich najnowszymi piosenkami. Wpisy, dodajmy na marginesie, pochodzące niemal z każdego zakątka ziemskiego globu.
"Mam 56 lat i płakałam jak dziecko. Czuje się, jakbym wracała DO DOMU"... "Mam 51 lat, czekałem na ten dzień szesnaście lat. Teraz czuję, jakbym znów miał szesnaście lat"... "Siedzę tutaj w wieku 53 lat. Płaczę, jak wspaniale brzmi Robert Smith i jego zespół. Zastanawiam się, gdzie uciekł mi ten czas"... "Mam 46 lat. To nagranie przeniosło mnie z powrotem do tych dni pełnych nadziei, kiedy miałem osiemnaście, dziewiętnaście lat. Mój kraj był wtedy piękniejszy. Nasze życie było lepsze. Teraz jestem w miejscu, gdzie moje marzenia nie są już tak prawdziwe. Ta piosenka jest jak PRZYJACIEL Z PRZESZŁOŚCI"... "Siedzę przed domem w samochodzie i słucham tej piosenki nocą. To absurdalne, jak wiele w tym tekście jest o mnie. Moja żona zostawiła mnie dwa miesiące temu i nie mogłem nic na to poradzić. Ta piosenka pojawiła się w sama porę."... "To niesamowite. To tak, jakby zespół nigdy nie zrobił sobie przerwy. Tak wiele innych grup, które wciąż istnieją, zmieniło się na przestrzeni lat, a tutaj wciąż mam ten sam klasyczny dźwięk The Cure z naszej młodości"... "Kurczę, nawet nie wiem co powiedzieć... The Cure wyciągnęło mnie z kilku głębokich depresyjnych momentów w moim życiu. Właśnie wtedy, gdy myślałem, że nie mogę dalej... The Cure staje się moim "cure". Modlę się o ich kolejną wizytę w Perth"...
Te szczere i pełne emocji wpisy wiele tłumaczą, prawda? W piosenkach zespołu The Cure również znajdziemy mnóstwo emocji, wyrażanych lepiej lub nieco gorzej przez jego lidera. Kiedy słyszymy, że ich autor tęskni, czuje się samotny lub porzucony, przeżywa gorsze dni, znalazł się na kolejnym życiowym zakręcie - możemy odnieść wrażenie, że jest człowiekiem z krwi i kości, że poniekąd jest jednym z nas. Tym samym, że ma na tyle determinacji, talentu oraz odwagi, żeby wyrazić także nasze lęki, obawy, przemyślenia, odczucia, stany emocjonalne itd.
Kiedy ponad czterdzieści lat temu, w jednym z pamiętnych wersów, Robert Smith wspominał: "To bez znaczenia, skoro i tak wszyscy umrzemy", chyba nie przypuszczał, że nadchodzące lata tak boleśnie go doświadczą. Wszystkie te zwiewne metafory, zgrabne frazy, pochodzące z okresu dwóch znakomitych albumów "Faith" (1981) oraz "Pornography" (1982), intonowane później przez fanów lub wykrzykiwane w zbiorowej ekstazie podczas koncertów, były w tamtym okresie dla brytyjskiego wokalisty czymś na kształt mglistych przypuszczeń lub niejasnych wyobrażeń. "Wcześniej pisałem o rzeczach, które sądziłem, że rozumiem. Teraz wiem, że je rozumiem" - oświadczył niedawno w jednym z wywiadów.
Tym razem za tekstami zamieszczonymi na opublikowanym wczoraj albumie "Songs Of A Lost World" stoją realne i osobiste, bolesne doświadczenia. W ostatnim czasie Robert Smith pożegnał ojca, matkę oraz brata. Wydaje się, że egzystencjalne lęki młodego człowieka wyrażane czterdzieści lat temu znalazły przykre urzeczywistnienie lub potwierdzenie. W tym kontekście nie mogą specjalnie dziwić takie oto wersy zamieszczone w piosence "End Song" - "Wszystko odeszło. Nie pozostało nic z tego, co kochałem".
Najnowsza propozycja grupy The Cure - "Songs Of A Lost World" początkowo miała liczyć trzynaście kompozycji. Jednak zamiast dwupłytowego wydawnictwa dostajemy krążek zawierający osiem utworów. I to bez mojego ulubionego, jednego z najlepszych w ciągu ostatnich kilku dekad - "It Can Never Be The Same". Jak to możliwe? Przecież ta piosenka tak wspaniale wpisałaby się w dość ponury nastrój najnowszej propozycji brytyjskiej formacji. Jeden z dziennikarzy zaciekawiony tym faktem, zapytał wprost Robert Smitha, o powód takiego stanu rzeczy. Ten ostatni odpowiedział w typowy dla siebie sposób. "Ach, no tak... Graliśmy ten numer od dłuższego czasu. Wydawał się być już znany i stary".
Tak czy inaczej, muzyka zawarta na albumie "Songs Of A Lost World", za którym stoi ponoć mnóstwo porzuconych sesji nagraniowych, wydaje się dość surowa, oszczędna, żeby nie powiedzieć ascetyczna, na podobieństwo brzmienia, które charakteryzowało dwie wspomniane już dziś płyty: "Faith" oraz "Pornography". Podstawowa różnica jest taka, że czterdzieści lat temu młody brytyjski muzyk poruszał się niepewnie po nieznanym terytorium, podczas gdy obecnie z premedytacją wykorzystuje stare sprawdzone chwyty, żeby uzyskać pożądany efekt. Nie powtórzyłbym za jednym z recenzentów, który stwierdził, że : "Gitary dzwonią jak w dniach chwały wytwórni 4AD". Te ostanie raczej odzywają się miarowo i bez niepotrzebnych w tym układzie fajerwerków, zaprzęgnięte do żmudnej pracy, w celu podtrzymania specyficznego nastroju.
Nie mogło być inaczej, skoro warstwa tekstowa tym razem dotyczy straty, żalu, rozmaitych zakończeń. Raz po raz brzmienie odrobinę się zagęści, jak w "Drone:NoDrone" lub w znakomitym, moim cichym faworycie - "Warsong". Najważniejsza wiadomość jest taka, że tym razem brytyjskiej załodze udało się uniknąć poważnych mielizn. Również głos Roberta Smitha, w najlepszych momentach, o dziwo, brzmi tak dobrze jak przed laty. Myślę, że nie ma większego sensu porównywanie wczoraj wydanej płyty do znakomitego, ikonicznego albumu "Disintegration" - to była inna epoka muzyczna, a różnice w podejściu do materii dźwiękowej widoczne są gołym okiem. Wydaje się, że najnowsze wydawnictwo formacji The Cure jest udaną propozycją na obecne czasy i na miarę aktualnych możliwości jednak mocno już wiekowej grupy.
Na okładce płyty widnieje rzeźba autorstwa Janeza Pirnata, który zmarł był dokładnie w tym dniu, kiedy Robert Smith odnalazł do niego kontakt. Całość wyprodukował i zmiksował Paul Corkett, ten sam, który współpracował z grupą przy okazji wydawnictwa "Bloodflowers".
Nie wiem, czy będę często wracał do tej płyty. Muzycznie chyba dziś jestem w zupełnie innym miejscu. Odbieram ostatni album The Cure, zgodnie z dzisiejszym wstępem, przede wszystkim przez filtr nostalgii. Raczej pozostawię rozmowę z przyjacielem z dawnych lat na specjalne okazje. Na koniec zdanie, które świetnie podsumuje wczoraj opublikowane wydawnictwo. Jego autorem jest dziennikarz "Rolling Stone", który trafnie napisał: "I tak oto wyimaginowany chłopiec stał się zmaltretowanym rzeczywistością mężczyzną".
(nota 7.5/10)
Na początek strefy "Dodatki..." coś w stylu dawnego The Cure, czyli grupa z Chicago - Humdrum i fragment z ich wydanej przed dwoma tygodniami płyty "Every Heaven".
Do brzmienia The Cure nawiązuje również artysta z Berlina - Curses, płyta zatytułowana "Another Heaven" ukazała się przed tygodniem.
Kolejna artystka reprezentuje Kanadę, miasto Toronto - Tess Parks. Również przed tygodniem ukazała się jej płyta zatytułowana "Pomegranate". Oto mój ulubiony fragment.
Przeniesiemy się do Francji, gdzie trójka przyjaciół tworzy grupę Sinaive. W ubiegłym tygodniu opublikowali album "Pop Moderne". Ps. Martin Heidegger byłyby dumny, widząc taki tytuł piosenki "Dasein...".
HOO, czyli grupa złożona z byłych muzyków takich grup jak: Chapterhouse, Mojave 3 i Slowdive, przed tygodniem wydała nowy album zatytułowany po prostu "III". Wybrałem taką oto piosenkę.
Z Vermont pochodzi artysta Lutalo Jones, który pod koniec września opublikował wydawnictwo zatytułowane "The Academy". Tak wspaniale się rozpoczyna!!
Przed Wami szybka podróż do kluczowego stanu w najbliższych wyborach, czyli do Pensylwanii, miasto Pittsburgh reprezentuje grupa Colatura. Oto "Piosenka Tygodnia".
Klawiszowiec i kompozytor Surya Botofasina reprezentuje miasto Nowy York, wraz z kolegami i koleżanką przed dwoma tygodniami opublikował album zatytułowany "Ashram Sun".
"Kompozycja Tygodnia" w krainie muzyki improwizowanej należy do brytyjskiej grupy Work Money Death. 22 listopada opublikują nowy album zatytułowany "People Of The Fast Flowing River". Przyznam, że niecierpliwie czekam na to wydawnictwo.
Mimo, że nowa płyta cure podoba mi się, nie wywołuje u mnie już takich emocji, jak właściwie każda do Disintegration. Minęło wiele lat i u mnie „w głowie” też się pozmieniało. 😊 Gratuluję recenzującemu bardzo ciekawego bloga. Od dzisiaj z niecierpliwością będę czekać na nowe wpisy. Chciałem skomentować przez konto google, ale ta opcja jest niaktywna
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje, serdecznie Witam nowego GOŚCIA na pokładzie.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, dzięki. O blogu dowiedziałem się dziś z komentarzy na Polifonii. Będę zaglądał i trzymał kciuki bo mało jest dobrych blogów muzycznych a potrzeby duże 😉. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Do tej pory pisały do mnie głównie piękne panie... Zapraszam również do korzystania z bogatego archiwum
OdpowiedzUsuńNo, udało się zalogować, już nie muszę być anonimowy…. Ile tu jest recenzji i to jak ciekawie napisanych, jak to możliwe, że ten blog się przede mną uchował! Nawet znalazłem polecaną książkę do czytania (Ian McEwan - Lekcje - już zamówiłem). Dobra muzyka, lektura i film, cóż więcej trzeba :) Wracając do Cure, z tego co mówi wokalista, w następnym roku ma się już pojawić nowa płyta. P. S. Nie pogniewam się, jak autor bloga przy okazji recenzji płyt „rzuci” tytułem jakiejś ciekawej książki.
OdpowiedzUsuńCałkiem możliwe, że gdzieś w odmętach sieci kryją się jeszcze ciekawe blogi, choć... te są w odwrocie, starsi nie mają zbyt wiele czasu, żeby pisać, a młodzież,... cóż to zupełnie inne pokolenie, w odmienny sposób obcują z muzyką... Co do książek, obiecuję, że pod koniec roku zrobię zestawienie moich ulubionych lektur, rok jeszcze się skończył. Będzie to oczywiście mocno subiektywny zestaw, każdy ma własny gust, upodobania, wrażliwość itd. Oczywiście czasem można kogoś zainspirować
OdpowiedzUsuń