sobota, 30 września 2023

BLONDE REDHEAD - "SIT DOWN FOR DINNER" (Section 1) "Najlepsze na świecie są truskawki w bitej śmietanie"

 

      "Kiedy opłakujemy to, co straciliśmy, zarazem opłakujemy samych siebie. Jakimi byliśmy. Jakimi już nie jesteśmy. To, że pewnego dnia nie będzie nas wcale (...). Życie zmienia się szybko. Życie zmienia się w jednej chwili. Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, kończy się" - napisała Joan Didion w "Roku magicznego myślenia". Amerykańska dziennikarka zawarła w tej książce refleksje dotyczące śmierci oraz próby pogodzenia się ze stratą, w tym przypadku jej męża, pisarza, krytyka literackiego i scenarzysty filmowego - Johna Gregory Dunne'a, z którym przeżyła czterdzieści lat ( mężczyzna zmarł na atak serca właśnie podczas kolacji). Ta intymna i długimi fragmentami poruszająca opowieść spodobała się tak bardzo Kazu Makino - wokalistce grupy Blonde Redhead, że postanowiła wykorzystać cytat z niej - "Sit Down For Dinner" - jako tytuł najnowszej płyty.



Z obozu amerykańskiego tria Bloonde Redhead od dawna nie docierały do nas żadne wieści, poza tymi, że wokalistka Kazu Makino znów posprzeczała się z braćmi Amadeo i Simone Pace, a zespół po raz kolejny zawiesił działalność. Do sprzeczek między członkami grupy dochodziło niemal od samego początku, kiedy to dwójka absolwentów jazzu na prestiżowej Barklee College Of Music (Boston), we włoskiej restauracji spotkała studentkę z Japonii, która próbowała w Nowym Yorku znaleźć dla siebie miejsce. To mniej więcej wtedy, na początku lat dziewięćdziesiątych, zrodził się pomysł założenia wspólnego zespołu. Pierwsze różnice zdań dotyczyły tego, jaki gatunek owa grupa miałaby grać. Z racji wykształcenia Amadeo Pace'a ciągnęło w stronę jazzu, jego brat bliźniak Simone upodobał sobie w tamtym okresie muzykę brazylijską, a niepokorna Kazu Makino zmierzała w kierunku alternatywnych brzmień, chociażby w stylu jej ulubionego The Velvet Underground czy Sonic Youth. Powiadają, że sztuka kompromisu jest jedną z najtrudniejszych sztuk. Przekonał się o tym dobitnie Amadeo Pace, który musiał zrezygnować z jazzowych funkcji oraz improwizowanych fragmentów, na rzecz brudnych czy drapieżnych partii gitar, podkreślonych na etapie tworzenia debiutanckiej płyty przez jej producenta Steve'a Shelleya, perkusisty wspomnianej wcześniej grupy Sonic Youth.

Brzmienie formacji Blonde Redhead z upływem lat zmieniało się, z jednej strony wyraźnie łagodniało, z drugiej zaś, poszukiwało głębi wyrazu i stawało się coraz bardziej zbilansowane, czego wymownym potwierdzeniem były zdecydowanie najlepsze albumy w całej dyskografii: wydany w 2004 roku znakomity krążek "Misery Is A Butterfly" oraz "23" opublikowany trzy lata później. Ostatnia płyta "Barragan" (2014) mocno rozczarowała zarówno fanów, jak i krytyków wyjątkowo przychylnie nastawionych do twórczości amerykańskiego tria, gdyż zespół słynął z tego, że ma tak zwaną dobrą prasę.

W między czasie wokalistka Kazu Makino opublikowała własny album "Adult Baby", co było próbą wybicia się na niepodległość, na czym w gruncie rzeczy od dawna zależało charakternej przedstawicielce Kraju Kwitnącej Wiśni. Członkowie Blonde Redhead wiele razem przeszli, także jeśli chodzi o układy interpersonalne - Kazu i Amadeo połączyła relacja intymna, para często sprzeczała się, równie często potrafiła znaleźć, na moment, wspólny język. Doszło do tego, że wszyscy muzycy wchodzący w skład tria wylądowali na kozetce u psychoterapeuty. Ten barwny obraz osobliwych napięć funkcjonujących w tym zestawie personalnym dobrze podsumowuje zdanie Kazu Makino - "Nienawiść i pogarda między nami są tak silne jak miłość".



Nagrania zawarte na wydanej wczoraj płycie "Sit Down for Dinner", zaczęły powstawać tuż przed nastaniem pandemii. Trzeba przyznać, że artyści dobrze wykorzystali czas izolacji, a ten szczególny okres w naszym życiu miał na nich pozytywny wpływ. Słychać to wyraźnie w poszczególnych kompozycjach, które odzyskały dawną lekkość i niekiedy także blask. To brzmienie, wygładzane z płyty na płytę, przy okazji "Sit Down For Dinner" jeszcze bardziej złagodniało. Większość dawnych i typowych dla zespołu indie-rockowych akcentów, umieszczono tutaj w przestrzeni alternatywnego popu. Album stworzono z dużą dbałością o szczegóły. Może również to zasługa realizatorki dźwięku - warto to podkreślić kobiety! - wspomnianej już na łamach tego bloga Heby Kadry. Czuwająca za suwakami konsolety atrakcyjna szatynka (kolor włosów mógł ulec zmianie), ma już na swoim koncie ostatnią płytę Slowdive, współpracę z Beach House, Sufjanem Stevensem, Ryuichim Sakamoto, Deerhunter czy Youth Lagoon. To obecnie jedna z bardziej popularnych i cenionych realizatorek dźwięku, trzeba więc zapamiętać to nazwisko.

Najwięcej ciepłych słów ze strony dziennikarzy spłynęło pod adresem kompozycji "Kiss Her Kiss Her", pewnie dlatego, że najbardziej przypomina dawne dokonania amerykańskiego tria. W podobnym duchu utrzymano singlowe "Before" i "Snowman", które miały przyciągnąć i uspokoić wiernych fanów. Mamy także nieśmiałe zaczątki nowego podejścia, jak w leniwie rozwijanym "Rest Of Her Life", gdzie zgrabnie nałożono partie wokalne czy tytułowym, podzielonym na dwie części "Sit Down For Dinner". Zamiast dociskania pedału efektów gitarowych, w wielu kompozycjach rozbrzmiewają delikatne dźwięki strun gitary akustycznej. Cały ten album inteligentnie rozpięto na pograniczu akustyczno-elektronicznego grania. Płyta ma dość zróżnicowane tempo, choć ulega tendencji do jego dyskretnego zwalniania. Przyznam, że bardzo spodobało mi się to wydawnictwo, może również z tego prostego powodu, że niczego wielkiego nie spodziewałem się po tym zestawie piosenek. Przede wszystkim zachowano lub udało się przywołać dawną melodykę, tak charakterystyczną dla poczynań grupy, rozwijaną przez wiodące wokalizy, eteryczną, cytrynowo-wiśniową Kazu Makino oraz jabłkową Amadeo Pace'a, barwne dodatki, jak doklejone chórki lub ozdobniki, czy głosowe repetycje. Całkiem nieźle można to wychwycić w mojej ulubionej kompozycji "If". Z pewnością jest to "indie-popowe" granie z górnej półki i niewiele płyt w tym gatunku znajdziecie obecnie na podobnym poziomie.

(nota 8/10).

 


Kevin Drew odlicza dni i godziny do listopadowej premiery solowego albumu "Aging". Oto kolejny sympatyczny singiel z tego wydawnictwa.



Przed tygodniem wspomniałem szkocką grupę There Will Be Fireworks, która w listopadzie powróci po dziesięcioletniej przerwie nowym albumem zatytułowanym "Summer Moon". Oto ukazał się nowy singiel z tego wydawnictwa.



Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich i przeniesiemy się do Sheffield, gdzie działa grupa Pale Blue Eyes, która na początku września opublikowała album "This House". Tak kończy się to wydawnictwo.



Nadal Wyspy Brytyjskie, ponieważ formacja The Slow Show pochodzi z Manchesteru. Fragment z ich wydanej niedawno płyty "Subtle Love".



Grupa dowodzona przez wokalistkę Cathy Lucas gościła już na łamach tego bloga. W pierwszy piątek października, czyli już za tydzień, Vanishing Twin opublikują nowy album "Afternoonx", na którym znajdziemy taką oto urokliwą piosenkę.



 Jazzowe trio z Izraela czyli Shalosh również prezentowałem już na łamach bloga. Wczoraj ukazała się ich najnowsza propozycja zatytułowana "Tales Of Utopia".



Jesper Thorn to duński basista, który wraz z Cecilem Strange - saksofon, Markiem Meanem - fortepian, Tobiasem Wihlundem - kornet, i Andreasem Berenittem - skrzypce, opublikował wczoraj płytę zatytułowaną "Dreger".



Na koniec zostawiłem najbardziej smakowity kąsek. Przeniesiemy się w czasie do roku 1980, na płytę perkusisty Clarence'a Petersa i jego kwartetu - "The Magnetic Atmosphere", w składzie - Steve Patts (saksofon), Jean-Jacques Avenel (bas) i J.P. Gauthier (fortepian).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz