sobota, 23 września 2023

S.CAREY & JOHN RAYMOND - "SHADOWLANDS" (Libellule Editions) "Gra cieni"

 

    Sean Carey przez jakiś czas pozostawał w bezpiecznym cieniu, zarówno tym symbolicznym, jak i tym rzeczywistym, kiedy to zasiadał za zestawem perkusyjnym, a przed sobą miał sylwetkę Justina Vernona - wokalisty i lidera grupy Bon Iver. Granie w amerykańskiej formacji było dla niego spełnieniem młodzieńczych  marzeń. Kiedy tylko usłyszał debiutancki album Bon Iver - "For Emma, Forever Ago", tęskne oniryczne piosenki spodobały mu się na tyle, że przez dwa miesiące uczył się ich na pamięć, opracowywał partie wokalne i perkusyjne. W końcu był absolwentem Uniwersytetu Eau Claire, w stanie Winsconsin, właśnie w klasie perkusji. Uzbrojony w taką wiedzę, przekonany o własnych umiejętnościach i bardzo zdeterminowany, tuż po koncercie grupy Bon Iver wybrał się za kulisy, a tam stanął przed obliczem miłościwie panującego Justina Vernona i wyraził pragnienie dołączenia do składu zespołu. Po kilkunastu minutach rozmowy i kilku testach został przyjęty na pokład statku o nazwie Bon Iver.



Pierwszy solowy album - "All We Grow" - Sean Carey opublikował w 2010 roku, nawiązywał w nim stylistycznie do twórczości ulubionego Talk Talk, delikatnych piosenek kolegi po fachu Sufjana Stevensa czy Jose Gonzalesa. Od samego początku stawiał na intymny kontakt ze słuchaczem i kreowanie ciekawie zaaranżowanej przestrzeni. Jego indie-folkowe niespieszne pieśni wypełniał nostalgiczny nastrój kończącego się dnia. Nie trudno było w nich odnaleźć wpływy grupy Bon Iver, szczególnie z początku działalności grupy, przełożone przez wrażliwość artysty i jego sposób rozumienia muzyki. Z tą ostatnią S. Carey obcował od najmłodszych lat, mając w domu rodzinnym kolekcję płyt ojca, który był piosenkarzem i nauczycielem muzyki. Warto w tym miejscu podkreślić filmowy charakter niektórych kompozycji Careya. Nie dziwi więc fakt, że amerykański twórca nagrał także muzykę do serialu "Flacked" oraz do filmu "Only The Brave".  Póki co, w sferze marzeń pozostaje stworzenie ścieżki dźwiękowej do produkcji ulubionego reżysera Wesa Andersona. Carey chętnie pomagał również innym artystą, czy to jako producent, czy muzyk sesyjny, jak przy okazji powstawania klasyka kolegi po fachu Sufjana Stevensa - "Carrie & Lowell" lub produkując nagrania grupy Low.

Najnowszy wydany w ubiegły piątek album zatytułowany "Shadowlands", S. Carey nagrał wraz z amerykańskim trębaczem Johnem Raymondem, choć zaproszonych do studia zacnych gości było dużo więcej. Panowie po raz pierwszy spotkali się podczas studiów na Uniwersytecie Eau Claire. Kilka lat później, gdzieś u schyłku 2018 roku, zaczęli razem pojawiać się na tych samych koncertach, i właśnie wtedy zrodził się pomysł nagrania wspólnej płyty. Wybór studia "The Hive", wybudowanego niedaleko miasta Eau Claire, był dla S. Careya oczywisty.



Przed laty nagrywał tam poprzednie solowe albumy pod okiem Briana Josepha. "Ściany zdobią tysiące metrów lin, które nie tylko fajnie wyglądają, ale także pomagają dźwiękowo. To bardzo przytulna intymna przestrzeń". To właśnie w drewnianym domu, usytuowanym tuż pod lasem, w dniach od 13 do 22 maja 2019 roku, i od 12 do 15 maja 2022 roku, odbyły się sesje nagraniowe. Przy tej okazji gościnne progi studia przekroczyli  Aaron Parks (fortepian), zdecydowanie największa gwiazda tych sesji, Chris Morrisey - basista, który współpracował chociażby z Norą Jones, Chris Thompson - klarnet, saksofon, Dave Devine - gitara elektryczna, akustyczna, Ben Lester, syntezatory i gitara hawajska, który pojawiał się już na poprzednich płytach Careya, grał ze Sufjanem Stevensem, Areo Flynn i Bon Iver, oraz wokalistka Gordi - czyli australijska piosenkarka Sophie Payten, nagrywająca płyty dla wytwórni Jagjaguwar, gdzie swoje albumy wydaje również S. Carey.

Współtwórca albumu "Shadowlands" i partner w tym muzycznym dialogu - John Raymond, to absolwent studiów jazzowych (trąbka), nominowany do nagrody Grammy wykładowca na Jacobs School Of Music (Uniwersytet Indiana), "wschodząca gwiazda trąbki" - według opinii prestiżowego magazynu DownBeat, wydaje albumy solowe i wraz z grupą Real Feels, gdzie chętnie grają covery jazzowe piosenek Boba Dylana, Paula Simona, Thoma Yorke'a i... Bon Iver.

Album "Shadowlands" łatwo przegapić lub zupełnie pominąć w jesiennym zalewie płyt. Wydawnictwo jakoś specjalnie nie wyróżnia się okładką, a jego zawartość także odbiega od tego, co zwykle kojarzy się z muzyką alternatywną. Mamy tu bowiem do czynienia z nietypowym połączeniem indie-folkowej melodyki z elementami jazzu i elektroniki. Większość kompozycji stworzono w oparciu o subtelną grę instrumentów. Brzmienie tej płyty jest bardzo miękkie, i chyba takie było główne zamierzenie jej twórców. Ani gitara, ani fortepian czy bas użyte w aranżacjach nie pełnią tutaj dominującej roli. Choć w poszczególnych odsłonach najczęściej można usłyszeć trąbkę lub flugelhorn. John Raymond potrafi z wyczuciem kreślić barwne ornamenty, gra krótkimi motywami, pozostawia drobne plamy na płótnie rozpiętym wraz z Seanem Careyem oraz innymi muzykami. Większość z nich schowana jest w dyskretnym cieniu, a ich gra skupia się przede wszystkim na podtrzymaniu specyficznego nostalgicznego nastroju, tak charakterystycznego dla wydawnictw S. Careya. Konia z rzędem - plus dwie furmanki - temu, który w partiach fortepianu rozpozna rękę Aarona Parksa. 

"Shadowlands" (tytuł zaczerpnięty z książki C.S. Lewisa - "Opowieści z Narni") - to płyta, która w sprzyjających warunkach - spokój, odpowiednie nastawienie, schyłek dnia lub wczesny poranek - powoli odsłania poszczególne warstwy. Do odkrycia pozostają rozmaite subtelne cienie, zgrabnie wkomponowane na kolejnych etapach produkcji. Niektóre fragmenty powstały z krótkich improwizacyjnych sesji i nabrały odpowiednich kształtów podczas dalszych prac w studiu. Gra Johna Raymonda momentami przypomina wczesne dokonania Marka Ishama, który w dalszej części kariery skupił się głównie na tworzeniu muzyki do filmów. W innych fragmentach może kojarzyć się z atmosferą nagrań Nilsa Pettera Molvaera czy Mathiasa Eicka. Trop stylistyki ECM nie jest taki najgorszy, zważywszy na fakt, że producentem albumu był Sun Chung, związany niegdyś z oficyną ECM, co chyba najbardziej można usłyszeć w utworze "Transient". W "Steadfast" pojawia się głos australijskiej wokalistki Sophie Payten, ukrywającej się pod pseudonimem Gordi; szkoda , że pani nie śpiewa częściej. Pozostałe warstwy wokalne wypełnił współautor większości kompozycji S. Carey. Przy okazji "Chrysalis" i "New Meaning" odnajdziemy ślady melodii dawnego Bon Iver, większa rolę odgrywają tutaj gitara i bas, choć trąbka Raymonda wciąż pozostawia swój barwny cień.

(nota 7.5/10)

 



Skoro wspomniałem postać Justina Vernona, warto przenieść się na moment do innego studia - Air Studio's Lyndurst Hall - gdzie panowie Vernon i Carey jakiś czas temu zarejestrowali wspólną sesję.



Zajrzymy na wydaną kilka dni temu płytę "Black Rainbows" brytyjskiej wokalistki Corinne Bailey Rae, która tak uroczo się rozpoczyna.



Dziś nieco więcej miękkiego brzmienia. Amerykańska grupa Beach Vacation w ubiegły piątek opublikowała album zatytułowany "Coping Habits", który ma właśnie taki początek.



Z Brooklynu pochodzi wokalistka, która przybrała pseudonim artystyczny Kitba, i kilkanaście dni temu wydała płytę zatytułowaną po prostu "Kitba".



Pozostaniemy w podobnej dream-popowej estetyce, tyle że zmienimy dzielnicę Nowego Jorku na Queens, gdzie mieszkają i tworzą Amber Renee i Graham Marsh, ukrywający się pod szyldem Dayaway. Pod koniec sierpnia opublikowali epkę "Blue Summer Moon".



Sally Shapiro to pseudonim artystyczny, pod którym ukrywa się szwedzka wokalistka, cóż, że ze Szwecji - Shapiro oraz producent Johan Agebjorn, kilka dni temu opublikowali cover znanego przeboju Pet Shop Boys.



Kto pamięta szkocką grupę There Will Be Fireworks? Dziesięć lat temu wydali album "Dark, Dark Bright", do którego chętnie wracałem, a potem słuch o nich zaginał. Dobre wiadomości są takie, że po długiej przerwie zespół wznowił działalność i nagrał nowy materiał "Summer Moon", który ukaże się 3 listopada. Oto singiel promujący to wydawnictwo.



 

Skoro padła już nazwa There Will Be Fireworks, powróćmy na chwilę do ich udanej płyty "Dark, Dark Bright". Oto jedno z moich ulubionych  nagrań z tego albumu. Słuchało się tego, ech, słuchało...



W San Francisco mieszka i tworzy grupa Tony Jay, dowodzona przez Michaela Ramosa, oto fragment z ich najnowszej płyty "Perfect Worlds".



Rzadko w naszych muzycznych wyborach zaglądamy do Nowej Zelandii, a tam, w mieście Wellington, działa grupa Serebii, która w ubiegłym tygodniu opublikowała album "Inside". Zdecydowanie wyróżniającą się kompozycją jest piosenka "Really You" .



W sekcji improwizowanej Kit Downes - fortepian, James Madden - perkusja, Peter Eldh - bas, czyli fragment płyty The Betrayal - "Enemy".



Na zakończenie raz jeszcze powrócimy do głównych  bohaterów dzisiejszego odcinka. John Raymond i jego trio Real Feels w coverze, jakżeby inaczej, piosenki Bon Iver.



Zajrzymy również do studia "The Hive", i posłuchamy opowieści i wspomnień Seana Careya i Johna Raymonda dotyczących sesji nagraniowych albumu "Shadowlands". Liny zamieszczone na ścianach i suficie to bardzo ciekawy i rzadko spotykany patent.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz