Jon Neher i Michael Scott Dawson to miłośnicy twórczości Haruki Murakamiego, którzy jakiś czas temu poznali się w klubie książki, kiedy to postanowili założyć zespół. Niemal dokładnie dwa lata temu, w ciepły lipcowy czas, przedstawiłem ich debiutancki krążek "Noteland". Zwróciłem wtedy uwagę na sugestywne połączenie niespiesznego jazzu z elementami muzyki ambientowej. Odrobinę przy tym utyskiwałem, że partii saksofonu w poszczególnych odsłonach tego wydawnictwa mogłoby być znacznie więcej. Kto wie, może któryś z członków grupy Peace Flag Ensemble dotarł do tego bloga, odszukał odpowiedni wpis, i odczytał moje słowa, przy okazji je sobie odpowiednio tłumacząc - szczerze w to wątpię, każda megalomania, nawet tak skromna jak moja, ma swoje granice. Tak czy inaczej, saksofon Paula Gutheila rzeczywiście tym razem odzywa się znacznie częściej, niż to miało miejsce na udanym debiucie, za to ambientowych wstawek jest nieco mniej. Wszystko to skłania mnie do prostej refleksji, że Peace Flag Ensemble, przy okazji drugiego albumu "Astral Plains", odnaleźli właściwe proporcje.
"Czas może się posuwać przybierając nieregularne kształty. Sam w sobie jest z natury równomierny, ale kiedy zostaje zużyty, zamienia się w coś nieregularnego. Niekiedy czas jest strasznie ciężki i długi, to znów lekki i krótki. Bywa, że to, co zaszło wcześniej, zamienia się miejscami z tym, co było później, a bywa nawet tak, że całkowicie znika..." - napisał Haruki Murakami, ulubiony twórca kanadyjskich artystów.
Muzyka kanadyjskiej formacji również pokazuje czas, jego przypływy i odpływy, rytmicznie pulsujące w szerokim i tajemniczym nurcie. Znacznie łatwiej w nim się zanurzyć i rozejrzeć, kiedy zwolnisz tempo tak, jak zwykli to robić w swoich kompozycjach członkowie Peace Flag Ensemble. Wspólnym mianownikiem wielu tych odsłon, które wypełniły krążek "Astral Plains", są powtarzane akordy fortepianu (przy okazji poprzedniej płyty muzycy określili je żartobliwym mianem: "zbiornika deprywacji sensorycznej z Keithem Jarrettem w środku"). To właśnie one stanowią podstawowy budulec, niezmienną strukturę wokół której skupiają się dialogi trąbki i saksofonu, pomruki gitary lub zgrzytnięcia basu oraz pojawiające się raz po raz takty perkusji.
Kiedy powtarzasz określoną sekwencję dźwięków, łatwiej zauważyć każdą zmianę, kolejny nowy ton, nawet drobna nuta staje się w takim układzie o wiele wyraźniejsza. Owe wspomniane wcześniej dialogi Daltona Lama (trąbka) i Paula Gutheila (saksofon) mają niespieszny charakter (powolność). Nikt tutaj nikomu nie wchodzi w słowo, nie ma zamiaru nikogo stłumić lub przekrzyczeć, nie wychodzi przed szereg, panowie raczej próbują pogłębiać strefę empatii oraz znaczeń. "Uważność" - na dźwięk, na to, co robi i ma do przekazania partner w zespole, to następny znak rozpoznawczy tego wydawnictwa. Mniej tutaj eksperymentów, także tych technicznych, mniej świadomego budowania muzycznych pejzaży, za to nieco więcej rozmaitych interakcji, do których dochodzi na różnych płaszczyznach.
Spokój, jaki niosą wraz sobą kolejne kompozycje, może być zainspirowany specyficznym kanadyjskim krajobrazem, przynajmniej tak zasugerował w recenzji dziennikarz "The Quietus", który miał okazję poznać okolicę rodzimej dla artystów prowincji Saskatchewan. "Agnes Martin Dreams Of Macklin" nawiązuje tytułem do obrazów lokalnego artysty. Ta kompozycja ma coś z filmów noir, jest niczym ilustracja kilku wybranych kadrów. W "Shamble On", "Bluets", "More Bill Joy Than John Wisdom" pojawia się, nieco wycofana na etapie produkcji, dyskretna perkusja, nieobecna na poprzednim albumie. Widać wyraźnie, że pole trójkąta, wyznaczonego przez wierzchołki "Powolność/Uważność/ Spokój", z płyty na płytę zostaje coraz bardziej zagospodarowane.
(nota 7.5-8/10)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz