sobota, 22 lipca 2023

WREN HINDS - "DON'T DIE IN THE BUNDU" (Bella Union) "W odległym miejscu"

 

   "Kiedy Albert Camus był chłopcem i mieszkał w Algierii, jego babka kazała mu przynieść jedną z kur, które hodowała w dużej klatce na podwórku za domem.  Młody Camus spełnił jej polecenie, potem zaś patrzył, jak babka obcina kurze głowę kuchennym nożem i podstawia miskę, żeby zebrać w nią krew i nie poplamić podłogi. Śmiertelny pisk tej kury utkwił w pamięci chłopca tak mocno, że w 1958 roku Camus napisał pełen pasji atak na gilotynę. W rezultacie polemiki, jaka wtedy się wywiązała, oczywiście po części, zniesiono karę śmierci we Francji. Kto powie, że tak kura nie przemówiła?".

Rozpocząłem kolejną odsłonę bloga od drobnego cytatu, przywołując zdania Johna Maxwella Coeztzee nie dlatego, że jestem szczególnie wielkim miłośnikiem twórczości noblisty (poczytać można, na pewno nie zaszkodzi), ale z tego prostego powodu, że twórca ten reprezentuje Republikę Południowej Afryki, z której to pochodzi główny bohater dzisiejszego wpisu. RPA to przede wszystkim kraj rozmaitych kontrastów. Z jednej strony to bardzo niebezpieczny region - ma największy na świecie wskaźnik przestępczości, przyjmuje się, że ok. 10 procent populacji jest nosicielami HIV, do tego dochodzi ogromna, wręcz niewyobrażalna, liczba gwałtów, statystycznie ponoć każda mieszkanka RPA przynajmniej raz w życiu zostanie zgwałcona (sic!). Z drugiej strony afrykańska republika oferuje zapierające dech w piersi widoki, zachwyca bogactwem fauny i flory, różnorodnością kulturową oraz kusi kopalniami diamentów i złota, na które przed laty chcieli położyć swoje pazerne łapska Brytyjczycy, twórcy pierwszych w tym regionie obozów koncentracyjnych (Wojna Burska). 

W takich okolicznościach, w małym mieście Ramsgate, położonym na tropikalnym wschodnim wybrzeżu kraju, dorastał Wren Hinds. Jego rodzina od dawna przejawiała artystyczne inklinacje - matka pracowała jako architekt krajobrazu, ojciec i bracia grali w zespole, a wuj - Keitha Erasmus - jest znanym poetą. Wren Hinds zaczął tworzyć piosenki mniej więcej dekadę temu. Początkowo nie myślał o ich publikacji, dopiero zachęcony przychylnymi recenzjami znajomych, zebrał kompozycje w jedną całość i zamieścił w sieci pod tytułem - "Tragedy Hill" (2018). Przyznam szczerze, że nie znałem wcześniej tego wydawnictwa, ale warto do niego sięgnąć, chociażby po to, żeby sprawdzić, jak na przestrzeni lat ewoluowało jego podejście do tworzenia muzyki. W niektórych aranżacjach z tamtego okresu usłyszymy dźwięki starego rodzinnego pianina, pojawiają się tony głównie akustycznych gitar oraz syntetyczne smyczki, dograne w prywatnym studiu Afrykanera w Durbanie.



Trzy lata temu Wren Hinds ponownie własnym sumptem opublikował drugi w dorobku album zatytułowany "A Thousand Hearts", przy dużym współudziale swojego wuja, który odpowiedzialny był za warstwę tekstową. Wtedy żaden z panów nie przypuszczał, że 2022 rok przyniesie wraz sobą podpisanie upragnionego kontraktu płytowego z prestiżową oficyną Bella Union. Tak się złożyło, że jej szef i założyciel - Simon Raymonde (niegdyś grupa Cocteau Twins), przeglądając strony bandcampowe rozmaitych artystów, natrafił na profil Wren Hindsa, który spodobał mu się na tyle, że postanowił z nim się skontaktować. Najnowszy album Hindsa, wydany wczoraj "Don't Die In The Bundu", zapoczątkował także nową winylową serię oficyny "Bella Union Pressings".

Kompozycje zawarte na płycie "Don't Die In The Bundu" zostały zainspirowane popularną w RPA i Zimbabwe książką o przetrwaniu. Określenie "Bundu" - "To znajduje się w Bundu", "Ona pochodzi z Bundu" - w czasach młodości autora oznaczało "odległe miejsce", lub w innym kontekście "niebezpieczną krainę". Podstawą większości utworów są akordy gitary akustycznej, wokół których rozbudowano pozostałe elementy aranżacji - elektroniczne dodatki, smyczki, instrumenty perkusyjne. Tych ostatnich nie ma zbyt wiele, na perkusji w utworach "Father" ( dwa lata temu Wren Hinds został ojcem), i "A Wasted Love" zagrał Oddo Bam, a gitarę smyczkową Garry'ego Thomasa usłyszymy w urokliwym "The Garden" oraz "Gilded By The Sun Silvered By The Moon". Nostalgiczny nastrój zarówno całej płyty, jak i udanego otwarcia - "A Song", przypomniał mi ostatnie dokonania Devendry Banharta, podobny sposób prowadzenia wokalizy, zbliżona metoda artykulacji.

 W dalszej części tego udanego wydawnictwa Wren Hinds utrzymuje i rozwija indie-folkowy klimat wolno kończącego się dnia. W niektórych odsłonach zbliża się do rejonów, po których niegdyś tak sprawnie poruszał się Bon Iver, zanim Justin Vernon zaplątał się w węzeł gordyjski studyjnych kabli, i uzależnił się od elektronicznych zabawek. W innych momentach mogą pojawić się skojarzenia z płytami Denisona Witmera, świetny album "Denison Witmer" (2013), czy zapomnianego dziś nieco Jose Gonzalesa. Gdyby Afrykanerowi dopisało szczęście i jakiś utwór z płyty "Don't Die In The Bundu" trafiłby na ścieżkę dźwiękową reklamy, przedstawiającej, dajmy na to, unoszące się w powietrzu kolorowe piłeczki, jestem przekonany o tym, że wtedy twórczość Wrena Hindsa wypłynęłaby na szersze wody. A tak, tylko nieliczni, chociażby Ty i Ja, nasi znajomi, oraz ich znajomi... znajdą w towarzystwie tej nastrojowej muzyki wakacyjne ukojenie.

(nota 7.5/10) 

 


W tekście pojawiło się nazwisko Denisona Witmera, powróćmy zatem do jego udanej płyty sprzed dziesięciu lat. W ten sposób się rozpoczynała.



Wolnymi krokami zbliżamy się do premiery nowej płyty Slowdive - "Everything Is Alive", kilka dni temu wypłynął kolejny singiel z tego wydawnictwa i od razu przypadł mi do gustu.

 


Pozostaniemy na Wyspach Brytyjskich, Oly Ralfe to angielski muzyk i wokalista, lider grupy Ralfe Band, która niedawno opublikowała płytę "Achilles Was A Hound Dog". W ten sposób rozpoczyna się to wydawnictwo.



Wczoraj ukazała się epka "Harmless", artysty z Chicago ukrywającego się pod pseudonimem Cool Heat.



Pozostaniemy w USA, tyle że z Chicago przeniesiemy się na Brooklyn, gdzie rezydują Michael Maffei oraz Sundeep Kapur, ukrywający się pod szyldem Hunter & Wolfe. 4 sierpnia ukaże się ich najnowszy album zatytułowany "I Deserve This".



Powrócimy na wydaną przed tygodniem płytę rozmarzonego Sama Burtona zatytułowaną "Dear Departed".



Z Londynu pochodzi nasza dobra znajoma, wokalistka Cathy Lucas (recenzowałem jej album) i przyjaciele z grupy Vanishing Twin, którzy 6 października opublikują płytę "Afternoonx".



Pozostaniemy w stolicy Anglii, choć zmienimy stylistykę, pianista i producent Yoni Mayraz oraz fragment z jego płyty nagranej z grupką przyjaciół "Dybbuk Tse!".



Amerykańska formacja Black Market Brass w tym roku będzie obchodzić 10-lecie istnienia, z tej okazji 8 września ukaże się ich album zatytułowany "Hox".



Trębacz z Brooklynu Darren Johnston niedawno opublikował wydawnictwo zatytułowane "Wild Awake", wybrałem z niego taki oto rozleniwiacz.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz