Przypatrując się biografiom zespołów, które odniosły sukces, zwykle natrafiamy na tak zwany "punkt zwrotny". Moment, kiedy to niezbyt znana nazwa formacji zyskuje na znaczeniu. Tym "punktem zwrotnym" może być zapadający w pamięć teledysk, wyjątkowo udany koncert, bądź przebój, który z uporem maniaka będzie odtwarzał prezenter radiowy (lub rozgłośnia), cieszący się wyjątkową popularnością. Albo występ w programie telewizyjnym, chociażby takim, jak ten prowadzonym przez Davida Lettermana. To były pamiętne i kluczowe - jak się później okazało - niecałe cztery minuty dla grupy Future Islands, która w dniu 3 marca 2014 roku pojawiła się w programie "David Letterman The Late Show", żeby wykonać piosenkę "Seasons (Waiting On You)". Wokalista i autor tekstów amerykańskiej formacji, Samuel T. Herring, był wielokrotnie pytany właśnie o ten występ. Wątpliwości dziennikarzy dotyczyły głównie tego, czy frontman wcześniej wszystko starannie sobie zaplanował, uzgadniając to z pozostałymi członkami zespołu. Odpowiedź zawsze brzmiała podobnie: "Niczego nie planowałem. Robiłem to, co zwykle robię na scenie".
Początki grupy Future Islands sięgają miasta Morehead City (Północna Kalifornia), gdzie mieszkali Samule T. Herring oraz Gerrit Welmers (klawisze) - ich domy dzieliły zaledwie dwie ulice, chodzili do tej samej szkoły średniej. Pierwszy z nich interesował się wtedy rapem, drugi natomiast słuchał muzyki metalowej i punk rocka. To zainteresowanie rapem pozostało amerykańskiemu twórcy do dziś, w ubiegłym roku jako Hemlock Ernst wydał album "Back At The House". Kolejnego członka zespołu Williama Cashima (bas), Herring poznał w szkole artystycznej, kiedy ten pomagał mu przygotować się do egzaminu z historii sztuki. To przy okazji tych korepetycji miała paść z jego ust konkretna propozycja: "Załóżmy zespół".
Sympatyczne trio początkowo przybrało nazwę Art Lord & The Self Portraits, a swój pierwszy występ przed publicznością dali przy okazji Walentynek. Zafascynowani sceną new-wave i dokonaniami Kraftwerk młodzi twórcy poszukiwali własnej tożsamości. W 2006 roku do tria dołączył Erick Murillo, a dwa lata później na rynku pojawił się ich debiut fonograficzny "Wave Like Home". Początki zespołu to był trudny okres szczególnie dla wokalisty, który zmagał się wtedy z uzależnieniem od narkotyków, porzucił naukę w college'u. Bez cienia przesady można powiedzieć, że barwę głosu Samuela T. Herringa ukształtowało życie. Alkohol, nikotyna, narkotyki, problemy z gardłem oraz żołądkiem (refluks, nadmierne wydzielanie się kwasów), wszystko to odcisnęło się na jakości jego strun głosowych. "Głos soulowego weterana" - tak przed lat określił ten charakterystyczny tembr Robert Sankowski. W moim odczuciu ton głosu Herringa przypomina śpiew folkowego barda, który jeździ od mieściny do mieściny, żeby w zadymionych knajpach, przy szklaneczce whisky i z gitarą pod pachą, snuć smętne opowieści o straconych miłościach i życiowej niedoli.
Jednak muzyka Future Islands niewiele ma wspólnego zarówno z folkiem, jak i ze soulem. W kompozycjach amerykańskiej formacji odnajdziemy muzyczną pocztówkę lat 80-tych oraz echa dokonań takich zespołów jak: New Order czy The Cure; krótko mówiąc energetyczny synth-pop, post-wave w romantycznych dekoracjach. Za romantyczną otoczkę odpowiada rozmyte brzmienie klawiszy, obsługiwanych przez sprawne dłonie Gerrita Welmersa. Warto dodać, iż pomimo zwykle energetycznego rytmu i tanecznego charakteru wielu kompozycji ("muzyka dla tańczących inaczej"), odnajdziemy w nich melancholijny czy nostalgiczny nastrój obecny również w warstwie lirycznej albumów. Przez pełne osobistych refleksji teksty Samuela T. Herringa przewijają się tematy rozłąki, straty, lęków. W jego biblioteczce są książki takich twórców jak: Larkin, Bukowski, Italo Calvino.
Kończący się z wolna rok to nie tylko czas pandemii (izolacji) oraz brak koncertów - co zespół, który 3/4 roku spędzał w trasie musiał odczuć dość boleśnie - ale również czas zmian w życiu osobistym. Oto bowiem Samuel T. Herring w czerwcu stanął na ślubnym kobiercu i po chwili wahania (lub bez zbędnej zwłoki), powiedział głośne i wyraźne "TAK" Julii Ragmarsson. Obecnie, jak donosi w mediach, pilnie uczy się języka ojczystego swojej żony (szwedzki).
Najnowsza płyta "As Long As You Are" została nagrana w Wrightway Studios w Baltimore pod czujnym okiem i uchem inżyniera dźwięku Steve'a Wrighta. Na całe szczęście nie zawiera żadnych brzmieniowych rewolucji, tylko jedenaście zgrabnie napisanych piosenek, w starym, rozpoznawalnym i kojarzonym z amerykańską formacją stylu. W odróżnieniu od poprzednich nagrań, tym razem wykorzystano tradycyjną perkusję - do składu dołączył Michael Lowry. Album można podzielić na dwie współgrające ze sobą części. Do pierwszej zaliczyłbym lekkie popowe piosenki utrzymane w skocznym rytmie: "For Sure", "Waking", "Plastic Beach", "Hit The Coast". Do drugiej zaś nieco bardziej refleksyjne utwory. Jak celnie zauważył to jeden z recenzentów: "Średni BPM (ilość uderzeń na minutę) został drastycznie zmniejszony", w stosunku do poprzedniego wydawnictwa "The Far Field". Trzeba przyznać, że te spokojniejsze kompozycje jak: "I Knew You" (z emocjonalną wokalizą), "Moonlight", "City's Face", "Thrill", bronią się doskonale, głównie za sprawą głosu Herringa, który ma miejsce oraz czas, żeby w pełni wybrzmieć. Skromne aranżacje, funkcjonujące w oparciu o klawisze, a także wyeksponowany bas, dobrze pokazują, jak przy użyciu niewielkich środków nagrać ciekawą piosenkę. "To nasza najlepiej brzmiąca płyta w historii" - stwierdził charyzmatyczny wokalista.
Samuel T. Herring ma na koncie wspólne występy z Victorią Legrand (Beach House) czy Katriną Ford (Celebration). Myślę, że całkiem dobrze odnalazłby się w wielu innych gatunkach lub stylistykach. Chciałbym usłyszeć jego wokalizę na dłuższym dystansie, w stylu, który zaprezentował w kompozycji "Time Moves Slow" grupy BadBadNotGood. W teledysku, który znajdziecie poniżej, pamiętne kadry z "Do utraty tchu" Jean-Luc Godarda, i prześliczna Jean Seberg.
Ps. Jakiś "paryski" akcent musiał się znaleźć, po tym, co dla kibiców oraz tych, którzy sami biegają po korcie, zrobiła nasza tenisistka Iga Świątek. Gratulacje!
(nota 7.5/10)
W kąciku deserowym dziś początkowo pozostaniemy w tanecznych rytmach; tytuł wpisu "Muzyka dla tańczących inaczej" do czegoś zobowiązuje. Helena Deland to urodzona w Vancouver autorka tekstów i piosenkarka. Na jej koncie znajdziemy kilka singli i epek. Kilka dni temu wreszcie opublikowała swój pełnowymiarowy debiut "Someone New". Płyta ukazała się nakładem stosunkowo młodej wytwórni Luminelle Recordings, która powstała w 2017 roku, jako wynik współpracy Fat Possum z House Arrest, jej szefowie stawiają przede wszystkim na śpiewające panie.
Zespół, który bardzo lubię znów dał o sobie znać w ten pandemiczny czas. Tym razem Yo La Tengo proponuje epkę "Sleepless Night". Początkowo ten materiał wyszedł jako 12 calowa płyta przygotowana na wystawę Yoshitomo Nary w Muzeum Hrabstwa Los Angeles. To japoński artysta pomógł wybrać zestaw piosenek i zaprojektował okładkę. Na krążku znajdziemy interpretacje utworów The Byrds, The Delmore Brothers, Boba Dylana, Ronniego Lane'a i The Flying Machine, a także jedną nową i całkiem udaną kompozycję "Bleeding". Przy tej okazję pozwolę sobie jednak powrócić do mojego ulubionego coveru grupy Yo La Tengo, czyli do utworu "Gentle Hour", który pochodzi z repertuaru The Clean. Ta jakże cudna i urokliwa kompozycja pojawiła na składance "Dark Was The Night (Red Hot Compilation)".
Jeśli chodzi o krainę improwizowanych dźwięków, to The Budos Band powrócił z nową przyzwoitą, ale jednak nieco przewidywalną, moim zdaniem, płytą -"Long In The Tooth". Miłośnicy grupy, zwolennicy afro-jazzu czy afro-beatu, oraz fani analogowej jakości, powinni znaleźć tam dla siebie dużo dobrych dźwięków. Mój kolejny ulubieniec, stały gość bloga, szef wytwórni Gondwana Records, Matthew Halsall zapowiada nowy album, który ukaże się w połowie listopada i będzie nosić tytuł "Salute To The Sun". Kompozycja "Joyful Spirits Of Universe" promuje to wydawnictwo. (Ps. warto zwrócić uwagę na realizację dźwięku).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz