niedziela, 18 października 2020

LOGAN FARMER - "STILL NO MOTHER" (Western Vinyl) "Jaka piękna katastrofa"

 

     Wyobraźmy sobie świat po kataklizmie. Dziś przychodzi nam to zrobić z większą łatwością, niż, dajmy na to, jeszcze dwanaście miesięcy temu. To prawda. Piekące niemiłosiernie słońce, permanentny brak deszczu, wyschnięte koryta rzek, sucha i popękana ziemia, na której jeszcze przez długi czas nic nie wyrośnie, w sadach i ogrodach obumarłe kikuty drzew oraz krzewów. Taką wizję miał przed oczami Logan Farmer, kiedy latem ubiegłego roku przystępował do pracy nad swoim debiutanckim albumem, który po chwili wahania ostatecznie przybrał tytuł "Still No Mother". Amerykański muzyk wcześniej funkcjonował pod szyldem Monarch Mtn., który powołał do życia w 2013 roku, wydając pięć płyt. Album opublikowany przez oficynę Western Vinyl jest pierwszym firmowanym przez jego nazwisko. "Porzucenie pseudonimu i użycie własnego imienia wydało mi się dobrą okazją do tego, żeby wyjść za zasłony".


Logan Farmer płytę "Still No Mother" nagrywał w weekendy ( gdyż w tygodniu pracuje w księgarni), w zaciszu domowych pieleszy, dokładnie mówiąc, w sypialni dla gości, gdzie rozstawił mikrofony oraz sprzęt. Wykorzystał laptopa, pianino cyfrowe Yamaha P-45, gitarę Cordoba z nylonowymi strunami. Do współpracy zaprosił Annie Leeth, która zagrała na skrzypcach oraz Naarah Strokosch (wiolonczela, drugi głos).

Wielką inspiracją dla Logana Farmera stał się amerykański folkowy klasyk "Dust Bowl Ballads" - Woody Guthrie'a. Album został wydany w 1940 roku i jest uznawany za jedną z pierwszych płyt koncepcyjnych. Temat przewodni tego wydawnictwa skupia się wokół ponurego losu farmerów, którzy z powodu kryzysu, suszy oraz interwencji banków stracili swoje majątki. Guthrie podróżował od miasta do miasta, gdzie słuchał i uczył się tradycyjnych pieśni folkowych i bluesowych. Farmer określa ten krążek jako: "Prototyp albumu o katastrofie ekologicznej". Początkowo chciał nagrać coś w stylu zbliżonym do "Dust Bowl Ballads", zamierzał stworzyć zestaw folkowych pieśni dla amerykańskich farmerów, którzy próbują żyć po katastrofie ekologicznej. Jednak nieoczekiwanie dla twórcy kolejne piosenki przeobraziły się w krążek pełen osobistych refleksji.

Skoro mamy wizje katastrofy ekologicznej, nic dziwnego, że na płycie dominuje smutny czy nostalgiczny nastrój. Począwszy od udanego otwarcia - "River Black", który zainspirowany został książką Paula Kingsnortha - "Savage Gods" - aż po ostatnie takty "No One Owes Us Anything", gdzie wykorzystano dźwięki terenowe topiącej się laguny, zarejestrowane podczas pobytu autora na Islandii, znajdziemy leniwe kompozycje pełne tęsknych tonów. Przeważają skromne, ale gustowne aranżacje - klawisze, gitara akustyczna, smyczki, delikatna elektronika. A w centrum uwagi słuchacza zawsze znajduje się głos, który świetnie brzmi zarówno w głębokich niskich rejestrach, jak i w zwiewnej górze. Tytuł płyty "Still No Mother" odnosi się do frazy jednego z utworów: "Nie mamy po swojej stronie matki ("Matki Ziemi", "Matki natury"). Z kolei kompozycja "Seventh Seal" zaśpiewana na dwa głosy nawiązuje do "Siódmej pieczęci", filmu Bergamana. Podczas pracy nad płytą Loganowi Farmerowi przyświecało zdanie zaczerpnięte z nieodżałowanego Marka Hollisa: "Zanim zagrasz dwie nuty, naucz się grać jedną nutę. Nie graj jednej nuty, chyba że masz powód, żeby ją zagrać". Cóż więcej dodać, poza tym, że warto poświęcić kilka chwil temu spójnemu i udanemu wydawnictwu nie tylko w jesienny czas.

(nota 7/10)

  

  


Przydałby się w "kąciku deserowym" jakiś miły dodatek, który dobrze korespondowałby z wydawnictwem Logana Farmera - "Still No Mother". Jest taki jeden wokalista, wciąż na dorobku, któremu od pewnego czasu uważnie się przyglądam. Dwa  single, to chyba wszystko, co na razie może zaproponować Austin Vos. Inspiracją do postawania utworu "Broken Dog" były wspomnienia z dzieciństwa i lęki... psa, który bał się odgłosów przechodzącej burzy. Czekamy na więcej.




W ostatnich dniach często wracałem do utworu "In Crept Doubt" - Topographies, od którego jakoś nie mogłem się uwolnić. Wszystko zgadza się w nim co do poszczególnej nutki. Myślę, że Gray Tolhurst, Jeremi Ruest i Justin Oronos całkiem nieźle odnaleźliby się w wizji świata po katastrofie. Przygodę muzyczną zaczęli mniej  więcej dwa lata temu, eksplorując shoegezowe rejony. Obecnie chyba nieco bardziej ciągnie ich do estetyki cold wave. Na ich koncie znajdziemy kilka singli oraz epek. Dobre informacje są takie, że na grudzień - czyli niezbyt typowy miesiąc jak na premiery wydawnicze - zaplanowali wydanie ich debiutanckiego krążka, który będzie nosił tytuł "Ideal Form". Utwór "In Crept Doubt" pochodzi z epeczki pod jakże wymownym tytułem "Difference & Repetition". Czyżby tytuł celowo nawiązywał do sztandarowego dzieła francuskiego filozofa Gilles Deleuze - "Różnica i powtórzenie". Wychodzi na to, że amerykańska młodzież czyta...




W "kąciku improwizowanym" kolejny album kolektywu jazzowego z Johannesburga, czyli płyta "Uprize! (Music from The Original Motion Pictures)" - Spaza. W skład formacji wchodzą basista Ariel Zamonsky, perkusista Gontse Makhene, pianista Malcolm Jiyana, i wokalistka Nonku Phiri. Ten album to nic innego jak ścieżka dźwiękowa do filmu dokumentalnego o tym samym tytule. Film dotyczy powstania w Soweto (Południowa Afryka), w czerwcu 1976 roku, które było punktem zwrotnym w walce z apartheidem. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz