piątek, 6 marca 2020

THE SAXOPHONES - "ETERNITY BAY" (Full Time Hobby) "Czas relaksu"

   Najwyższa pora na hamak - pomyślałby ktoś, słuchając najnowszej propozycji sympatycznego duetu - Alice Alderdice i Alexi Erankova. Właśnie z hamakiem - leniwym kołysaniem się w rytm spokojnego oddechu - kojarzy mi się twórczość tej sympatycznej pary. Oczywiście, w tych prywatnych skojarzeniach nie może zabraknąć wody - łagodnych, kojących  fal, przynoszących wraz z sobą podmuchy letniego powietrza, to znów niebezpiecznych, zwodniczych rewirów, jak te, które zainspirowały kompozycję "If You're On The Water", i w ostatecznym rozrachunku, kto wie, czy nie najlepszego do tej pory wydawnictwa artystów z Okland. Oprócz świata przyrody do pozostałych inspiracji wciąż można zaliczyć jazz z Zachodniego Wybrzeża, retro-pop czy vintage-pop, muzykę amerykańskich artystów z lat 50/60-tych, Martina Denny czy Edena Ahbeza, Arthura Lymana, do których to postaci Erenkov chętnie się odwołuje. Warto sięgnąć po płyty tych twórców i sprawdzić, jakie elementy autor piosenek z "Eternity Bay" wykorzystał we własnych, skromnych aranżacjach.

Z nagrań The Saxophones wyłania się jakaś specyficzna skromność, charakterystyczna dla duetu szczerość i romantyczność. Wydaje się, że Erenkov hołduje zasadzie im mniej (instrumentów, dźwięków, dodatków) tym lepiej, i konsekwentnie się jej trzyma. W pewnym aspekcie ta wyżej wymieniona konsekwencja (albo też upór) może nieco dziwić. Od dawnego żaka studiów muzycznych w klasie saksofonu, od pedagoga, udzielającego lekcji gry na tym instrumencie (również klarnet, flet), można by oczekiwać czegoś więcej, niż dalekich od jakiegokolwiek wyrafinowania prostych ornamentów, których, mówiąc dosadnie, nie powstydziłby się ośmioletni uczeń szkoły muzycznej. Bynajmniej, nie czynię z tego powodu zarzutów, raczej staram się nakreślić sposób funkcjonowania Alexia Erenkova, w kreowanej przez niego przestrzeni estetycznej. "Uwielbiam muzykę, która przenosi słuchacza do innej przestrzeni".
Warto też dodać, że ostatnie lata w życiu amerykańskiej pary przyniosły pewne znaczące zmiany. W końcu nie każdego dnia zostajemy rodzicami. A płyta "Eternity Bay" powstawała tuż po urodzeniu pierwszego potomka, i w oczekiwaniu na pojawienie się kolejnego. Można więc potraktować ten zestaw 10 utworów jako swoiste kołysanki dla niesfornych pociech, co nie zmieni faktu, że mam drobne i rosnące poczucie niedosytu. Wprawne uszy, a takich pośród czytelników tego bloga nie brakuje, bez trudu wychwycą, że tym razem, tu i ówdzie, w tkance aranżacyjnej  udało się przemycić nieco więcej dźwięków ( "uwielbiam słyszeć dobrze zharmonizowane flety" - powiedział Erenkov w jednym z wywiadów). Choć, bez przesady, o żadnym bogactwie w tej materii czy przepychu nie może być mowy. Jak dla mnie to jest właściwy kierunek. Prawdopodobnie to zasługa dwóch zaproszonych do współpracy producentów, Camerona Spice'a i odpowiedzialnego za miksy Noaha Georgsona (wcześniej pomagał Joannie Newsome, Devendrze Banhart). Całość zarejestrowano na 16-ścieżkowym magnetofonie szpulowym, stąd też charakterystyczne ciepłe brzmienie.

(nota 7/10)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz