niedziela, 29 marca 2020

PER ODDVAR JOHANSEN - "THE QUIET CORMORANT" (Losen Records) "Dzień gaśnie w szarej mgle..."

    Dotrzymuję obietnicy danej przed tygodniem i dziś pojawi się kolejna propozycja (a nawet dwie), z kręgu muzyki improwizowanej. Kiedy myślimy o Norwegii, w naszych pierwszych skojarzeniach pojawiają się obrazy naturalnych przestrzeni, bogactwa świata fauny i flory oraz malowniczych  pejzaży. I taką własnie barwną pocztówką postanowił nas obdarować norweski perkusista na czwartej, jeśli dobrze liczę, solowej płycie zatytułowanej: "The Quiet Cormorant". W 13 kompozycjach zawartych na tym albumie znalazło się miejsce i dla ciszy (wyciszenia), i dla subtelnych  dźwięków, które mogą symbolizować kormorana w locie, chociażby tego obserwowanego z uwagą niedaleko miejscowości Bodo (region Nordland). To właśnie tam Per Oddvar Johansen spędził kilka dni, dni parę, w Arctic Hideaway (niewielki hotel nad zatoką, skąd znakomicie widać zorze polarne), szukając natchnienia, a później skrupulatnie zapisując kolejne pomysły w zeszycie nutowym. Początkowo zamierzał wszystko zrobić samodzielnie, ale mając w pamięci bardzo udaną i jakże owocną współpracę z pianistą Helge Lienem, której efekty mogliśmy usłyszeć na poprzednim wydawnictwie "Let's Dance" (Edition Records 2016), postanowił skorzystać z jego uwag i cennych rad. Ten z kolei zaprosił na pokład następnego dobrego znajomego, saksofonistę Torbena Snekkestada (rocznik 73'), urodzonego w Tonsbergu, absolwenta Duńskiej Królewskiej  Akademii Muzycznej. Torben Snekkestad to bardzo zapracowany artysta, ostatnio był widziany w towarzystwie dwóch mistrzów swobodnej improwizacji - znakomitego pianisty Agusti Fernandeza i Barry'ego Guya (polecam wspaniały album tej wyżej przeze mnie wymienionej dwójki "Aurora"), panowie razem opublikowali niedawno płytę "The Swiftest Traveler".

Album "The Quiet Cormorant" zupełnie nie wiadomo dlaczego spędził czas jakiś na półce, bowiem nagrań dokonano 3 i 4 lipca 2017 roku, pod czujnym, i jakże wrażliwym uchem i okiem, niedawno zmarłego, nieodżałowanego inżyniera dźwięku Jana Erika Kongshauga, w legendarnym Rainbow Studio w Oslo. Tej płyty nie wydała oficyna ECM, choć stylistycznie materiał z pewnością nawiązuje do estetyki kojarzonej z tą wytwórnią. Ostateczny mastering miał miejsce dopiero pod koniec listopada ubiegłego roku, a całość pojawiła się na rynku 20 marca 2020 roku, sygnowana logo Losen Records.
Per Oddvar Johansen gra na perkusji od dziecka, ponoć zasiadł za zestawem mając zaledwie 4 lata, później przewinął się przez wiele głównie rockowych składów, ukończył konserwatorium muzyczne w Trondheim. W latach 90-tych odkrył jazz, grał w grupie Bodega, wystąpił u boku Kenny Wheelera, z Joshuą Redmanem, Arildem Andersenem, żeby zostać jednym z najbardziej cenionych i rozchwytywanych skandynawskich perkusistów. Debiutował solowym albumem w 2008 roku - "Ferme Solus - This Is My Music", a jego pełna dyskografia liczy sobie kilkadziesiąt wydawnictw.

Już jako dziecko Johansen lubił odkrywać szczegóły w różnych planach, lub na różnych poziomach dźwiękowych, i to zamiłowanie do detalu słychać również na jego ostatnim wydawnictwie. "Uwielbiam także przypadkowość dźwięku i to, że rzeczy nie powtarzają się w ustalonych  wzorcach" - oświadczył w jednym z wywiadów. Stąd na "The Quiet Cormorant" w dużej mierze nie znajdziemy tradycyjnie rozumianych jazzowych tematów oraz ich rozwinięć. W graniu norweskiego tria słychać doskonałe zrozumienie uczestników dialogu, mnóstwo wolnej przestrzeni, zarówno na poziomie kompozycji, jak i w improwizacjach poszczególnych instrumentów. Dominuje skandynawski spokój, łagodne takty świetnie zrealizowanej perkusji, swobodne wybrzmiewanie dźwięków fortepianu, saksofonu czy klarnetu, jak chociażby w bardzo urokliwych: "The Njalla Suite", "Sunshine - After Fog", "Where Did You Go". Tytułowy "The Quiet Cormorant" to rezultat niespiesznej improwizacji barwnie nakreślonej palcami pianisty Helge Liena. Liryzm, głębia, subtelne interakcje - mimo charakterystycznego dominującego nastroju, który jak mgła spowija całą płytę, udało się też uzyskać pewną różnorodność, szczególnie wyczuwalną na stronie A winylowej wersji; druga część albumu jest zdecydowanie bardziej wyciszona, refleksyjna.
Wisienką na tym norweskim torcie jest obecność gitarzystki Hedvig Mollestad. Niestety dała popis swoich możliwości tylko w dwóch utworach - "Brown House (By The Sea)", "Love, Peace And Currywurst" -  i są to z pewnością dwa fragmenty, do których najczęściej wracałem. Jej przestrzenna gra długimi dźwiękami - trochę w stylu dawnego mistrza Terje Rypdala - zdecydowanie poszerzyła pole znaczeniowe płyty. Szkoda, że tak brzmiący instrument pojawia się w ostatnim czasie bardzo rzadko na wydawnictwach  promujących muzykę improwizowaną.

(nota 7.5-8/10)









Na deser małe dzieło sztuki improwizowanej, czyli wspomniany wcześniej kultowy w wąskich kręgach tropicieli i poszukiwaczy album "Aurora" (Maya Recordings 2006), Agusti Fernandez (fortepian), Burry Guy (bas), Ramon Lopez (perkusja). "Can Ram" to tytuł kompozycji odnoszący się do miejsca, w którym mieszka Agusti Fernandez. Smacznego!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz