Album "The Quiet Cormorant" zupełnie nie wiadomo dlaczego spędził czas jakiś na półce, bowiem nagrań dokonano 3 i 4 lipca 2017 roku, pod czujnym, i jakże wrażliwym uchem i okiem, niedawno zmarłego, nieodżałowanego inżyniera dźwięku Jana Erika Kongshauga, w legendarnym Rainbow Studio w Oslo. Tej płyty nie wydała oficyna ECM, choć stylistycznie materiał z pewnością nawiązuje do estetyki kojarzonej z tą wytwórnią. Ostateczny mastering miał miejsce dopiero pod koniec listopada ubiegłego roku, a całość pojawiła się na rynku 20 marca 2020 roku, sygnowana logo Losen Records.
Per Oddvar Johansen gra na perkusji od dziecka, ponoć zasiadł za zestawem mając zaledwie 4 lata, później przewinął się przez wiele głównie rockowych składów, ukończył konserwatorium muzyczne w Trondheim. W latach 90-tych odkrył jazz, grał w grupie Bodega, wystąpił u boku Kenny Wheelera, z Joshuą Redmanem, Arildem Andersenem, żeby zostać jednym z najbardziej cenionych i rozchwytywanych skandynawskich perkusistów. Debiutował solowym albumem w 2008 roku - "Ferme Solus - This Is My Music", a jego pełna dyskografia liczy sobie kilkadziesiąt wydawnictw.
Już jako dziecko Johansen lubił odkrywać szczegóły w różnych planach, lub na różnych poziomach dźwiękowych, i to zamiłowanie do detalu słychać również na jego ostatnim wydawnictwie. "Uwielbiam także przypadkowość dźwięku i to, że rzeczy nie powtarzają się w ustalonych wzorcach" - oświadczył w jednym z wywiadów. Stąd na "The Quiet Cormorant" w dużej mierze nie znajdziemy tradycyjnie rozumianych jazzowych tematów oraz ich rozwinięć. W graniu norweskiego tria słychać doskonałe zrozumienie uczestników dialogu, mnóstwo wolnej przestrzeni, zarówno na poziomie kompozycji, jak i w improwizacjach poszczególnych instrumentów. Dominuje skandynawski spokój, łagodne takty świetnie zrealizowanej perkusji, swobodne wybrzmiewanie dźwięków fortepianu, saksofonu czy klarnetu, jak chociażby w bardzo urokliwych: "The Njalla Suite", "Sunshine - After Fog", "Where Did You Go". Tytułowy "The Quiet Cormorant" to rezultat niespiesznej improwizacji barwnie nakreślonej palcami pianisty Helge Liena. Liryzm, głębia, subtelne interakcje - mimo charakterystycznego dominującego nastroju, który jak mgła spowija całą płytę, udało się też uzyskać pewną różnorodność, szczególnie wyczuwalną na stronie A winylowej wersji; druga część albumu jest zdecydowanie bardziej wyciszona, refleksyjna.
Wisienką na tym norweskim torcie jest obecność gitarzystki Hedvig Mollestad. Niestety dała popis swoich możliwości tylko w dwóch utworach - "Brown House (By The Sea)", "Love, Peace And Currywurst" - i są to z pewnością dwa fragmenty, do których najczęściej wracałem. Jej przestrzenna gra długimi dźwiękami - trochę w stylu dawnego mistrza Terje Rypdala - zdecydowanie poszerzyła pole znaczeniowe płyty. Szkoda, że tak brzmiący instrument pojawia się w ostatnim czasie bardzo rzadko na wydawnictwach promujących muzykę improwizowaną.
(nota 7.5-8/10)
Na deser małe dzieło sztuki improwizowanej, czyli wspomniany wcześniej kultowy w wąskich kręgach tropicieli i poszukiwaczy album "Aurora" (Maya Recordings 2006), Agusti Fernandez (fortepian), Burry Guy (bas), Ramon Lopez (perkusja). "Can Ram" to tytuł kompozycji odnoszący się do miejsca, w którym mieszka Agusti Fernandez. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz