piątek, 29 listopada 2019

VIREO - "LEAF HEAP" (Bandcamp) "Zosia Samosia na stercie liści"

    Nie ma to, jak znaleźć odpowiedni tytuł, który dobrze korespondowałby z tym, co aktualnie rozgrywa się, jeśli nie na naszych oczach, to z pewnością za naszymi oknami. "Listopad, prawie koniec świata", ciemno, szaro, niebo zaciągnięte powłoką gęstych chmur, uciążliwe pytania deszczu, i szybkie odpowiedzi wiatru, który przesuwa kolejne sterty liści. I tak też można przełożyć tytuł drugiego w dorobku albumu - "Leaf Heap" - projektu Vireo. Pod tą nazwą ukrywa się jedna osoba, amerykański twórca Chris Beaulieu. Bardzo lubię takie płyty z drugiego, jeśli nie z trzeciego obiegu, których niemal nikt nie zauważa, nikt nie recenzuje, a które zwykle przepadają bez większego echa. I pomyśleć, że niekiedy wystarczy poświęcić im kilka chwil, trafić na odpowiednią porę, właściwy nastrój, żeby porwał nas ze sobą zestaw odpowiednio ułożonych nut. I oto coś, co z pozoru wydawało się błahe, niezbyt intrygujące, nagle odkrywa przed nami swoją głębię.

Chris Beaulieu debiutował trzy lata temu płytą: "Vireonidae", gdzie oprócz swobodnej zabawy dźwiękiem, próbował wypracować ciekawe brzmienie, i uczył się podstaw kompozycji. Na drugiej płycie większą uwagę poświęcił linią melodycznym - lekkie, zgrabnie zaaranżowane, senno-marzycielskie (szczególnie w drugiej części albumu), i zapadające w pamięć piosenki, wypełniające "Leaf Heap", utrzymane są w indie-fokowej stylistyce. Podstawą wszystkich kompozycji są instrumenty akustyczne, dominują gitary, urokliwe harmonie wokalne, w aurze zbliżonej nieco do tego, co robi Denison Witmer. Amerykański artysta nie dość, że całkiem udanie tworzy sugestywne przestrzenie, to jeszcze potrafi wypełnić je delikatnym śpiewem. Chris Beaulieu bardzo lubi dokonania Fleet Foxes i Sufiana Stevensa, ponoć każdej zimy umila sobie czas słuchaniem jego albumu "Greetings From Michigan", stąd pewnie drobne naleciałości lub podobieństwa w prowadzeniu głosu. Owa wspomniana przeze mnie wyżej delikatność, "miękkość" to znak rozpoznawczy najnowszego albumu.
Mimo, iż za nazwą Vireo ukrywa się tylko jeden, 25-letni, człowiek, to w żadnym momencie album "Leaf Heap" nie sposób tego odczuć. Muzyk z Pittsburgha z dużym wyczuciem wykorzystuje kolejne instrumenty i nie pozwala słuchaczowi się nudzić. Jak sam przyznał, najbardziej lubi aranżować perkusję, czy mówiąc nieco szerzej - perkusjonalia. W utworze "Throwin' Skippers" autor wykorzystał dźwięki: taśmy izolacyjnej, noży kuchennych, garnków, patelni, kieliszków do wina oraz odgłosy maszyny do pisania. W tym przypadku trudno nie zgodzić się z tezą, że muzyka ukrywa się dookoła nas. W tak kreślonej perspektywie można odnaleźć subtelne podobieństwa, szczególnie w nastroju niektórych kompozycji amerykańskiego barda, do twórczości Noiserv. Podstawowa różnica jest tak, że Chris Beaulieu nie wykorzystuje tylu pętli, co David Santos. Portugalski artysta znany jest z tego, że zapętla partie kolejnych dźwięków, dodaje następne pętle, i tak sekwencja po sekwencji systematycznie rozbudowuje całą kompozycję, która w finale brzmi, jak wykonana przez małą orkiestrę. Skoro z Chrisa Beaulieu taka "Zosia Samosia" nie dziwi fakt, że również okładkę zaprojektował i stworzył sam. Stworzył w sensie dosłownym, gdyż ta jakże urokliwa makieta miasteczka to dzieło wytrwałości i żmudnej pracy jego rąk. Ostatni album inspirowany był długimi spacerami oraz książką "Pilgrim at The Tinker Creek" - Annie Dillard (powieść z 1974 roku, zdobyła Nagrodę Pulitzera,  dotyczyła kontemplacji życia oraz natury).


(nota 7/10)  









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz