sobota, 21 maja 2016

MUTUAL BENEFIT - "Skip a sinking stone" Mom+Pop (egzystencjalne lęki muzycznego włóczęgi)




Mutual Benefit - to projekt muzyczny stworzony przez gitarzystę i autora tekstu Jordana Lee. Skład tego zespołu od początku był dość płynny i dlatego trudno tu mówić o stałych członkach. Wokalnie Jordanowi pomagały Wirginia de la Pozas, Cory Siegler, Julie Byrne, instrumentalnie wspierali go: Jake Falby, George Folickman, Marc Merza, Cameron Potter. W dorobku artysty znajdują się dwie płyty długogrające, kilka epek oraz singli. Pierwszy, znakomity album, zatytułowany "Love's crushing diamond", powstał w 2013 roku. Zestaw siedmiu piosenek na początku ukazał się jedynie w wersji kasetowej. Płyta została nagrana w Recording Studio Ohm w Austin, w Teksasie. Choć kilka utworów zarejestrowano w innych miejscach, co niejako stanowi znak rozpoznawczy owego albumu. Rejestracji ostatniego utworu na płycie dokonano w Bostonie. A wszystko za sprawą licznych podróży Jordana Lee. W tamtym okresie Jordan niczym nomada włóczył się od miasta do miast, nigdzie nie potrafił zostać na dłużej. Na trasie swojej wędrówki odwiedził Austin, St. Louis, Brooklyn, Boston. Zwiedzając kolejne miasta komponował piosenki i zapraszał lokalnych muzyków do współpracy. Jak się później okazało, był to całkiem dobry sposób na zawarcie nowych znajomości i stworzenie udanej płyty. Podróżowanie, spotykanie ludzi, wspólne muzykowanie, dzielenie się sobą, wzajemne inspirowanie, wymiana wrażliwości - wszystko to legło u podstaw płyty "Love's Crushing diamond". 
Jordan Lee rozpoczął swoją przygodę z muzyką jako nastolatek w zespole punkowym, w co, słuchając jego aktualnych dokonań, trudno uwierzyć (wiadomo, młodość musi się wyszumieć). Po zakończeniu studiów,  przeniósł się wraz z siostrą do Austin, gdzie w końcu udało mu się zdobyć staż w studiu nagraniowym. To mniej więcej wtedy zafascynował się dokonaniami takich artystów jak: Nick Drake, Elliott Smith, Joanna Newsom.
Debiutancki album "Love's crushing diamond" wypełniły bardzo urokliwe kompozycje. Ich wspólną cechą była kruchość i delikatność oraz ciekawe aranżacje. W warstwie tekstowej pojawiły się literacko przetworzone osobiste przeżycia autora, tematy miłości, bliskości i straty ("to był bardzo bolesny dla mnie rok, straciłem wielu bliskich mi ludzi"). Źródłem inspiracji były również liczne podróże i zdobyte w ich trakcie doświadczenie(choćby zapadający w pamieć widok zniszczonych miast po przejściu huraganu Irene). Album "Love's crushing diamond" - zgodnie z tym, co Jordan sam o nim opowiada w jednym z wywiadów - miał dla niego znaczenie terapeutyczne. Muzyk chciał wyrzucić z siebie ponure myśli i smutki, które wypełniały jego głowę. Wreszcie udało mu się przestać myśleć o zdarzeniach z przeszłości w kategoriach dobra i zła. Zafascynowany filozofią wschodu zaczął je postrzegać w oderwaniu od jakiejkolwiek aksjologii. Na co dzień Jordanowi Lee towarzyszy coś na kształt: "egzystencjalnej paniki wynikającej z faktu bycia muzykiem". "Myślę, że egzystencjalna panika przewija się niemal we wszystkich moich czynach i uczuciach". Jednym z najważniejszych elementów czy też wartości w życiu Jordana Lee jest inspiracja. Bycie czymś zainteresowanym, zaciekawionym, dążenie do poznania wyznacza - by użyć nieco górnolotnych słów -  horyzont jego człowieczeństwa. A gdzie Jordana szuka inspiracji? Odpowiedź jest bardzo prosta - wszędzie. Za przykład niech posłuży znakomity(mój ulubiony) utwór "C.L. Rosarian", na którego pomysł Jordan wpadł odpoczywając nad stawem. "Zainspirowały mnie fale na stawie".




Nowa płyta - "Skip a skinking stone" -  która ukazała się 20 maja 2016 roku, nie przynosi większych zmian. Zawiera dwanaście ciekawych i utrzymanych w podobnej stylistyce kompozycji. W moim odczuciu jest to płyta nieco mniej udana niż znakomity debiut. Co nie zmienia faktu, że nowy materiał powinien ucieszyć oddanych fanów. Gatunkowo muzyka nadal rozpięta jest gdzieś pomiędzy indie-folkiem i chamber-pop. Jordan Lee proponuje słuchaczom muzyczną włóczęgę (do niedawna sam bywał postrzegany jako włóczęga). Niespieszną wędrówkę od dźwięku do dźwięku("zbieram dźwięki, a potem próbuje połączyć je ze sobą"), kolekcjonowanie nut, kolekcjonowanie wrażeń, przeżyć oraz krajobrazów. Jego "pokojowe melodie"(melodie powstałe w zaciszu pokoju) przywołują skojarzenia z dokonaniami Sufiana Stevensa czy Denisona Witnera. Nadal są to starannie zaaranżowane, spokojne indie-folkowe ballady zaśpiewane charakterystycznym głosem. Jordan Lee mimo wielu przeciwności losu wciąż pozostał marzycielem. Za pośrednictwem swojej strony internetowej zachęca fanów do dzielenia się marzeniami. Dla najciekawszych marzycieli przewidziane są nagrody w postaci winylowego wydania jego ostatniej płyty.







  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz