poniedziałek, 2 maja 2016

Artur Dyjecinski - " The Valley of Yessiree" Sideways Saloon








Artur Dyjeciński to muzyk pochodzący z Nanaimo, który mieszkał przez dłuższy czas w Ontario w Kanadzie. Obecnie rezyduje w Londynie, gdzie ma studio nagraniowe. Zanim zdecydował się nagrać i wydać debiutancki album, był wokalistą zespołu Dracula Legs. Pomysł na płytę pojawił się tuż po jego trzytygodniowej wyprawie przez Atlantyk. Nazwisko Artura sugeruje polskie korzenie. I tak też w istocie jest. Jego dziadek - Jerzy Dyjeciński - w czasie trwania Drugiej Wojny Światowej był chorążym, a potem jeńcem Oflagu 2C. Po zakończeniu wojny został pisarzem, i twórcą takich powieści jak: "Kriegsgefangener Nr 159 wraca do domu" oraz "Kalosze i ostrogi" (motto książki: "Życie prawdziwego mężczyzny składa się z dwóch okresów, w pierwszym sprawdza się jako mężczyzna, a w drugim opowiada, jak się sprawdzał"). W jednym z niewielu wywiadów, których udzielił Artur Dyjeciński, muzyk opowiada o swoim dziadku. Bardzo żałuje, że nie zdążył poznać osobiście swojego przodka. Nie może również, póki co, osobiście przeczytać jego książek, ponieważ nie zna języka polskiego. Pamięci dziadka poświęcił utwór "Dead Horses". 
Na debiutanckim albumie Kanadyjczyka znajdujemy coś na kształt "ciepłej surowości". Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z minimalizmem na poziomie estetycznym - oszczędne partie gitar, spokojny, jednostajny rytm perkusji, solowe partie grane są przez poszczególne instrumenty bardzo rzadko i jakby od niechcenia, troszkę niedbale. Z drugiej zaś strony głęboki i charakterystyczny głos Artura od pierwszych chwil bez trudu buduje szczególną atmosferę oraz intymny kontakt ze słuchaczem. To głos, który w dolnych rejestrach przypomina odrobinę ton Kurta Wagnera z zespołu Lambchop, w górnych partiach natomiast można znaleźć niekiedy nawiązania czy podobieństwa do Antony Hegarty'ego. Barwa głosu Artura Dyjecińskiego przywołuje również skojarzenia z Davem Martinem z zespołu I Like Trains.
Muzyka zawarta na debiutanckim albumie "The Valley of Yessiree" to gatunkowe pogranicze - indie-folku, americany oraz chamber-popu. Całość materiału muzycznego doskonale sprawdziłaby się w wersji koncertowej w małej ciasnej, mocno zadymionej sali. Stonowane kompozycje, niespieszny rytm narracji, snujące się pojedyncze akordy, które rzadko wychodzą na główny plan, jak w instrumentalnym utworze "Yessiree". Dźwięki skupione wokół głosu wokalisty mają jedynie coś zaznaczyć, wydobyć, podkreślić, ale przede wszystkim stworzyć malownicze tło do kolejnej opowieści. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zaprosić Artura Dyjecińskiego do kraju jego przodków, na przykład na któryś z letnich festiwali.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz