sobota, 20 grudnia 2025

ABEL GHEKIERE - "IN DE VERTE, DIT UITZICHT" (Rokat Rec.) "TEN KRAJOBRAZ W ODDALI"

 

  Największą niespodziankę najlepiej zostawić na koniec roku. Tak łatwo powiedzieć, znacznie trudniej zrobić. Jednak spróbuję Was przekonać do przypadkiem odkrytego albumu - "IN DE VERTE, DIT UITZICHT" belgijskiego twórcy ABLA GHEKIERE. Do tego wyjątkowego zestawu delikatnych, kruchych dźwięków dotarłem przez postać Nicolasa Rombautsa (jego utwór pojawił się niedawno w "Dodatkach"), który uczestniczył w sesji nagraniowej. ABEL GHEKIERE to multiinstrumentalista - jego ulubione narzędzia muzycznych kreacji to: gitara, banjo, klarnet. Artysta całkiem sprawnie porusza się po obrzeżach kilku gatunków - jazz, folk, americana, ambient, zachowując przy tym minimalistyczne podejście. Abel preferuje wolne tempo, estetyczną powściągliwość, niewielkie zmiany tonacji w obrębie frazy. I właśnie w takim otoczeniu czuje się zdecydowanie najlepiej. To absolwent Uniwersytetu w Antwerpii, w maju 2023 roku obronił doktorat z dziedziny demografii, jest synem niedawno zmarłego malarza Jorisa Ghekiere, któremu dedykował swój debiutancki album. 



 Tak wybornie rozpoczyna się najnowszy drugi w dorobku album. Kapitalne nagranie!


Album "In de Verte, Dit Uitzicht" (tytuł można przetłumaczyć jako: "Ten krajobraz w oddali"), w niezwykły sposób potrafi otulić uważnego i cierpliwego słuchacza. Poszczególne instrumenty bardziej oddychają niż grają - gitara, klarnet, skrzypce, banjo, saksofon, szeptane głosy w trybie ASMR - tworzą ciepłą nostalgiczną przestrzeń. Ghekiere chętnie sięga po narzędzia związane z tak zwanym "field recordings" (nagrania terenowe); dokonane w różnych miejscach i sytuacjach stają się czymś w rodzaju znaków pamięci.

W tego typu graniu liczy się każda chwila, stąd niedaleko do skojarzenia z muzyką medytacyjną. Każda kompozycja na tym zestawie ośmiu nagrań wydaje się nieco inna, choć można wyczuć drobne naleciałości folkowe, jazzowe - głównie przez nieco mocniejsze akcenty wybranych instrumentów - banjo, gitara, saksofon. Ta płyta brzmi jak intymna rozmowa albo swoisty pamiętnik dźwiękowy, który powoli, z minuty na minutę, coraz bardziej się odsłania. Jedyne zastrzeżenie mam do długości kompozycji. W tym układzie chciałoby się, że utwory trwały od sześciu do ośmiu minut.

"Ta płyta jest o wiele bardziej osobista niż poprzednia... Pierwsza była o żalu z powodu śmierci ojca. Ta nowa odzwierciedla mnie jako osobę (...). Dla mnie najważniejsze jest dążenie do emocjonalnej i prawdziwej muzyki, które wypływa z intuicji, a nie z zapisu nutowego" - oświadczył Abel Ghekiere.







Na albumie "In De Verte, Dit Uitzicht" zdecydowanie więcej jest przestrzeni niż dźwięków. W takim układzie także cisza staje się pełnoprawnym uczestnikiem dialogu. Kolejne improwizacje wynikają z grania intuicyjnego i wzajemnych interakcji artystów. W tej perspektywie Abel Ghekiere nie funkcjonuje tutaj jako klasyczny "lider zespołu", jest raczej kimś w rodzaju KURATORA MUZYCZNYCH SYTUACJI.

 Jest kimś, kto stwarza dobre warunki do niespiesznej wymiany zdań, a nie narzuca sztywnych formalnych ram. Stąd kolejne niespieszne dźwięki uczestników dialogu wydają się być prostymi i wyczekiwanymi odpowiedziami, a nie kolejnym popisem. Są drobnymi komentarzami, rodzajem mniej lub bardziej spontanicznej reakcji, a nie momentem pustej wirtuozerii. W tym kontekście widać całkiem wyraźnie specyficzne podejście Ghekiere do muzyki, która stanowi dla niego przede wszystkim MIEJSCE SPOTKAŃ, przestrzeń do nawiązywania relacji. Trzeba też podkreślić, że drugi w dorobku album jest sporym krokiem na przód. I tak oto objawił się nam nowy, można powiedzieć, czołowy przedstawiciel nurtu "slow music".

(nota 7.5/10)



 


W takich okolicznościach przyrody musimy przenieść się na koncert belgijskiego artysty. Szczególną uwagę warto zwrócić na utwór numer dwa "Caroline" (od 5 min.50 sekundy), który pokazuje możliwości tej grupy.





Niby koniec roku i sezonu wydawniczego, a tu proszę, ile ciekawych pieśni, piosenek i kompozycji. Zaczniemy od alt-popowej załogi z Włoch, która przybrała nazwę RBSN. Zajrzymy na ich ostatni album, wydany pod koniec listopada - "HERE".





Bardzo przypadła mi do gustu piosenka kanadyjskiej wokalistki z Ottawy - ROBIN KEENY, która ukazała się w ubiegłym tygodniu. CUDEŃKO!!





Krótka wizyta u naszych zachodnich sąsiadów, na szczęście nie chodzi o reparacje tylko, o muzykę grupy z Karlsruhe, która przyjęła nazwę COLTAINE. Niedawno ukazała się ich płyta zatytułowana "Brandung".




Na trasie naszej wycieczki zatrzymamy się w Alabamie. Grupa SISTER RAY DAVIS, fragment z ich  niedawno wydanej płyty "Holy Island"






Melbourne, a w nim formacja, o której wspominałem już na łamach bloga - TEMPORARY BLESSING. Zajrzymy na ich ostatni album zatytułowany "Sumbisori".





W Londynie działa grupa OR KANTOR, która przed kilkoma dniami wydała nowy album "Snake Island". W kilku kompozycjach pojawił się nasz znajomy trębacz Sefi Zisling.



 

MISS TYGODNIA - w zasadzie jedna z moich ulubionych kompozycji ostatnich kilku miesięcy. Grupa z miasta Newcastle, czyli ME LOST ME ( z wokalistką Jayne Dent), oraz fragment chwalonej przez krytyków płyty "THIS MATERIAL MOMENT".





KĄCIK IMPROWIZOWANY - kolejny nasz dobry znajomy z miasta Sydney - JEREMY ROSE i kompozycja z najnowszej płyty "Infinity 2".





KOMPOZYCJA TYGODNIA - zajrzymy na niedawno wydaną epkę ADRIANA SHERWOODA, AFRICAN HEAD CHARGE & SPEAKERS CORNER QUARTET zatytułowaną "Barbican Heights". Ps. Nie odchodźcie zbyt daleko od telefonów i komputerów, jeszcze w tym roku z pewnością się spotkamy na łamach bloga. Tym razem w ramach kącika literackiego. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz