sobota, 12 października 2024

NICE BISCUIT - "SOS" (Bad Vibrations/Fuzz Club) "Smaczny biszkopt"

 

      Przy niejednej okazji wspominałem, że psychodeliczne granie posiada niejedno imię. Fakty są takie, że znacznie częściej w tym nurcie można spotkać artystów, którzy preferują nieco głębsze zanurzenie w odmętach niepokornych dźwięków. Gdzieś w tyle zwykle przewijają się nawiązania do kultury "Dzieci Kwiatów", obecne w tekstach, strojach, sposobie bycia, do tego wspomnienia lat 60-tych lub przełomu 60/70 oraz last but not least środki psychoaktywne kojarzone z tą estetyką.  Odrobinę rzadziej spotyka się przedstawicieli tego w gruncie rzeczy pojemnego nurtu, którzy skupili się na tej jaśniejszej stronie psychodelicznej mocy, łącząc drobne gitarowe jamy z barwną fakturą muzyki popularnej. W takich wypadkach większą rolę odgrywa oniryczna melodyka niż gwałtowne podmuchy wypływające szerokim strumieniem z grzejących się gitarowych wzmacniaczy. Zdaje się, że w tej słonecznej odmianie wspomnianego wcześniej nurtu prym wciąż wiedzie Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ameryki Płn., choć i dręczona upałami Australia stara się nie pozostawać zbyt daleko w tyle.



Zespół Nice Biscuit to kwintet, który pochodzi z Brisbane. Debiutowali w 2018 roku albumem "Digital Mountain", a później, bo na szczęście na tym nie poprzestali, wydali dwie epki. Pierwszy tydzień października przyniósł nowe, drugie i ważne w dorobku grupy wydawnictwo zatytułowane "SOS". Krążek zawiera spójny przemyślany materiał, który krytycy pewnie wsuną do szuflady z etykietą "psycho-pop". Jednak nie o etykiety tutaj chodzi, tylko o muzykę. A ta długimi fragmentami brzmi bardzo dobrze, o co mocno postarał się miksujący całość Jim Rindfleish (zespół Midlife), czuwający za suwakami konsolety Swan Pond Studios w Queensland.

 W tym przypadku proces rejestracji nagrań wyglądał tak, że trójka instrumentalistów: Kurt Mevlin, Nick Cavendish, Jess Ferronato, stworzyła zgrabne podwaliny, coś w rodzaju instrumentalnej ścieżki , którą później wypełniły głosem oraz tekstem dwie wokalistki: Billie Star i Grace Cuell. To ciekawy zabieg, żeby tu i ówdzie podwoić wokalizy, wpuścić przy okazji nieco mglistego światła, poprzez wykorzystanie harmonijnie zestrojonych głosów. Faktura poszczególnych odsłon również bywa urzekająca - syntezatory, gitary, sekcja rytmiczna, elektroniczne drobiazgi - wszystko to solidnie zapracowało na udany końcowy efekt.



"Czasem czujemy się pełni nadziei i wdzięczni, czasem smutni i przygnębieni, czasem pełni żalu i źli na system, czasem czujemy, że miłość może rozwiązać wszystko" - oświadczyły w rozmowie z dziennikarzem wokalistki grupy Nice Biscuit. 

Powiadają, że dobre otwarcie płyty jest jak zaproszenie, żeby posłuchać jej dalszego ciągu. Wydaje się, że członkowie australijskiego kwintetu mieli to w pamięci, umieszczając na samym początku utwór "The Star", który może przypominać jasne momenty z dawnej twórczości Stereolab. W kolejnych odsłonach albumu "SOS" słychać wyraźnie, że w muzyce Nice Biscuit jest sporo zwykłej radości grania, mnóstwo barw i migoczących refleksów. Warto podkreślić, że na etapie produkcji z niczym nie przesadzono. Znakomicie brzmi tytułowy "SOS", przywołujący ducha epoki "Flower Power". "Rain" zbudowano w oparciu o krautrockowy rytm i nieco mocniejsze gitarowe akcenty. Całkiem wyraźnie widać i czuć, że zespół lepiej odnajduje się w przestrzeni kreowanej przez żywe rytmy niż w toczących się leniwie sentymentalnych szlagierach.

(nota7.5-8/10)

  

 


Pozostaniemy w Australii, zespół Smoke Bellow, którego poprzednią płytę recenzowałem na łamach bloga, wczoraj opublikował nowe wydawnictwo zatytułowane "Structurally Sound". Oto mój ulubiony fragemnt.



Cóż, że ze Szwecji, czyli przedstawiciele skandynawskiej psychodelii, grupa Goat, oraz fragment wczoraj wydanej płyty zatytułowanej "Goat".



Znane już jest mniej więcej 70 procent zawartości najnowszej płyty The Cure (premiera w listopadzie), wygląda na to, że będzie to stonowane wydawnictwo. Robert Smith ma już swoje lata, nie będzie szalał z tempem. Właśnie pokazał się kolejny jeszcze ciepły singiel promujący najnowszy album.



Mocno nawiązuje do dawnych dokonań grupy The Cure wydana wczoraj płyta holenderskiej grupy Docile Bodies - "Light Will Come Our Way". Prezentowałem już dwa single z tego wydawnictwa, pora na kolejny.



Bardzo przyzwoicie brzmi wczoraj wydana płyta "Transparent Eyeball" brytyjskiej wokalistki, prezentowanej już niegdyś, Leili Moss. Mój ulubiony fragment? Chyba ten.



Przepiękną kompozycję można odnaleźć na wydanym niedawno albumie nowojorskiej grupy Adeline Hotel - "Whodunnit". Oto to CUDO. Lubię to powietrze pomiędzy dźwiękami, tak rzadko spotykane w twórczości naszych krajowych artystów.



Warto mieć coś francuskiego pod ręką, w tym tygodniu wybór padł na Christophera Blancheta, który ukrywa się pod pseudonimem Fosse. Niedawno pojawił się jego najnowszy singiel.



Przed Wami "KOMPOZYCJA TYGODNIA". Tym razem szczęście dopisało Benowi Howardowi, który kilkanaście dni temu opublikował nowy singiel "How Are You Feeling?".



W kąciku improwizowanym amerykański saksofonista Immanuel Wilkins oraz jego znajomi, czyli fragment wydanej wczoraj płyty "Blues Blood".



Na koniec zajrzymy do wydawnictwa "Panorama" - Various Artists, które obejmuje jedenaście kompozycji wykorzystanych jako fragmenty ścieżek dźwiękowych, we francuskich filmach z okresu 1969-1980. Był taki okres.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz